To działa mniej więcej tak: kiedy nasza gazeta opisuje jakiś wrażliwy społecznie temat - chorobę dziecka, niegodziwość władzy, akcję pomocy pogorzelcom lub cokolwiek innego, co chwyta za serce i wykręca podroby, z dużym prawdopodobieństwem wiem, że jeszcze tego samego dnia zadzwoni telefon.
- Wiesz, przeczytałem, wk… się, zrobiłem to i to. Byłem u marszałka, zadzwoniłem do Brukseli, jutro spotykam się z biskupem… Karol Cebula, przedsiębiorca, który formalnie nie pełni w regionie kluczowych funkcji, a od dwóch dekad mógłby zbijać bąki na emeryturze, przejmuje inicjatywę. Koordynuje, lobbuje, jest dowódcą prywatnie ogłoszonego stanu klęski państwa.
Bo każda porażka struktur władzy, każdy przejaw jej głupoty, każdy przykład samotności jednostki wobec bezdusznych urzędników lub złego prawa jest dla Karola taką klęską.
Tak też potraktował nasz okładkowy temat aresztowania Ukrainek polskiego pochodzenia. Mama z córką uciekły przed wojną, zakorzeniły się w Polsce, a teraz nasz kraj chce je deportować na Ukrainę.
- To się w głowie nie mieści, do jasnej cholery, działam - rzucił do słuchawki. I działa. Często oznacza to nie tylko otwarcie własnego portfela, ale i miotanie się w tematach trudnych i beznadziejnych. Czasem ta szarpanina przypomina walkę z wiatrakami. Szczególnie wtedy, gdy dotyka polityki, a to jedna z pasji Karola. Nie zapomnę kampanii prezydenckiej, w trakcie której Cebula poparł Bronisława Komorowskiego i starał się nakręcić do tego region. W swoim stylu wydzwaniał po znajomych. Ludziach kultury, nauki, lekarzach, aktorach.
Koordynuje, promuje, finansuje, lobbuje, ogłasza prywatne stany klęski państwa...
Do tej akurat jego akcji miałem dystans: - Przepraszam, Karolu, ale czy promowaniem własnego kandydata nie powinna się aby zajmować Platforma Obywatelska? - zapytałem. Odpowiedź musi zostać między nami. Ale warto dodać, że w podobnym stylu i na własne życzenie PO przegrała prezydenturę w całym kraju. A na fali sukcesu Andrzeja Dudy prawica zdobyła samodzielną większość w parlamencie. Nad czym tak teraz boleje... ta sama PO.
Stan polskiej polityki to niejedyne źródło frustracji takich społeczników jak Karol Cebula. Rozczarowywać musi niewielka liczba naśladowców, kiepski odzew na liczne apele o zaangażowanie wpływowych środowisk. A przecież tylu przedsiębiorców mogłoby pójść w ślady Karola! Fundować stypendia dla uzdolnionej młodzieży, pomagać kierunkowi lekarskiemu czy opolskiej katedrze. Szarpią się z tym wspaniali ludzie, ale w skali regionu naprawdę nieliczni. Dziękować Bogu - ciągle jeszcze ponadpartyjnie. I w dużej części jest to zasługą takich ludzi jak Cebula, którzy politykę pojmują jako narzędzie do osiągania ważnych społecznych celów. Truizm? To popatrzmy na realia funkcjonowania wielu samorządów, w których wojna polsko-polska zaczyna siać spustoszenie. Cebula stara się rozmawiać z każdym i nie raz się przekonuje, że bardziej skuteczni w lobbowaniu na rzecz regionu są ci, od których politycznie dzielą go lata świetlne.
Dlaczego piszę dziś o Karolu Cebuli? Ma on urodziny? Ważny jubileusz? Dostał kolejną nagrodę? Nic o tym nie wiem. Piszę, bo właśnie do mnie zadzwonił z deklaracją, że urządzi poniewieranym przez polskie prawo Ukrainkom mieszkanie. Stanie także na głowie, by pani Walentynie załatwić pracę. „Bo nie może być tak, do jasnej cholery, że państwo, które się w zastraszającym tempie starzeje, jednocześnie wyrzuca młodych ludzi, którzy chcą się tu uczyć, uczciwie pracować, płacić podatki”.
Piszę, bo po raz kolejny wiem, że można na Karola liczyć. I chętnie zleciłbym naszemu nowo powołanemu Uniwersyteckiemu Szpitalowi Klinicznemu akcję jego sklonowania. Może nawet znalazłoby się dojście do Brukseli, by załatwić na tak innowacyjny i społecznie istotny projekt pieniądze. Byłaby to bodaj pierwsza w regionie ważna inicjatywa, od której procedowania wypadałoby odsunąć samego Karola.