Jaka będzie nasza szkoła po tej reformie?
Debatują: Mirosława Kaczyńska, nauczyciel; ZNP oraz Krystian Frelichowski, nauczyciel i radny.
Po co ta reforma oświaty?
Po latach nieudanego eksperymentu z gimnazjum trzeba wszystko naprawić. Przede wszystkim program nauczania. Zastanawialiśmy się, czy jest to możliwe bez zmiany systemu kształcenia. Okazało się, że nie. Chodzi bowiem o wprowadzenie zasady nauczania spiralnego, które polega na tym, że nowe tematy poznawane przez uczniów w podstawówce będą rozszerzane w kolejnych klasach, a później w liceum.
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nauczanie powinno być skorelowane na lekcjach różnych przedmiotów, zgoda. Tymczasem w podstawie programowej właśnie tego brakuje. W matematyce i fizyce. To się po prostu rozjeżdża.
Czy zmiana sposobu nauczania nie byłaby możliwa bez likwidacji gimnazjów?
KF: Trzy lata liceum to zbyt krótki okres czasu.
MK: Mogę się z tym zgodzić.
KF: Nauczanie w podstawówce miało charakter wyrywkowy i podobnie było w gimnazjum. Teraz dziecko ma zdobywać podstawy, które później rozszerza, przez co je utrwala.
MK: Mam smutną wiadomość: teraz będziemy uczyli o rok krócej. Obecnie kształcenie ogólne obejmuje 6 lat szkoły podstawowej i 3 gimnazjum. Teraz potrwa 8. Jeśli chcemy nauczyć więcej i dokładniej, to w krótszym czasie nie da się tego zrobić. Zgadzam się, że warto byłoby się zastanowić nad tym, żeby liceum trwało cztery lata, ale nie zapominajmy, że nie wszyscy uczniowie idą do ogólniaka. Po reformie, jeśli tam trafią - nauczą się więcej, a jeśli nie, skończą edukację na 8 klasie. Martwi mnie to, że reforma skraca lata kształcenia ogólnego o rok.
KF: Nie mogę się z tym zgodzić. Po 8 klasie jest wybór: szkoły branżowe lub liceum. Uczniowie ze słabszymi wynikami pójdą do trzyletniej szkoły branżowej lub do pięcioletniego technikum. Dziś uczniowie kończący edukację po gimnazjum stanowią niewielki procent.
Panuje powszechne przekonanie, że w gimnazjach jest źle, jeśli chodzi o sprawy wychowawcze. Słusznie?
KF: Nowa szkoła to nowi koledzy. Uczeń czuje się bardziej dorosły. Przed powstaniem gimnazjów próbowanie alkoholu i innych używek pojawiało się w liceum, kiedy młodzież była dojrzalsza. A kiedy powstały gimnazja, to problemy przeniosły się właśnie tam.
MK: Czwartoklasiści biorący przykład z kolegów z 8 klasy szybciej dowiedzą się o istnieniu używek i sposobów na pokazanie się niż - być może - od szóstoklasisty. Wszystko zależy od środowiska. Nie możemy trzymać dzieci aż tak pod kloszem, ponieważ zmiana otoczenia i chęć zaimponowania w niektórych sytuacjach przeszkadza, a wielu innych motywuje do pracy i rozwoju. Problemy wychowawcze nie zmienią się bez względu na to, czy uczniowie będą mieli 15 lat w ósmej klasie, czy też w gimnazjum.
KF: Mogę się założyć, że to się zmieni.
Przypominamy, że o tych problemach mówiło się dużo po wprowadzeniu gimnazjów. Czy to się udało opanować?
KF: Częściowo tak.
MK: Udało się. Takie mówienie o gimnazjach jest niesprawiedliwe dla młodzieży i dla nauczycieli. Mówi się o gimnazjach z lat 2005 - 07. Z czasów ministra Romana Giertycha. Dziś to nie są te same szkoły!
Jak będzie wyglądać nauka w zreformowanej podstawówce?
MK: To ja chętnie odpowiem. Przyjdą 7 i 8 klasy, które wymagają zupełnie innego podejścia jakościowego. Nauczyciele szkoły podstawowej mieli z tym do czynienia 17 lat temu, przed wprowadzeniem gimnazjów! Z całym uznaniem, dla moich koleżanek i kolegów, którzy świetnie sobie ze wszystkim poradzą i wiedzą, że metody pracy z szóstoklasistami nie do końca pasują do starszych uczniów. Rozmawiamy o dużych miastach, ale popatrzmy na mniejsze. Jeśli w danej gminie jest sześcioletnia podstawówka, to będzie teraz ośmioklasowa. Przecież od tego nie stanie się większym budynkiem! Dzieci, które teraz dojeżdżają do wspólnego gimnazjum mieszczącego się w nowym budynku z basenem, salą gimnastyczną i nowoczesnym boiskiem, zostaną w starej szkole, w której będzie brakowało pracowni językowych. Już nie będą miały szansy dostania się do bardziej wymagającego środowiska, ale przygotowanego i czekającego na nie. To się wszystko ułoży, tylko kiedy?! Trzeba było co najmniej 17 lat, żeby ze spokojem mówić o gimnazjach, a teraz wszystko pójdzie...
KF: Stanowczo protestuję przeciwko podziałowi na roczniki, rzeczywistość jest taka, że inaczej pracuje się z dziećmi do klasy 5 włącznie i młodzieżą od 6 klasy
MK: ...bo są zupełnie inne problemy.
KF: Moje doświadczenia są zupełnie inne. Do klasy 5 dziecko wymaga prowadzenia. A od 6 klasy staje się pomocnikiem, współorganizatorem takich czy innych działań.
MK: I zanim nauczyciel się zorientuje, to już będzie 8 klas.
KF: Podział rocznikowy przebiega do 5 klasy i od 6 do 8. Kiedy w 6 klasie zaczynamy mieć pomocnika i nauczyciel wie, co potrafią uczniowie - wtedy won, do gimnazjum! Zabiera się owoc pracy.
MK: Taki los, że nauczyciel pracuje na następnego. Pani z nauczania początkowego musi oddać dziecko do 4 klasy i być z niego dumna. Pani po 6 klasie oddaje uczniów do gimnazjum. Po studiach absolwenci też idą do pracy. Uczymy nie dla siebie, a dla innych.
(Debacie przysłuchiwał się fotoreporter Dariusz Bloch. W pewnej chwili nie wytrzymał i włączył się do rozmowy): - Będę bronił uczniów zdolniejszych, o których nikt się nie upomina. Oni odżywają, kiedy mogą uczyć się w lepszych szkołach. Zdolni będą szukać prywatnych szkół.
MK: Miasto sobie poradzi.
Nowy system nie myśli chyba o zdolnych uczniach?
MK: Ani o zdolnych, ani o słabszych.
KF: Jestem przeciwnikiem szufladkowania i segregowania ludzi. Na zdolniejszych i mniej zdolnych. Przez to tworzy się nienaturalne środowiska.
MK: Właśnie naturalne. Uczniowie są różni, to nie segregowanie tylko indywidualizacja.
Niech pan zajrzy do GILA (Gimnazjum i Liceum Akademickiego w Toruniu). Takich placówek z właściwym finansowaniem powinno być jak najwięcej.
KF: Podstawą szkoły jest socjalizacja: razem uczy się chuligan i zdolny. To wyzwanie dla nauczyciela. Bardzo lubię prowadzić obozy wędrowne, w których są dzieci i młodzież w różnym wieku. Od małych po absolwentów. To niesamowity, wręcz rodzinny przypadek radości i żywotności. A my przez podziały izolujemy dzieci.
MK: Zgodzę się nawet, że nie należy segregować uczniów. Każdy potrzebuje własnego toru pracy, ale też potrzebuje zmian. Być może należało podstawówkę zakończyć na 5 klasie, a stworzyć gimnazja od 6 do 8? I dodać rok trzyletnim liceom. Przy okazji - po co było cofać sześciolatki ze szkół? Jeden rocznik byłby w zapasie i można byłoby wydłużyć naukę w LO do 4 lat.
Są dzieci z etykietką kozła ofiarnego. Dla nich gimnazjum było możliwością wyrwania się z tego środowiska.
KF: Jeżeli gdzieś się to zdarza, to jest to niedopuszczalny błąd nauczyciela. Jeśli do czegoś takiego dochodzi, to dyrektor powinien zmienić nauczyciela. A co do rozwijania zdolności, to w szkołach są koła zainteresowań. W większości gmin prowadzone są społecznie...
Niestety...
KF: Jako działacz PiS będę walczyć, żeby te koła były płatne, motywowane. Koła zainteresowań są miejscem rozwijania swoich zdolności. W szkole wiejskiej działają koła turystyczne, astronomiczne, sportowe, korzystamy z harcerstwa działającego na terenie gminy, jest dom kultury, gdzie też odbywają się różne zajęcia. A co dopiero w miastach, gdzie dodatkowych propozycji jest dużo. Znając dziecko możemy zapobiegać i dbać o jego rozwój, także po ukończeniu przez niego szkoły. Podam swój przykład, kiedy dowiedziałem się, że moi wychowankowie popadli w kłopoty - jechałem do nich do Torunia, do miejsca, w którym spędzali czas w sposób nie najlepszy delikatnie mówiąc.
MK: To samo robią nauczyciele gimnazjów.
KF: Spotykałem się i rozmawiałem, bo kontakt przez lata nam się utrwalił.
MK: Nauczyciele gimnazjów również mają swoich absolwentów, patrzą na ich losy. Mają wypracowane metody pracy na 3 lata i też potrafią rozmawiać z rodzicami. Nawet więcej - rodzic, który zna nauczyciela od 4 klasy, to w 7 i 8 nawet się do niego nie pofatyguje. A w gimnazjum, wbrew pozorom, rodzice chcą poznać nauczycieli. I kolejna sprawa: zgodnie z nową siatką godzin nauczyciel w małych miejscowościach będzie miał 4 godziny fizyki, może 6. Etat ma mieć 18. Jestem przekonana, że nauczyciele będą musieli jeździć dodatkowo do 2-3 szkół, by jakoś poskładać 18 godzin dydaktycznych. Jak taki nauczyciel ma być zżyty z dziećmi, kiedy będzie pracować w 4 placówkach?! Reforma spowoduje, że w przedmiotach przyrodniczych i matematycznych będziemy mieli obwoźnego nauczyciela.
Pani minister mówi, że nauczyciel dojeżdża do ucznia, a nie uczeń do nauczyciela.
KF: Pamiętajmy, że wielu nauczycieli uczy więcej niż jednego kierunku. Fizyk, jeśli ma uprawnienia, może uczyć matematyki. Może się też przekwalifikować.
MK: Wtedy uczeń będzie miał sześć różnych przedmiotów z jednym nauczycielem. Gratuluję! Pokazuję planowaną rzeczywistość szkolną...
KF: ...widzę, że pani szuka na się dziury w całym.
MK: Nie, pokazuję, co się może zdarzyć po reformie oświaty. Rozmowę rozpoczęliśmy pytaniem: po co ta reforma? Wskazując zagrożenia pytam, to w którym miejscu ma być lepiej!? W tym, że uczniowie będą dalej od lepiej wyposażonych szkół, bo wiejskie szkoły są w tyle i minie trochę czasu nim wyrównają do powiatowych? A gdzie będą ćwiczyć uczniowie w przepełnionych - po dołożeniu 7 i 8 klas - szkolnych salach gimnastycznych? Nauczanie początkowe nie będzie miało szans wejść na salę gimnastyczną - zostaną im korytarze. Teraz mają być 4 godziny wuefu. Przy np. dwóch klasach 7 i dwóch 8 - w szkole będzie 16 godzin wf więcej. To albo uczymy do godz. 18, albo nauczanie początkowe ćwiczy na korytarzu. Mamy w szkole dwie pracownie językowe. Teraz klasa trzecia ma szansę na język w pracowni, ale kiedy dojdą VII i VIII klasy, w których będzie uczyć się po dwa języki obce - klasy 3 nie będą miały najmniejszej szansy skorzystania z pracowni, bo 3 godziny jednego języka i 2 drugiego dla 7 klasy, to jest 5 godzin. Dla czterech klas 7 i 8 - to już 20 godzin. To ma być poprawienie jakości nauczania?!
KF: Zwraca pani uwagę na sprawy krytyczne...
MK: Nie, na te, które pojawią się od pierwszego września.
KF: Te uwagi trzeba kierować do gminy.
MK: Nie, do minister oświaty.
KF: Patrzę na swoją, wiejską szkołę. Mamy dawną salę gimnastyczną - podniesioną piwnicę, gdzie ćwiczą klasy 1-3. Mamy salę gimnastyczną i prawdziwe boisko. Jest też filia, w której - na szybko - jest to robione. Nie będą może tak piękne jak w szkole - matce. A jeśli chodzi o basen, to normalną sprawą są dojazdy i szukanie dotacji na ten cel. Dużo można zrobić, tylko trzeba chcieć, włożyć w nauczanie serce i kochać swój zawód!
MK: Gratuluję dobrej szkoły. Zgadzam się. Tylko do tego nie jest potrzebna reforma.
To, o czym pan mówi, jest charakterystyczne dla małych miejscowości, w których wszyscy się po prostu znają. A jeśli szkoła liczy tysiąc uczniów, to nie ma siły, by wszystkich poznać.
KF: Nie mówię, że dobrzy nauczyciele nie starają się poznać uczniów. Starają się, ale pewnych rzeczy nie uda się osiągnąć w trzy lata.
Wielu popiera tę reformę przez wspomnienia - kiedyś było 8 klas i było dobrze - a nie dzięki merytorycznym argumentom.
KF: W tej rozmowie używam tylko merytorycznych argumentów. Przez gimnazja wiedza uczniów tak zmalała, że uczelnie muszą obniżać poziom.
Nie do końca się zgodzimy. Z badań wynika, że zajmujemy dobre miejsca.
KF: Proszę zapytać nauczycieli akademickich.
MK: To nie gimnazja są tego przyczyną. Przypomnę, że kiedyś w Bydgoszczy było 7 liceów i 2 uczelnie. Teraz mamy 12 liceów i 6 uczelni. I próg zdawalności ustawiony na 30 procent. To chyba nie gimnazjum jest tu powodem, tylko otwartość na edukację. To, że uczelnie mają problem, nie wynika tylko z obniżenia jakości nauczania - w co nie wierzę, tylko inny materiał przychodzi do uczelni.
A czy będą zwolnienia wśród nauczycieli?
KF: Z wyliczeń wynika, że będzie więcej etatów nauczycielskich, co nie znaczy, że gdzieś nie będzie mniej. Problemem jest niż demograficzny, ale to czynnik niezależny od reformy. To jest problem związany ze zwolnieniami. Pojawią się też przesunięcia, przekwalifikowania. Jak to się odbije na konkretnych nauczycielach, zależy od władz samorządowych.
MK: Stanowczo się z tym nie zgadzam! Dla mnie 8 jest zawsze mniej niż 9.
KF: Będzie więcej etatów dzięki przejściu nauczycieli do innych szkół. To zależy od zaradności gminy, czy zadba o nauczyciela.
MK: To niemożliwe. Przeliczając godziny też wypada ich mniej do końca 8 klasy niż w obecnym systemie. Mówię o przedmiotowcach.
KF: Mam większe zaufanie do przeliczeń ministerstwa, które podało dokładnie, o ile etatów będzie więcej w skali kraju. Jedna klasa odchodzi z gimnazjum, jedna przybywa w liceum.
MK: Podam przykład: w gminie Białe Błota nic nie przybędzie. Oni nie mają szkoły zawodowej. I w 2019 będzie tam 8 lat nauczania. Dołożymy do tego brak sześciolatków w szkołach i przyszłość nie rysuje się w różowych barwach. Jeżeli ktoś mnie pyta, czy będą zwolnienia nauczycieli, to odpowiadam: tak, będą! I to liczne!
KF: Pani świadomie, broniąc swojej linii...
MK: ...bronię nauczycieli.
Czy dzięki strajkowi, który zapowiedzieliście, uda się wam przebić do opinii publicznej z tymi argumentami?
MK: Wiedzą, że walczymy o miejsca pracy oraz o podwyżki, bo ten strajk tego dotyczy. Chcemy uwierzyć pani minister. Przecież obiecała, że zwolnień nie będzie. No to chcielibyśmy, żeby nasi pracodawcy podpisali z nami porozumienia, że do 2022 roku – wtedy kończy się cykl wprowadzania reformy - nikt z nauczycieli nie straci pracy oraz nie zostaną nam zmienione jej warunki. Żaden ze 108 dyrektorów, z którymi prowadziłam spór zbiorowy, nie chciał się pod tym podpisać. Walczymy o nasze miejsca pracy, ażeby 1 września 2017 przyjść do szkoły i te - jak to dyplomatycznie ująć - zmiany wziąć na swoje barki.
KF: Problemy i obawy nie istniałyby, gdyby nie decyzja posłów Związku Nauczycielstwa Polskiego, którzy odebrali nam prawo do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę po 30 latach. Rząd PiS zawiesił wprowadzenie tej ustawy, a Platforma ją przywróciła. Gdyby nie to, dziś nikt nie zostałby bez pracy. To nie był przymus, a możliwość odejścia z pracy. Dlatego nigdy z ZNP nie będę protestował w żadnej sprawie. Myślę, że ten strajk nie będzie powszechny.
MK: Chcę zweryfikować te słowa. Reformę emerytalną, dwufilarową, która odbierała przywileje, rozpoczął rząd Buzka. Wtedy były cztery ważne reformy - m.in. szkolnictwa oraz emerytalna. Do 2007 roku próbowaliśmy wywalczyć, żeby nauczyciele byli w grupie pracowników chronionych i to rząd PiS powiedział, że to jest niepotrzebne. A świadczenie kompensacyjne udało się nam wywalczyć za kolejnego rządu, który również nie był dla nas łaskawy. Chyba nie robi się reformy, żeby wypychać ludzi na emeryturę?!
KF: Przyśpieszona emerytura była przywilejem, a nie obowiązkiem, Odchodzili na nią ci, którzy czuli taką potrzebę, Znam nauczycieli, którzy z chęcią odeszliby z własnej woli na emeryturę, ale dzięki wam nie mogą. . .
Na 31 marca ZNP ogłosił strajk i wtedy kończy też zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum. Jaki będzie jego wynik?
KF: Pewna forma referendum już miała miejsce podczas wyborów. PiS nie ukrywało reformy oświaty. Mówiliśmy o wprowadzeniu ośmioletnich szkół podstawowych.
MK: Idąc tropem, który pan zaproponował, przypomnę, że na PiS głosowała tylko część Polaków, a połowa nie poszła na wybory. Likwidacja gimnazjów nie jest spełnieniem ich marzeń. Nie potrafię przewidzieć wyniku referendum. Gdybym mogła, to po co byłoby je przeprowadzać? Skoro będzie strajkowało ponad 50 procent szkół, to oznacza, że są też takie, które do strajku nie przystąpią.