Jak urlop, to i komary. Tak już jest!
Pakując walizkę czy plecak przed wyjazdem na urlop, nie zapominajmy o czymś na komary. Zwłaszacza, jeśli chcemy wypoczywać gdzieś nad jeziorem. Prawda jest taka, że na komary nie ma sposobu!
Coroczne plagi komarów, za które odpowiadają także w Polsce coraz cieplejsze i wilgotniejsze zimy, to jednak nie złośliwość matki natury. Komary są – czy nam się to podoba, czy nie – bardzo istotną częścią ekosystemu. Po pierwsze, są elementem wielu łańcuchów pokarmowych. Komar na stałe gości w menu m.in. żab, ślimaków czy pajęczaków. To właśnie dzięki komarzemu „mięsku” inne organizmy są w stanie przepoczwarzyć się w kolejne stadia swojego rozwoju. Po drugie – gdyby nie tysiące złożonych jaj, z których część będzie pożarta, a następnie pożarta będzie część larw, którym uda się wykluć, a na kolejną część już dorosłych osobników – liczoną w setkach tysięcy – będą czyhać z kolei ptactwo, ważki, pająki, komarom zwyczajnie nie udałoby się przedłużać swojego gatunku. Aż chciałoby się uronić łzę nad tym komarzym losem, który – jak widać – do łatwych nie należy.
Ludziom jednak trudno spojrzeć na tych biedaków z takiej perspektywy i od lat robią, co mogą, by z komarami wygrać. Niestety, o czym mówią naukowcy, na komary nie ma stuprocentowo skutecznego środka, a te, które się stosuje zarówno na larwy, jak i dorosłe osobniki, działają chwilowo, najczęściej do pierwszego deszczu.
Najwydajniejszą metodą zwalczania plag jest stosowanie pyretroidów, czyli syntetycznych pochodnych pyretryny, kiedyś zwanej proszkiem perskim (sproszkowane kwiatostany egzotycznych chryzantem). Rośliny te wytwarzały truciznę dla własnych celów, by nasiona nie były atakowane przez szkodniki. Dziś stosuje się chemiczne odpowiedniki pyretryny, która niestety ma zgubny wpływ na ryby i inne bezkręgowce żyjące w wodzie.
Wojna z komarami od wielu lat jest wyzwaniem, z którym mierzą się największe laboratoria naukowe na świecie. Nie tylko po to, by żyło nam się dobrze podczas wakacji, ale przede wszystkim dlatego, że komary to nie tylko strażnicy wielu ekosystemów, ale niestety także nosiciele groźnych chorób, na które – zwłaszcza malarię, dengę czy gorączkę zachodniego Nilu – co roku umierają miliony ludzi.
Na szczęście problem nie dotyczy Polski, bo jak na razie odnotowano tylko sporadyczne przypadki przenoszenia przez komary z rodzaju Culex pipiens boreliozy i zapalenia opon mózgowych.
Naukowcy zauważyli także, co budzi pewien ich niepokój, przesuwanie się granic występowania gorączki zachodniego Nilu, na którą zachorowania pojawiły się w Czechach. Na szczęście naszym podstawowym parasolem ochronnym jest umiarkowany klimat, który nie pozwala zainfekowanym komarom osiągać dojrzałości – mowa tu choćby o żyjącym u nas widliszku, który teoretycznie mógłby przenosić malarię.