Jak SB się rozgrzeszała
,,Gdy zgromadziła się większa grupa dewotek, która zablokowała wejście, nie przedsięwzięto dostatecznie energicznych kroków w kierunku szybkiego zneutralizowania grupy” - stwierdza szef SB w specjalnym raporcie.
Dokument powstał półtora roku po zamieszkach na ulicach. Służba Bezpieczeństwa wylicza w nim błędy władz i swoje, które sprawiły, że w ogóle doszło do rozruchów. Godzina po godzinie analizuje przebieg wydarzeń z 30 maja. Wyciąga wnioski.
Grzech główny: władze nie poinformowały społeczeństwa, dlaczego chcą zająć Dom Katolicki. A przyczyna, wedle SB, była ,,społeczna”, więc ludzie by zrozumieli. Otóż władza zamachnęła się na Dom, bo Zielona Góra jako nowe miasto wojewódzkie potrzebowało powierzchni na instytucje. A skoro władza nie powiedziała... ,,W rezultacie doszło do tego, że ks. Michalski w wypaczonej formie informował wiernych o kształtującej się sytuacji w parafii” - stwierdza w raporcie szef SB Galczewski. Sam też uderza się w piersi. Przyznaje, że działania SB skoncentrowały się na ks. Michalskim, nie rozpracowano natomiast aktywu kościelnego. A można było ,,zneutralizować kilka aktywnych dewotek przed wypadkami, a tym samym odciąć ks. Michalskiego od jego zaplecza”.
Błąd drugi: pozwolono na przesunięcie terminu o 2 godziny, z 8.00 na 10.00. Stracono więc najdogodniejszy moment eksmisji, bo o 8.00 przed Domem nikogo nie było.
I dwa kolejne zarzuty szefa SB. Jak podkreśla w raporcie, przed Domem zabrakło funkcjonariuszy w mundurach, którzy ,,pojedynczo przychodzące kobiety kierowali by do domów”. A kiedy zebrała się już grupa ,,dewotek”, która zablokowała wejście do Domu, nie przedsięwzięto dostatecznie energicznych kroków w kierunku szybkiego zneutralizowania grupy”. Tu, jak widać, szef SB otwarcie punktuje milicję.
I podstawowy grzech operacyjny. Jak przyznaje płk Galczewski, plan zabezpieczenia eksmisji Domu przez SB i MO obliczony był na spokojny przebieg czynności. Wprawdzie dane operacyjne SB mówiły o wielokrotnym odwoływaniu się ks. Michalskiego do wiernych, ,,jednak brak było wielokrotnych sygnałów o tym, żeby organizowała się jakaś grupa dla przeciwstawienia się planowanym czynnościom administracyjnym”.
Dlaczego SB nie przewidziała, że ludzie zaprotestują? - Część tych tłumaczeń wynika z przyczyn osobistych, czyli dbałości o własną karierę. Stąd mówienie o złym informowaniu społeczeństwa. Wtedy nie istniało pojęcie konsultacji społecznych. Nawet to władzom nie przychodziło do głowy - tłumaczy Bogdan Biegalski, współautor książki „Wydarzenia zielonogórskie w 1960 r.”. - Protest wymknął się spod kontroli, bo był całkowicie spontaniczny. Nikt go nie organizował. Nie było żadnej takiej grupy. Rzeczy wiście SB skupiło się na księdzu Michalskim, ale nie było środowiska, które trzeba było infiltrować. Eksmisję opóźniono, bo urzędnicy dowiedzieli się o petycji. I czekali na instrukcję, a to trwało.