Jakub Radomski z Jastrzębia przez rok opływał świat [ZDJĘCIA, DŹWIĘKI]
Jakub Radomski przerwał życiową przygodę, rejs dookoła świata i wrócił do Jastrzębia. Powód? Okazało się, że może zostać dawcą szpiku. Nie zastanawiał się długo. Zrezygnował z dalszej przygody, wrócił i nie żałował ani przez chwilę. Przypomnijmy, że Jakub w rejs dookoła świata wybrał się ponad rok temu wspólnie ze swoim kuzynem Wojciechem Murą i słynnym kapitanem Jerzym Radomskim, który jest jego wujkiem. Płynęli na słynnym Czarnym Diamencie. Po ponad roku żeglowania po najgłębszych wodach świata, mając przed sobą jeszcze wiele egzotycznych miejsc do zwiedzenia, postanowił wrócić, ale jak sam mówi, nie na długo, bo w głowie ma już kolejne pomysły na dalekie podróże.
Pomoc ważniejsza niż przygoda
W bazie dawców szpiku rejestrowałem się będąc jeszcze na studiach, jakieś trzy lata temu. Przez cały ten czas nikt się jednak nie odzywał i nie miałem okazji realnie komuś pomóc. Do czasu. Informacja o tym, że mogę zostać dawcom przyszła akurat w takim momencie, kiedy byłem daleko od Polski - mówi nam Kuba Radomski. Po wielkich wodach pływał od marca 2014 roku. Pod koniec grudnia, przyszła wiadomość z bazy dawców szpiku. - Byłem akurat w Nowej Zelandii. To był taki moment naszej wyprawy, że nie wiedzieliśmy, czy uda nam się zebrać pieniądze na dalszy rejs. Spóźniliśmy się z kuzynem ze złożeniem wniosków o pozwolenie na pracę i niestety nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Jeśli chodzi o bycie dawcą, po telefonie do Polski, dowiedziałem się, że nie bardzo będę mógł pomóc będąc tak daleko - wspomina Kuba. Ostatecznie zdecydował, że zamiast czekać w Nowej Zelandii na kolejny dzień, który nie wiadomo, co przyniesie, lepiej wrócić do Polski i spróbować uratować komuś życie. Po powrocie do kraju okazało się jednak, że jastrzębianin nie będzie mógł być dawcą przez kilka najbliższych miesięcy, z powodu tego, że na początku wyprawy przebywał w Panamie - rejonie zagrożonym zachorowaniami na malarię. Na szczęście dla chorego udało się znaleźć innego dawcę. - Ten okres niedawno minął i jeśli pojawi się kolejna szansa, zostania dawcą, chętnie pomogę - przyznaje Kuba.
Nie żal przerwanej przygody
Od powrotu do Polski minęły już ponad dwa miesiące. [Kliknij i posłuchaj] - Nie żałuję decyzji o powrocie. Gdybym jeszcze raz miał podjąć taką decyzję, zrobiłbym to samo - zapewnia nas Kuba. Choć sama decyzja o wyjeździe też łatwa nie była. Przed wyprawą, wszystkie umowy i dotychczasowe zobowiązania odciął grubą kreską.[Kliknij i posłuchaj] - Jeśli ma się szansę w życiu na coś wyjątkowego i te szansę są podtykane pod sam nos, to trzeba być głupim, żeby z tych szans nie skorzystać - mówi. Na wielkich wodach przeżył mnóstwo przygód. Pływał przez rok.
- Miałem mnóstwo czasu, żeby zastanowić się nad swoim życiem. Wiem już np. że chodzenie do pracy na 8 godzin nie jest dla mnie - twierdzi podróżnik. Jak zatem wygląda dzień na legendarnym Czarnym Diamencie?
Podróż zmienia nastawienie do ludzi i świata
Z każdej podróży przywozi się bagaż doświadczeń i nowych przeżyć. Jakub Radomski ze swojej podróży przywiózł... inne nastawienie do ludzi i świata.
[Kliknij i posłuchaj] - W miejscach, które odwiedzaliśmy największym przeżyciem były spotkania z ludźmi. Okazywało się, że są bardzo otwarci, pomocni i ufni. W Polsce, gdyby się podeszło do obcej osoby i poprosiło o pożyczenie dwudziestu złotych, różnie mogłoby to zostać odebrane i raczej zostalibyśmy odprawienie z kwitkiem. Tam jest inaczej. Jeśli tylko ktoś może, pomaga. Ponieważ doświadczałem tam tego na każdym kroku, sam zmieniłem swoje nastawienie - zapewnia Kuba.
To nie jedyna rzecz, którą w sobie zmienił po powrocie do Polski. Druga - to nastawienie.[Kliknij i posłuchaj] - Kiedyś wychodziłem z założenia, że jak mnie na coś nie stać, to tego nie kupuję i już. Teraz stawiam sprawę inaczej. Zamiast rezygnować, po prostu zastanawiam się, co mam zrobić, żebym mógł to mieć i to konsekwentnie realizuję - wyjaśnia jastrzębianin. O tym, że od nastawienia wiele zależy przekonał się, choćby pokonując własny strach i decydując się na pływanie z rekinami.
Nurkowanie z rekinami, jak spacer z psem
Nurkowanie z rekinami to rzecz niemożliwa? Skądże. Kuba przekonał się, że to tak samo bezpieczna rozrywka, jak spacer z psem.
[Kliknij i posłuchaj] - Oczywiście z początku miałem wątpliwości. Szybko okazało się jednak, że rekiny są w niektórych rejonach świata, jak np. na wyspie Manihi traktowane jak koty i psy. Może nie wyprowadza się ich na smyczy, ale się je dokarmia - żartuje jastrzębianin. Z czasem sam zaczął się oswajać z „bestiami”. - Na początku obserwowaliśmy ze specjalnej klatki, jak rekiny reagują w wodzie. Potem już na otwartej wodzie, bez żadnego zabezpieczenia, chodziłem z kuszą na ryby i te rekiny często się zjawiały i nie robiły nikomu krzywdy - zapewnia Kuba. Na dowód pokazuje całe ręce i nogi. - Fakt, że to bardzo szybkie stworzenia. Czasem nie zdążyło się zdjąć złowionej ryby z kuszy, a one nie wiadomo skąd nagle podpływały, porywały zdobycz i sobie odpływały - relacjonuje młody podróżnik.
A co ze strachem? - Jaki strach. Ludzie, których spotykaliśmy na wyspach, nie znali tego słowa. Mówili: jaki strach? Chodź, pokażemy Ci, jak się to robi... - wspomina Kuba Radomski.
Za takim nastawieniem można tęsknić. Ale to nie jedyna rzecz, której po powrocie do szarej rzeczywistości, może brakować. Z wielką tęsknotą, jastrzębianin mówi też o tamtejszych przysmakach. Owoce zbierane prosto z palm, egzotyczne przysmaki i jeszcze smaczniejsze ryby. Mimo takich rarytasów na stole, młody podróżnik tęsknił czasem za frankfuterkami. Na polskie kiełbaski, na dalekich wyspach nie było jednak co liczyć.
Przygoda będzie gonić przygodę
Przerwany rejs nie kończy podróżniczych przygód Kuby. W planie ma już kolejne cele. Tym razem zamierza z dziewczyną na kilka miesięcy wyjechać do Tajlandii. Na wielkie wody też jeszcze chce zawitać. Wtedy będzie szansa dokończyć zakończony niespodziewanie rejs, który miał być przecież rejsem dookoła świata.- Dopnę swego, niezależnie od tego, co jeszcze będę musiał zrobić, żeby to osiągnąć. Generalnie ta podróż uświadomiła mi, że to wcale nie jest takie niemożliwe. Ludzie myślą, że taki rejs zdarza się komuś raz na miliard przypadków, a to nie tak. Wystarczy odpowiednio szukać, działać i każde marzenie można zrealizować - twierdzi jastrzębianin. Wkrótce być może ruszy z innym projektem.