Co zrobić, kiedy człowiek-legenda, który kiedyś nie bał się dla słusznych spraw pójść do więzienia, zachowuje się jak bezmyślny pijak? Niestety - znowu postraszyć wiezieniem.
Andrzej Kołodziej miał powody do świętowania. Ledwie kilka dni wcześniej odbyła się premiera filmu dokumentalnego, którego był głównym bohaterem.
Szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, Jan Józef Kasprzyk , który wygłosił laudację ku czci weterana podziemia, sypał komplementami: „W tytule Opowieść bardzo polska zamyka się właściwie los Andrzeja Kołodzieja - bohatera naszej wolności i suwerenności, bo jego życie to bardzo polska opowieść. Jego życie i życiorys to przykład tego, jak z tradycji przodków, jak z przeszłości, czerpało jego pokolenie siłę, aby walczyć znów o wolność Polski”.
Dyrektor stracił przyczepność
Do wypadku doszło w czwartek 20 września na autostradzie A1, nieopodal Aleksandrowa Kujawskiego. Andrzej Kołodziej wracał z Warszawy do rodzinnej Gdyni. Jechał swoim volvo prawym pasem za ciężarówką. Według świadków, samochód jadący za nim podjął manewr wyprzedzania, ale Kołodziej wjechał mu przed sam nos, stracił przyczepność, uderzył w barierkę, a później dachował.
Wezwano policję, przyjechało pogotowie. Kołodziej został odwieziony do szpitala, gdzie zrobiono mu badania, po których miał według świadków - wyjść tylko na papierosa. I tyle go widziano. Policja wszczęła poszukiwania, bez skutku.
Mężczyzna przyjechał na przesłuchanie dopiero trzy dni później. Jego tożsamość nie budziła jednak wątpliwości, bo w samochodzie pozostawił służbowe dokumenty, w tym przepustki do Sejmu oraz do Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii. W ministerstwie Kołodziej zatrudniony był jako zastępca dyrektora biura.
Skazany i zawieszony
Badanie alkomatem wykazało 2,1 promila we krwi kierowcy. Sprawa karna była więc nie do uniknięcia. Kołodziej odmówił składania wyjaśnień i dobrowolnie poddał się karze na warunkach zaproponowanych przez prokuratora. Sąd orzekł 9 miesięcy pozbawienia wolności, przy czym sąd zawiesił wykonanie kary na dwa lata. Na trzy lata zakazano też mężczyźnie prowadzenia pojazdów mechanicznych. Kołodziej musiał również zapłacić 5 000 złotych na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonych oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Kilka dni przed ogłoszeniem wyroku (na którym się nie pojawił), Andrzej Kołodziej odznaczony został medalem Pro Bono Poloniae. Medal przyznawany jest osobom posiadającym „is- totny wkład w upowszechnianie wiedzy o historii walk niepodległościowych, krzewienie postaw patriotycznych w polskim społeczeństwie i poza granicami Kraju, kultywowanie oraz popularyzację wiedzy o tradycjach niepodległościowych”.
Chcę się uczyć
Andrzej Kołodziej nie pracuje już w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii. Twierdzi jednak, że zakończenie pracy w Warszawie nie ma nic wspólnego z wypadkiem.
- Ja po prostu chciałem kontynuować studia, a studiuję w Gdańsku. Cotygodniowe jeżdżenie do Warszawy trochę mnie męczyło.
Zdaniem gdynianina, jego zniknięcie ze szpitala było zwykłym nieporozumieniem. - Wykonano mi tomografię, bo miałem lekką rankę na głowie. Lekarz stwierdził, że nie ma urazu. Powiedział mi, że jestem wolny. Następnego dnia zadzwoniłem na komendę policji i się zgłosiłem. Przyznam, że byłem trochę zdezorientowany, to jednak jest szok.
Co mówi o wydarzeniu Andrzej Kołodziej? Między innymi o tym czytaj w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień