Jak się żyje na socjalu? Czytelnik odpowiada: Koszmarnie!
W poprzednim wydaniu Kuriera Żarsko - Żagańskiego opublikowaliśmy tekst „Lokale socjalne na wieczność”. Pisaliśmy w nim o najemcach, którzy latami żyją na garnuszku miasta.
Realizując materiał pojawiliśmy się także na osiedlu przy ul. Okrzei. Pytaliśmy mieszkańców jak im się żyje. Czy socjal to jedynie wygody na koszt podatnika. Wielu rozmówców dało nam do zrozumienia, że narzekać im nie wypada. Nie tylko dlatego, że znajdują się na łasce urzędników. Wielu po prostu boi się wściekłości sąsiadów.
W poprzednim wydaniu Kuriera Żarsko - Żagańskiego opublikowaliśmy tekst „Lokale socjalne na wieczność”. Pisaliśmy w nim o najemcach, którzy latami żyją na garnuszku miasta.
Realizując materiał pojawiliśmy się także na osiedlu przy ul. Okrzei. Pytaliśmy mieszkańców jak im się żyje. Czy socjal to jedynie wygody na koszt podatnika. Wielu rozmówców dało nam do zrozumienia, że narzekać im nie wypada. Nie tylko dlatego, że znajdują się na łasce urzędników. Wielu po prostu boi się wściekłości sąsiadów.
- Moje życie staje się powoli koszmarem - mówi Krzysztof Drozdowski. - Konflikt z jednym z mieszkańców osiedla trwa już rok. Zaczęło się od zniszczenia samochodu.
Agresywny mężczyzna skopał drzwi auta. W środku siedział dwuletni wówczas syn Drozdowskiego. Wybryk zakończył się wyrokiem sądowym i ograniczeniem wolności. Raptem 20 godzin prac społecznych.
- Nie potrafię powiedzieć, czym mu zawiniłem - przyznaje pan Krzysztof. - Moja partnerka również. Chodzą różne plotki, nie wiadomo w co wierzyć. Ten facet sam chyba nie wie, o co mu chodzi. W ubiegły weekend po pijaku jeździł dookoła bloku na rowerze i wykrzykiwał, że nas spali. Łby porozbija.
Katalog złośliwości jest szerszy. Zapychanie zamków kawałkami drutu, kradzież odzieży z suszarki na korytarzu...a nawet wyrzucenie jej przez okno. Pech chciał, że ta akurat była pożyczona. Doszło też do włamania i zabrania laptopa. Wrócił on do Drozdowskiego dopiero po usilnych prośbach.
- Policja nie reaguje. Czasem przyjeżdża, nakłada mandaty, których i tak nikt tu nie płaci. Sprawę w końcu zgłosiłem do prokuratury. Na dniach mam być przesłuchiwany - relacjonuje nasz rozmówca.
Krzysztof Drozdowski na osiedlu przy Okrzei mieszka pięć lat. Wcześniej zajmował lokal w starym budynku przy Średniej. Rak krtani wygnał go do „socjalu”. Wdowiec, dzieci w Anglii. Ostatnio w konkubinacie. Partnerka dorabia w Niemczech. We trójkę, z synem, tłoczą się w malutkiej, schludnej kawalerce. Najchętniej zamieniliby ten lokal na jakiś inny. Dla świętego spokoju.
- Chodzi o dziecko. Ono najbardziej cierpi przez te awantury. Kiedyś bez problemu można było je zostawić na chwilę pod opieką sąsiadek. Potrafiło bawić się samo na podwórku. Teraz nie. Wiecznie chodzi przestraszone. Trzyma się blisko nas. Zaczepki sąsiada nie omijają także i jego - mówi smutno pan Krzysztof.
Jak dowiadujemy się w magistracie, zamiana lokalu socjalnego jest możliwa. Trzeba tylko złożyć stosowny wniosek do ZGM. Chętnego na zamianę można szukać na własną rękę. Ta droga jest szybsza i pewniejsza. Drozdowski chwyta się obydwu sposobów. Jest trzeci w kolejce po większe lokum. Tkwi w niej od narodzin syna. Znalezienie kogoś, kto chciałby zająć jego mieszkanie, oddając w zamian swoje, też graniczy z cudem. Wszyscy dotychczasowi chętni wycofywali się, gdy tylko usłyszeli adres.
- Dla urzędników liczą się procedury, papiery, zaświadczenia. Gdy się wprowadzałem sprawdzono mnie we wszystkich możliwych instytucjach. Myślałem, że w przypadku sąsiadów było podobnie. I jestem teraz bardzo zawiedziony. Kto mi zechce pomóc?