Jakie atuty ma Łódź w walce o wystawę Expo 2022
Awans Łodzi do finałowego etapu starań o organizację tzw. małej wystawy Expo w 2022 roku nie był wielką niespodzianką. Pytanie jakie szanse mamy podczas kluczowego głosowania w listopadzie.
Nadzieje są równie duże jak stawka. Łódź jeszcze nigdy nie starała się o imprezę takiego formatu i jednocześnie nie była tak blisko jej organizacji. Można tu wspomnieć o porażce w staraniach o organizację Europejskiej Stolicy Kultury (jednak tylko europejskiej), jak i festiwalu Camerimage (już nieobecnym), który był jednak w dużym stopniu imprezą o charakterze branżowym, podobnie jak Łódź Fashion Week. Tu chodzi o organizację imprezy, która spina wiele programów i projektów, pokazuje wyraźnie zakreślony cel, z czym w Łodzi zawsze był kłopot.
Przypatrzmy się atutom i słabościom Łodzi oraz jej rywali. Łodzi z pewnością brakuje rozpoznawalności. O Buenos Aires słyszał każdy, o Minneapolis pewnie trochę więcej ludzi niż o Łodzi, ale w przypadku Amerykanów pewną rolę może odgrywa fakt, że jest to miasto amerykańskie, a z Amerykanami trzeba się liczyć.
Atutem Łodzi jest lokalizacja. Jest jedynym miastem europejskim, które stara się o tę imprezę, co może budzić odruch solidarności w innych państwa Starego Kontynentu. Rzecz jednak w tym, że ważniejsze od sentymentów bywają interesy i innego rodzaju więzi. Do kogo będzie bliżej takiej Hiszpanii: do Polski, członka Unii Europejskiej, czy do pokrewnej językowo Argentyny?
Historia Expo jest zarówno atutem Polski, jak i Argentyny. Tego rodzaju wystawa nigdy nie odbyła się ani w Ameryce Południowej, ani w Europie Środkowo-Wschodniej. Ze Stanami Zjednoczonymi jest inaczej. Do tej pory odbyło się tam aż sześć wystaw, z czego dwie wystawy światowe, tzw. duże Expo (w Nowym Jorku 1939-40 i w 1962 roku w Seattle) oraz cztery Specialised Expo, znane potocznie jako małe Expo (1968 w San Antonio, 1974 w Spokane, 1982 w Knoxville i w 1984 w Nowym Orleanie). Sprawiedliwość historyczna, o ile coś takiego istnieje w Międzynarodowym Biurze Wystaw, premiuje więc Łódź i Buenos Aires.
Tym dwóm ostatnim miastom nie sposób odmówić zaangażowania, ale to co robią Amerykanie to już jest determinacja. USA zostały członkiem BIE w 1968 roku, ale opuściły ją w 2001. Teraz niespodziewania znów zostały członkiem BIE i to w ekspresowym tempie. 12 maja wpłynął wniosek, 26 maja Stany Zjednoczone zostały 170 państwem członkowskim Międzynarodowego Biura Wystaw. Trudno nie wiązać tego ze staraniem Minneapolis o organizację wystawy.
Na niekorzyść Amerykanów przemawia negatywna rekomendacja komisji BIE wizytującej poszczególne miasta kandydujące i duża ilość głosów przeciw podczas głosowania nad raportem komisji: do finałowej tury przeszli jednym głosem - 39 do 38.
Z drugiej strony Amerykanie kupili sobie tak niezbędny im czas, co wyraźnie zaniepokoiło stronę polską. Jeśli w zbieranie poparcia dla Expo włączy się amerykańska dyplomacja - a do tej pory Minneapolis nie miało wsparcia swojego rządu - polskie obawy mogą być bardziej niż uzasadnione. A trzeba pamiętać, że Donaldowi Trumpowi przydałby się taki sukces.
Za Łodzią przemawia dość niezwykłe w obecnych czasach współdziałanie rządu PiS i samorządu PO oraz zaangażowanie Piotra Glińskiego, wicepremiera i posła PiS z Łodzi w jednej osobie. Wszyscy mówią na razie jednym głosem.
Wrocław, który przed Łodzią bez powodzenia starał się o małe Expo, dostał zaledwie 15 głosów i bardzo narzekał na wsparcie rządu. Wysłannicy miasta sami jeździli po świecie szukając zwolenników. Teraz takiego jeżdżenia nie będzie, co wyraźnie zapowiedziała Hanna Zdanowska, niejako cedując kluczowe zadania na polską dyplomację.
Rząd zarezerwował na promocję Łodzi 20 milionów złotych. Czy to dużo? Zależy jak to liczyć. Sama Łódź międzynarodowemu konsorcjum zapłaci 4,8 mln zł za promocję naszej kandydatury, a jeśli faktycznie zdobędziemy Expo, zleceniobiorca dostanie jeszcze 2,5 mln zł tytułem premii. I niech dostanie.
Najważniejsze to nie przespać kilku najbliższych miesięcy.