Jak wygrać wybory z PiS-em
Jedną z przyczyn porażki wyborczej PO była jej pewność siebie. Była przekonana, iż nie ma z kim przegrać. Teraz kreowany jest mit, iż to PiS nie ma z kim przegrać wyborów. Byłoby tak faktycznie, gdyby nie obowiązywała w Polsce „najgłupsza na świecie ordynacja wyborcza” (słowa prof. Zbigniewa Brzezińskiego).
To ona właśnie sprawiła, iż PiS - choć głosowało na tę partię tylko 38% wyborców, zdobył większość miejsc w Sejmie.
W skeczu z udziałem Kobuszewskiego i Gołasa, ten pierwszy instruuje, iż „chamstwu należy przeciwstawić się siłom i godnościom osobistom”, a następnie precyzuje, na czym ta „godność osobista” polega: „kto się przeciwstawia, dostanie w ryj”. Każdy, kto chce brać dziś udział w polskiej polityce, musi w działaniach wyborczych wziąć pod uwagę te reguły gry. Na „najgłupszą na świecie ordynację wyborczą”, odpowiedzieć należy w sposób adekwatny, czytaj: skuteczny.
Skoro obowiązująca w Polsce metoda D’Hondta sprawia, iż największe ugrupowanie bierze znacznie więcej, niż by mu się należało, gdyby wybory były naprawdę proporcjonalne (jak każe Konstytucja), a pozostałe, mniejsze partie (mimo, iż w sumie zdobywają więcej głosów) muszą przegrać, należy wystawić jedną, wspólną listę przeciw dotychczasowemu liderowi. Tylko wówczas można wygrać wybory.
Zaczynają to rozumieć ugrupowania, które są w opozycji. Co prawda publikuje się wyniki sondaży, z których wynikać ma, iż PiS wygrałby wybory także ze zjednoczoną opozycją, ale dane te nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, czyli z uśrednionymi wynikami wszystkich sondaży. Manipulacje sondażowe polegają najczęściej na tym, iż w niektórych wynikach uwzględnia się wszystkich, którzy nie chcą głosować lub nie wiedzą, na kogo głosować. Wówczas, gdy zsumujemy wyniki wszystkich ugrupowań, otrzymujemy znacznie mniej niż 100 procent, co zniekształca preferencje wyborcze tych, którzy będą głosować.
Nawet jeślibyśmy uwzględnili tego typu sondaże, to i tak prawie zawsze wygrałaby zjednoczona opozycja. Na przykład średnie wyniki PiS z ostatniego miesiąca (nawet z uwzględnieniem niezdecydowanych) wynoszą 37,7% , zaś z uwzględnieniem wyłącznie osób zdecydowanych - 42,2%. Ugrupowania opozycyjne (z wyłączeniem Kukiza) uzyskałyby średnio 40,4% lub 45,3%. Jeśli weźmiemy pod uwagę wyniki sondaży wszystkich 16 ośrodków badawczych, to w ciągu ostatnich 2-3 miesięcy PiS uzyskuje (z uwzględnieniem niezdecydowanych) 34,7%-40%, zaś z uwzględnieniem tylko zdecydowanych: 31%-35%. Ugrupowania opozycyjne uzyskałyby odpowiednio 36%-45,6% lub 50%-53%. W każdym wypadku PiS przegrałby ze zjednoczoną opozycją i to wyraźnie. Ucieczka z klubu Kukiza w ciągu roku prawie jednej czwartej posłów sprawia, iż należy przypuszczać, że jego ugrupowanie nie liczyłoby się w starciu dwóch dużych list wyborczych.
Ponieważ na 41 okręgów wyborczych aż w 14 wybieramy nieparzystą ilość posłów, to przy metodzie D’Hondta wystarczy przewaga jednego głosu, by mieć jednego posła więcej niż rywal.
W pozostałych 27 okręgach, nawet gdyby doszło do remisu, opozycja miałaby przewagę w Sejmie co najmniej 14 głosów. Recepta na zwycięstwo wyborcze jest prosta i precyzyjna. Jedyną przeszkodą mogą być chorobliwe ambicje liderów ugrupowań opozycyjnych. Inną kwestią jest, czy rządy zjednoczonej opozycji okazałyby się bardziej korzystne dla Polski niż władza PiS…