Jak uporać się z dzikami w mieście?
Łapią dziki do klatek, żeby wywieźć je z miasta. Okazuje się, że... ktoś je wypuszcza, a gubińscy działkowcy się denerwują.
Przejeżdżając przez Gubin nietrudno zauważyć, że prawie wszystkie zielone tereny (poza tymi w ścisłym centrum miasta), są zniszczone przez dziki. Zwierzęta ryją przy poboczach ulic, nie boją się niczego. Boisko przy ul. Sportowej wygląda jak krajobraz po bitwie.
Pytamy się mieszkańców Gubina czy ktoś na tym boisku grał? - Teraz już chyba tylko dziki - mówi poirytowany Zbigniew Lenart.
Mężczyzna mieszka przy ulicy Wojska Polskiego i miał swoje przygody z dzikami.
- Wdarły się na moją działkę i zniszczyły wszystko. Nic dziwnego, było ich chyba z 30 sztuk - opowiada gubinianin, który starał się o odszkodowanie, ale takiego nie uzyskał.
-_Udało mi się własnymi siłami doprowadzić działkę do porządku. Jednak te zwierzęta mogą kiedyś znów mnie „odwiedzić”. I co wtedy? Nikogo to jednak nie obchodzi. Burmistrz ma to w nosie - denerwuje się pan Zbigniew.
Chodzi nie tylko o szkody. Mężczyzna opowiada, że poprzedniego dnia jego syn jechał samochodem i był świadkiem sceny, w której dwie kobiety były atakowane przez lochę, która broniła swoje młode.
- Dobrze, że zablokował szarżę dzika samochodem i panie zdążyły uciec - relacjonuje_Z. Lenart.
Irytują się też miejscowi działkowcy. - Mówimy o tym problemie od lat, a mnie się wydaje, że w naszych ogrodach jest coraz gorzej - stwierdza Czesław Czyżowski, prezes ogrodów działkowych „Wzgórze”.
Dodaje, że nie odczuł odłowu dzików.
-_Słyszałem, że złapano kilka, jednak efektów nie widać - przyznaje i dodaje, że skuteczniejszym rozwiązaniem byłby odstrzał.
- Nasze ogrody są daleko poza terenami zabudowanymi. Powinni wywiesić ogłoszenie, żeby nie zbliżać się w okresie odstrzału w okolice naszego terenu i problem byłby z głowy - przyznaje Czyżowski.
Jeden z działkowców, Jan Ficnerowski przyznaje, że gdyby dziki wparowały na jego działkę, to nie wiedziałby co robić.
- Chyba bym usiadł i płakał. Tyle pracy poszłoby na marne. Nawet jeśli doprowadziłoby się wszystko do porządku, to przecież dziki mogą wrócić - zauważa.
Radny Mirosław_Rogiński walczy o radykalne rozwiązania w sprawie dzików.
- W Zielonej Górze kłopot z dzikami również występował, jednak w miarę szybko zorganizowano skuteczny odłów tych zwierząt. W Gubinie cała procedura trwa i efektów brak. Odstrzał byłby dużo efektywniejszy. W_innych miastach udało się coś takiego zorganizować, np. w_Bolesławcu. W Gubinie jest kilka miejsc, w których można byłoby to zrobić - zauważa Rogiński. - Byłyby to tereny prywatne, gdzie osoby niepowołane, w tym spacerowicze, nie miałyby wstępu. Myśliwi tworzyliby nęcisko i mogliby bezpiecznie odstrzelić dziki - dodaje.
Trzeba mieć jednak pozwolenie. Według burmistrza Bartłomieja Bartczaka nie ma na to szans.
- Też uważam, że odstrzał byłby lepszy. Próbowaliśmy lecz starostwo nie wyraziło zgody. Trzeba czekać na efekty odłowu - zaznacza włodarz.
Z tym też jest trudno. Na terenie Gubina łowczy zamontował dwie odłownie. Kilka sztuk udało się wyłapać. Jak się jednak okazuje część zwierząt uciekła. Na dodatek ktoś im w tym pomógł.
- Musimy zamontować monitoring przy klatkach. Łowczy uważa, że dzik sam nie mógłby się wydostać. Karma w środku jest wyjedzona, teren wokół klatki rozryty, a zamek przy wejściu do odłowni uszkodzony - informuje pracownik urzędu, Alicja Ratowicz.
Mieszkańcy zastanawiają się, czy łowczy na pewno dobrze wykonuje swoją pracę.
- Otrzymuje zapłatę od wywiezionego dzika, więc w jego interesie leży, aby złapać ich jak najwięcej - mówi A. Ratowicz. Dodaje, że wkrótce mają zostać zainstalowane dodatkowe dwie odłownie.
A co z człowiekiem otwierającym klatki.
- Spróbujemy go złapać na gorącym uczynku. Tylko co wtedy? O co tak naprawdę możemy go oskarżyć? - dopytuje się urzędniczka.