Jakie jest życie po przeszczepie serca [WIDEO]
Longin Chrustowski z Żor już 10 lat żyje po przeszczepie serca. 70-letni dziś mężczyzna stara się być aktywnym: spaceruje, robi zakupy, posiada nawet dyplom morsa z 1981 roku, uwielbia buszować w internecie i prowadzi pogadanki w szkołach, promujące ideę transplantologii.
Longin Chrustowski z Żor już 10 lat żyje po przeszczepie serca
10 lat po przeszczepie. Nie można się poddawać
Pan Longin przeszczep serca miał 18 marca 2005 roku w klinice w Zabrzu. - To było trzecie podejście do przeszczepu. Pierwszy telefon z informacją, że jest dawca, otrzymałem w sierpniu 2004 roku. Przyjechała po mnie karetka i szybko pojechaliśmy do kliniki. Gdy byłem już ubrany w uniform, przyszedł do mnie lekarz i powiedział, że nie będzie przeszczepu, bo krew jest za bardzo rozrzedzona i nie zaryzykują, żebym nie dostał krwotoku. Wróciłem do domu – wspomina Longin Chrustowski, mieszkaniec Żor. - Drugie podejście do przeszczepu miało miejsce w lutym 2005 roku. Siedem kilometrów przed Zabrzem, kierowca karetki odwrócił się i powiedział, że serce dawcy się zatrzymało – mówi mieszkaniec Żor.
Czy wówczas pan Longin stracił nadzieję na przeszczep? - Wielu ludzi mnie o to pyta. Za każdym razem do podchodziłem na luzie do tego wszystkiego. Gdy jechałem do domu, czułem się tak, jakbym wracał z jakiejś wycieczki. Tak samo z uśmiechem kładłem się na łóżku już podczas trzeciej próby przeszczepu. Pamiętam, że pytałem nawet lekarzy, która jest godzina. Mówiłem do nich, żeby obudzili mnie, jak wszystko skończy się. Wierzyłem, że przeszczep powiedzie się – przyznaje pan Longin. - Nie żegnałem się z bliskimi. Wierzyłem, że będę żył. Jechałem do szpitala, jak na normalny zabieg chirurgiczny – dodaje mieszkaniec Żor.
Przeszczep serca wykonywał doktor nauk medycznych Roman Przybylski, specjalista kardiochirurg. Operacja trwała siedem godzin.
- Gdy przyjechałem do Zabrza, nie zdążyłem nawet porozmawiać z kolegą, który już leżał trzy tygodnie w sali po przeszczepie. Chciałem go zapytać, jak człowiek czuje się po tym. Szybko jednak zawieziono mnie na blok operacyjny. Każda sekunda była ważna. Od pobrania organu od dawcy, u którego specjalna komisja lekarska orzeka śmierć mózgu, do przeszczepu nie może upłynąć nie więcej niż 4 godziny. Rozpoczął się więc wyścig z czasem – wspomina Longin Chrustowski, który przyznaje, że podczas siedmiogodzinnej operacji nie śniło się... „żadne światełko w tunelu”, o co pyta wiele osób. - Śniło mi się natomiast, że lekarze mnie biją, depczą po mnie – zdradza mieszkaniec Żor. Na szczęście operacja przebiegła pomyślnie. Po przeszczepie ważył 50 kilogramów (dzisiaj osiąga wagę 90 kg).
Wypis do domu po trzech miesiącach i długa rehabilitacja
Pan Longin otworzył oczy dopiero na trzeci dzień po przeszczepie, a do domu został wypisany po trzech miesiącach. - Po operacji leżałem bardzo długo w szpitalu. Miałem wodę na opłucnej. Lekarze nie chcieli wody ściągać mechanicznie. Sama miała zejść po podawaniu leków moczopędnych. Na nowo uczyłem się chodzić. Najbardziej ucieszyło mnie to, gdy sam, bez żadnej pomocy i podpórek, zacząłem iść. Stałem przy oknie, opierałem się o parapet i w którymś momencie puściłem go, by o własnych siłach pójść do łazienki. Koledzy z sali powiedzieli nawet do mnie: „Widziałeś, co się stało?” To było moje pierwsze odważne działanie po operacji - olbrzymia chęć spowodowała, że samodzielnie i bez żadnej pomocy zacząłem stawiać pierwsze kroki – wspomina pan Longin.
Wtedy dopiero poczuł, że tak naprawdę otrzymał drugie życie. Później dowiedział się, od kogo dostał serce. - Moje serce miało 21 lat i pochodziło z rejonu Wałbrzycha. Młody chłopak zginął w wypadku komunikacyjnym – mówi pan Longin.
Po przeszczepie bardzo chciał wracać do domu. - Przed oczami miałem swoją wersalkę. Tak bardzo chciałem się na niej położyć. Gdy wróciłem już do Żor, to w swoim mieszkaniu trudno mi było i leżeć, i siedzieć. Pojawiały się kłopoty z unerwieniem, nie mogłem tego ustabilizować. Byłem słaby, i tylko dzięki żonie Danieli, która brała mnie pod rękę, mogłem swobodnie przejść się kawałek – mówi pan Longin.
W powrocie do zdrowia pomógł wyjazd do sanatorium do Ustronia. - Miałem tam różne zabiegi, rehabilitację na krzesełku. Do tego stosowałem dietę beztłuszczową - dzisiaj mam cukrzycową, bo po czterech latach złapałem cukrzycę i teraz mam jeszcze Chorobę Parkinsona – przyznaje pan Longin. Nadal jeździ regularnie na badania kontrolne. 15 marca tego roku miał robioną koronogrfię – badanie tętnic, po którym wszczepiono mu stent. - To takie przetkanie żyły, rozciągnięcie jej za pomocą sprężynki, które nie pozwala jej kurczyć się. Następne badania będę miał 19 września – dodaje pan Longin, który zawodowo związany był z górnictwem: pracował i na dole, i na górze, a przez 10 lat pracował w kolegium do spraw wykroczeń. W młodości czynnie zajmował się sportem. Posiada nawet dyplom morsa z 1981 roku.
Przeżył cztery zawały serca. Teraz chce być aktywnym na swój sposób
Zanim miał wykonaną operację przeszczepu serca, przeżył cztery zawały: w 1986, 1998, 1999 i 2003 roku. Po czwartym zawale pękła panu Longinowi lewa komora serca. Czy cokolwiek zwiastowało te wszystkie zawały? - Często po prostu „padałem”. Przewracałem się w aptece, na przystanku, w mieszkaniu. Któregoś dnia chciałem nawet pójść do kuchni po drugie danie, ale przewróciłem się, nie było ze mną żadnego kontaktu. Przeszczep serca dał mi drugie życie i teraz, choć czuję się słaby, walczę z osłabieniem – zdradza pan Longin.
- Staram się być aktywny na swój sposób. Spaceruję, i jak mówi moja żona: „zawsze czegoś szukam”. Relaksem dla mnie jest także internet. Nie postawię za to ręki na parapet, bo nie będę oglądać ludzi z okna mieszkania, a poza tym nie cierpię patrzeć na filmy w telewizji. Stawiam na inne aktywności: właśnie internet i oczywiście spacery oraz spanie i zakupy, bo muszę. Żona też ma problemy zdrowotne - jest po endoprotezie kolana i czeka na drugą. Z żoną opiekujemy się sobą nawzajem. Nie mogę sprzątać, bo dostaję zadyszki. A do mieszkania jadę piętro wyżej, wysiadam i schodzę piętro niżej – mówi mieszkaniec Żor.
Szczęśliwy mąż, tata i dziadek, który mówi o idei transplantologii
Pan Longin pochodzi z centralnej Polski. Żonę Danielę poznał na Śląsku. On pracował na kopalni w Bytomiu, a przyszła żona w hucie. Zamieszkali w Żorach, bo tu dostali przydział na mieszkanie. Doczekali się trzech synów – pierwszy zmarł; synowie to: Arkadiusz i Janusz oraz trójki wnucząt: Dominika, Joanny i 2-letniego Krzysia.
Pan Longin należy dzisiaj do Stowarzyszenia Transplantacji Serca – Koło Zabrze. Członkiem został po swoim przeszczepie serca. Działając w stowarzyszenia, promuje transplantologię i zachęca do wypełniania oświadczeń woli. Z pogadankami na temat transplantologii jeździ do szkół z małą grupką członków stowarzyszenia i opowiada młodzieży o tej idei. Za nami już trzy spotkania, a czwarte wkrótce. - Spotkania organizujemy razem ze stowarzyszeniem i Barbarą Chudek, kierowniczką MOK Klub Rebus w Żorach. Sam zyskałem drugie życie i działam w stowarzyszeniu, bo poniekąd chcę spłacić kredyt wdzięczności, jaki 10 lat temu zaciągnąłem – dodaje pan Longin.