Jaki jest przepis na udane życie? Prosty. Wystarczy postawić Boga na pierwszym miejscu. To życiowe credo Wojciecha Modesta Amaro
Wojciech Modest Amaro zdobył popularność jako juror i gospodarz telewizyjnych programów kulinarnych. Uwielbiali go i młodzi, i starsi. Kilka lat temu, ku zaskoczeniu telewidzów i znajomych, Amaro przestał pokazywać się, jak wielu celebrytów, na tzw. ściankach. Wyznał, że gdy znalazł się na szczycie, poczuł pustkę i doszedł do wniosku, że musi zmienić swoje życie.
Tylko Jezus maszeruje
Urodził się równo półwieku temu w Sosnowcu. W religijnej rodzinie. Zaraz po Pierwszej Komunii Świętej został ministrantem. Do dzisiaj pamięta, jak chodził z księdzem po kolędzie w trakcie stanu wojennego.
- Na ulicy nie było nikogo. Tak sobie myślałem, że tylko Jezus z nami maszeruje. Czułem się ważny, bo trąbiłem o tym, dzwoniąc dzwonkiem w paraliżującej ciszy - wspomina Wojciech Modest Amaro.
Choć jako nastolatek myślał o szkole gastronomicznej, to za namową rodziców ukończył technikum elektroniczne. Ale miłość do gotowania nosił w sobie od zawsze. Jako młody człowiek wyjechał do Londynu. Podstępem dostał się do znanej restauracji Cafe Montpeliano. Wpisał sobie w CV kwalifikacje, których… nie miał. Podczas rozmowy z szefem kuchni przyznał się jednak do kłamstwa. Tak bardzo zależało mu na tej pracy. A gdy już ją dostał, harował po kilkanaście godzin dziennie. Jego talent docenili znani za granicą szefowie kuchni. U kilku z nich praktykował.
Wyznaje, że w tym właśnie okresie pierwszy raz porzucił Boga. A dokładnie „przestał rozwijać swoją wiarę”. Pochłonęło go życie i - jak mówi - pogoń za zdobywaniem szczęścia swoimi metodami. W kościele bywał coraz rzadziej. Jednak w swoim własnym mniemaniu nadal był osobą wierzącą. Dopiero po latach zrozumiał coś, co jest trudne do zaakceptowania nawet przez praktykujących katolików. - To mianowicie, że wiara rodzi się ze Słowa Bożego z jego poznawania, z otwarcia na to Słowo, życia według tego Słowa, z chęci rozwijania daru wiary wbrew logicznym, ludzkim, ziemskim sposobom rozumowania - wyjaśnia.
Piekielna kuchnia
Po powrocie w 2003 r. do Polski Wojciech Modest Amaro był z Kościołem jeszcze bardziej na bakier. Jego zawodowy kalendarz był wypełniony po brzegi. Nie było w nim miejsca na praktykowanie wiary. Wraz z wyróżnieniami za „wybitny talent gastronomiczny” przyszły sukcesy - otworzył własną restaurację. Posypały się propozycje z telewizji. Dzięki programom takim jak „Top Chef” i „Hell’s Kitchen. Piekielna kuchnia” zyskał ogromną popularność. Nie miał jeszcze czterdziestki, gdy jego restauracja otrzymała prestiżowe wyróżnienie - tzw. „gwiazdkę”, przyznawaną dla najlepszych restauracji przez liczący się w świecie przewodnik kulinarny Michelin.
Wojciech Amaro wspomina, że był to bardzo pracowity okres w jego życiu. Miał popularność, pieniądze. Wydawało się, że osiągnął wszystko, o czym marzył. Jednak czuł wewnętrzny niepokój, pustkę. A w pewnym momencie - jak twierdzi - w jego sercu pojawił się krzyk rozpaczy i pytanie: „Co dalej?”. Zastanawiał się, wraz z żoną, co miałoby być tym następnym krokiem, celem, motywem działania, sensem życia? Nie umiał sam sobie odpowiedzieć na te pytania. I wtedy zrozumiał, że po odpowiedź „musi zwrócić się do Boga”. - Potem już On zaczął działać i przemieniać moje życie.
Zrozumiałem, że Bóg to nie „Ten” z wysoka, niedostępny, tylko ktoś najbliższy. Zrozumiałem, że gdy stawia się Boga na pierwszym miejscu, wszystko inne trafia na właściwe tory - opowiada Wojciech Modest Amaro. Restaurator, który widzom dał się poznać, jako surowy kucharz, ustawiający do pionu swoich pracowników, w widoczny sposób złagodniał. Często jest pytany, skąd ta nagła przemiana? Odpowiada krótko, że jego zwrócenie się do Boga to efekt długiego procesu, na który złożyła się między innymi ciężka choroba.
Nowe życie
Jak w praktyce objawia się jego nawrócenie? Zrozumiał, jak ważny jest szacunek do drugiego człowieka, czas poświęcony najbliższym, serdeczność, rozmowa. Przyznaje, że wcześniej nawet nie przypuszczał, że przepis na udane życie jest bardzo prosty. - Na pierwszym miejscu Bóg, a na drugim miejscu to, do czego jesteśmy powołani, czyli małżeństwo, rodzina, kapłaństwo. Reszta wynika z tych dwóch najważniejszych punktów - dodaje. Podkreśla też, że „odwaga postawienia Jezusa na pierwszym miejscu” daje w konsekwencji ogromną moc w podejmowanych przez nas działaniach. - Jeśli tylko otworzymy swoje życie na Boga, Jego łaska jest w stanie wszystkie te trudne sprawy poukładać - zaznacza.
Ludzie, którzy go znają, dostrzegają, że się zmienił. Ma inne spojrzenie, inny uśmiech, inny błysk w oku, inaczej podchodzi do wielu spraw. Uważa, że skoro - jak mówi - dostał nowe życie, powinien dawać świadectwo. Bo to - w jego opinii - najlepsza postawa. Dawanie świadectwa swoim życiem, nie tylko wytykanie innym błędów, krytykowanie ich, potępianie, wyszydzanie, hejt. Jak to robić? Odpowiada, że „wystarczy wnosić w każdą przestrzeń życia Boga i Jego naukę, dawać wzór, zarażać wiarą, rozpalać innych i wykorzystywać otrzymane talenty, dary, charyzmaty”.
- Myślę, że jestem najlepszym przykładem na to, że można się zmienić, poukładać swoje życie, zrezygnować z wielu rzeczy dla Boga i być szczęśliwym, mieć pokój w sercu. Tak jak ja teraz.
On sam otrzymane przez Boga dary i talenty wykorzystuje m.in. w działalności charytatywnej. Z jego inicjatywy powstała Fundacja „Nowe Życie Polska”, dzięki której chce pomagać młodzieży. Głównie tej, która z powodu różnych sytuacji i zakrętów życiowych nie jest w stanie rozwinąć swojego talentu i zrealizować swojego powołania. Wspiera też m.in. księży salezjanów, którzy budują dom, gdzie każdy młody człowiek na życiowym zakręcie, mający problemy, również z samym sobą, mógłby przyjechać, zamieszkać i uzyskać pomoc.
Naga prawda
Wojciech Modest Amaro ma przyjaciół w różnym wieku. Są wśród nich także ludzie sporo od niego młodsi. Funklub słynnego restauratora jest również w Krakowie. Agata Radek, ubiegłoroczna licealistka, wyznaje, że razem z przyjaciółmi oglądają w internecie filmiki, w których restaurator wykłada swoje życiowe credo i potem dyskutują na ten temat. Okazuje się, że jego punkt widzenia na życie, rodzinę, wiarę, podziela wielu młodych ludzi.
Sam Amaro przyznaje, że bardzo chętnie rozmawia z młodzieżą i dochodzi do wniosku, że często są „polokowani” - tak to nazywa, rozgrzeszając się ze wszystkiego, co robią. Znajdują winnego u wszystkich, tylko nie u siebie. - Ja im wtedy mówię: „I tak staniesz kiedyś przed Bogiem, On wszystko wie. Przed Bogiem staniemy w nagiej prawdzie, jacy byliśmy. To dotarcie do siebie i stanięcie w prawdzie to też podziękowanie za wszystkie złe wydarzenia. My często wściekamy się, kiedy nam coś nie wyjdzie, bo chcemy wszystko po swojemu, tu i teraz, a czasem, kiedy coś nie wychodzi, to dlatego że Bóg ma dla nas coś lepszego - wyjaśnia swój punkt widzenia na sprawy wiary.
Młodzi często pytają go, dlaczego zrezygnował z występów w telewizji. Odpowiada, że teraz co innego jest dla niego ważne. Tym swoim fanom, którzy ubolewają, że porzucił celebryckie życie, zwraca uwagę, że „nawet jedzenie może stać się bożkiem, bo życie bez Boga sprawia, że człowiek łatwo angażuje się w każde zło”. Przestrzega ich również przed idealizowaniem tzw. celebrytów. Z własnego doświadczenia wie, że szefom kuchni, którzy osiągnęli sukces i stali się rozpoznawalni, łatwo wejść w rolę „kapłańską” czy idola, który wszystko wie i wszystko umie.
Tymczasem, przestrzega młodych, czym innym jest budowanie autorytetu ciężką pracą, a czym innym tworzenie często nieprawdziwego wizerunku człowieka sukcesu za pośrednictwem mediów. - Ja nie wiem, jak to moje życie dalej się potoczy, ale nie boję się przyszłości. Nawet dzisiaj, w tak trudnych dla wszystkich czasach. Mam dzieci, rodzinę i dobrą relację z Panem Bogiem. Ufam, że to pozwoli nam przetrwać najcięższe próby i chwile, więc nie pozostaje nic innego, jak przyjąć to, co dla nas Pan przygotował - wyznaje.
Pisząc ten tekst, korzystałam m.in. z książki Katarzyny Olubińskiej „Bóg w wielkim mieście” wydawnictwa WAM