Jaki tam polski śmigłowiec i gdzie produkowany [ROZMOWA]
Rozmowa z dr. SŁAWOMIREM SADOWSKIM, politologiem z UKW w Bydgoszczy, o śmigłowcach i zakupach dla wojska.
Minister Macierewicz zapowiada budowę polskiego śmigłowca z ukraińskim silnikiem.
Pomysł jest świetny, tylko szkoda, że PiS nie zrealizował go 10 lat temu, kiedy sprzedał świetną polską wytwórnię śmigłowcową w Świdniku. Mówiąc obrazowo: kurnik sprzedano lisowi - konkurencji. Włosi mają się świetnie i rywalizują m.in. o polski rynek. Dziś nie mamy własnego korpusu, który byłby podstawą takiego śmigłowca. To raczej mgławicowe myślenie. Prawdę mówiąc, to program na 10-15 lat. To czas od pomysłu do wdrożenia. Black Hawk miał początek w 1972 roku, a pierwsze egzemplarze wyprodukowano sześć lat później. Tego się nie zrobi w rok lub dwa. Przypomnę, że Polska wyprodukowała na sowieckiej licencji śmigłowce Mi-2 w liczbie 5,5 tys. sztuk! Tylko my je produkowaliśmy. Ogromne doświadczenie.
Może ten pomysł miał przysłonić niepowodzenia z francuskimi Caracalami czy dziwną zapowiedź nabycia maszyn Black Hawk?
To musi być zasłona dla tego nieszczęsnego kontraktu. Przecież już rok temu Antoni Macierewicz sugerował, że trzeba się dokładniej przyjrzeć Caracalom. Jestem zdziwiony, że rozmowy z Francuzami zerwano tak późno. Dziwią też, ujawniane przez media, związki ministra z amerykańskimi biznesami lotniczymi. Czy to walka konkurencji, czy prawdziwa informacja - nie wiem. Produkcja własnego śmigłowca byłaby najlepszym rozwiązaniem. Nie potrzebujemy jednego śmigłowca, który zadowoliłby wszystkich, bo takiego nie ma. Śmigłowce Caracal nadawałyby się do zastąpienia Mi-8, ale ciągle potrzebujemy śmigłowców szturmowych, które zastąpiłyby Mi-24 D. Do tego potrzebujemy maszyn uniwersalnych - łącznikowych, medycznych. Zresztą, co to jest 50 śmigłowców we współczesnej armii? Mamy 25 Brygadę Kawalerii Powietrznej, która przemieszcza się śmigłowcami, Brygadę Wojsk Lądowych oraz 6. Brygadę Powietrzno-Desantową oraz jednostki specjalne. Tego sprzętu potrzeba naprawdę sporo, a na razie mamy tylko polityczny jarmark. Średnio rozgarnięty sierżant - nie musi być wybitny - ze Sztabu Generalnego policzyłby w kwadrans, czego i ile potrzebujemy!
Jak długo wytrzymają jeszcze te radzieckie maszyny, które mamy na wyposażeniu?
Mi-8 polatają chyba do 2020 roku. Część Mi-24 była sprowadzana na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku i pewnie w ciągu roku, dwóch trzeba będzie je zastąpić. Coś tam dokupiliśmy później podczas operacji afgańskiej, one pewnie nam jeszcze kilka lat posłużą. Sokoły mają dłuższy przebieg, ale nie są ani maszyną desantową, ani szturmową. Może nie jest tak źle ze śmigłowcami, jak w Marynarce Wojennej, ale jest kiepsko.
Lotnicze Pogotowie Ratunkowe potrafiło kupić nowe maszyny, a wojsko nie?
W przypadku maszyn ratowniczych nie wchodziły w grę tak gigantyczne pieniądze. Naszym rynkiem zainteresowane są trzy - cztery firmy. Przecież oni nie kupili zakładów w Mielcu i w Świdniku, żeby przenieść do Polski technologię, tylko wejść na nasz rynek i go przechwycić. Amerykanie i Włosi liczyli na kontrakty. A my chcieliśmy kupić maszyny od Francuzów, którzy byli nieobecni na naszym rynku, a kiedy sami produkowaliśmy śmigłowce, to Francuzi byli naszą konkurencją. Nie wiem, dlaczego przetargi w wojsku trwają tak długo? Armatohaubicę o kalibrze 155 mm kupowaliśmy chyba przez 10 lat, kupiliśmy działo bez podwozia, by po kilku latach dokupić podwozie z Korei Południowej! Dziwaczne projekty. Należałoby system zakupów odłączyć od wojska. Oni mówiliby, co jest im potrzebne, a zakupem zajmowałyby się wyspecjalizowane komórki innego ministerstwa - może właśnie rozwoju?