Jan Bednarek łatwo się nie poddaje i wszystko stara się robić porządnie
Najlepszy piłkarz Wielkopolski zawsze rywalizował ze starszymi i potrafił znaleźć miejsce na boisku. Debiutował w Lechu mając 17 lat, ale potem nie wszystko układało się tak, jak sobie zakładał
Jesienią był najlepszym lechitą. Tak wynikało ze średniej ocen, jakie wystawialiśmy naszym piłkarzom po każdym meczu. Z nim w składzie Kolejorz stracił zaledwie 11 bramek w 16 meczach. W pojedynku z Cracovią, w którym strzelił swojego pierwszego gola w ekstraklasie i poprowadził drużynę do pierwszego, po pięciu nieudanych spotkaniach, zwycięstwa w sezonie. Był wybierany aż cztery razy do jedenastki kolejki. Nic więc dziwnego, że Czytelnicy „Głosu Wielkopolskiego” wybrali go najlepszym piłkarzem naszego regionu, a fachowy tygodnik „Piłka Nożna” uznał za „Odkrycie Roku”. 20-letni Jan Bednarek jest nie tylko wielką nadzieją poznańskiego klubu, ale też młodzieżowej reprezentacji Polski, która w czerwcu w Polsce będzie rywalizowała w finałach mistrzostw Europy.
Największe podwórko w Kleczewie
Jak wychowanek trzecioligowego Sokoła Kleczew, który jeszcze wiosną był wypożyczony do Górnika Łęczna i tam nie był pewny miejsca w pierwszym składzie, stał się zawodnikiem, którego potencjał eksperci oceniają wyżej niż Kamila Glika czy Michała Pazdana, etatowych reprezentantów kadry Adama Nawałki?
Trzeba podkreślić, że jest zaprzeczeniem tezy, że karierę w ekstraklasie mogą zrobić tylko dzieci wychowane w trudnych warunkach, dla których pierwszą szkołą życia było podwórko i gra od rana do wieczora, w której nikt nie odpuszczał do momentu, gdy właściciel piłki brał ją pod pachę i szedł do domu.
- Janek miał podwórko, zresztą największe w Kleczewie, bo mieszkaliśmy wtedy na stadionie - śmieje się pan Daniel Bednarek, ojciec lechity, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Kleczewie. - Janek zawsze był wychowywany w sportowym duchu, bo moja małżonka jest absolwentką AWF. Od najmłodszych lat próbował swoich sił w różnych dyscyplinach. Na wakacjach graliśmy w siatkówkę, w tenisa, ale jego największą pasją był futbol. Początkowo chciał dorównać swojemu o cztery lata starszemu bratu Filipowi (jest obecnie bramkarzem holenderskiego De Graafschap) i gdy w wieku ośmiu lat prosił nas, by zapisać go do naszego zespołu trampkarzy, nie mieliśmy innego wyjścia i oczywiście zgodziliśmy się, by zaczął trenować.
Janek bardzo szybko robił postępy. Gdy miał 11 lat, grał już z 14-letnimi chłopakami i wcale nie ustępował im umiejętnościami.
- Chyba zawsze rywalizował ze starszymi od siebie i, co najważniejsze, umiał sobie znaleźć miejsce na boisku. Zawsze chciał grać na stoperze i trzeba przyznać, koledzy mu ufali, bo był szybki, sprytny, wytrzymały i dobrze czytał grę. Wynikało to z tego, że uprawiał też inne dyscypliny, nie ograniczał się tylko do treningów w klubie. Jego szkoleniowiec, pan Ziółkowski, szybko polecił go trenerowi kadry Wielkopolski i już jako 12-latek pojechał na pierwszy obóz do Błażejewka. Od tego czasu zgrupowania różnych kadr to właściwie drugie jego życie. Szybko trafił bowiem też do reprezentacji Polski, najpierw U-15, a potem kolejnych - wspomina tata Janka.
Z „Trzynastki” wrócił po pięciu dniach
Nie w każdym miejscu jednak czuł się dobrze. - Trafił do poznańskiej „13”, do klasy WZPN, ale po pięciu dniach wrócił do domu. Miał tylko 13 lat i nie był wtedy jeszcze przygotowany psychicznie do mieszkania w internacie. Kochał grać i trenować, ale po lekcjach tęsknił za rodziną - wspomina pan Daniel.
Kolejną propozycję dostał z MSP Szamotuły. - Tam szybko zżył się z kolegami i właściwie od tego czasu stał się samodzielny. Następnym etapem jego piłkarskiej edukacji była Akademia Lecha we Wronkach.
- Do Lecha zawsze chciał trafić, to był jego wymarzony klub. Poza tym Akademia Lecha jest najlepszą w Polsce. Młodzi piłkarze mają bardzo dobre warunki i świetnie zorganizowany czas. To ważne w tym wieku, podobnie jak to, że bardzo dużą wagę przykłada się do nauki w szkole. Tak staraliśmy się wychować Janka, żeby wiedział, że najważniejsze jest wykształcenie. Matura to jest minimum, bo w karierze piłkarskiej mogą pojawić się też niespodziewane zakręty. Powtarzaliśmy też mu, że wszystko co robi, musi robić porządnie. Wziął to sobie do serca i cieszymy się, że teraz jest to jedna z jego cech - dodaje ojciec Jana Bednarka.
Z paszportem na debiut
Debiutował w Lechu mając 17 lat. 23 września 2013 roku rozegrał 90 minut w wygranym na wyjeździe 2:0 meczu z Piastem Gliwice.
- Nie zapomnę tego meczu do końca życia, nie tylko ze względu na pierwszy mecz Janka w ekstraklasie. Cztery godziny przed jego rozpoczęciem zadzwonił kierownik drużyny i powiedział, że Janek ma tylko legitymację szkolną, a warunkiem dopuszczenia go do gry jest jakiś dowód tożsamości. Wsiedliśmy z żoną do samochodu i gnaliśmy na Śląsk. Udało się. Wszystko dobrze się skończyło, bo Lech nie tylko wygrał, ale też nie stracił gola - wspomina pan Daniel.
Potem jednak Mariusz Rumak nie dawał mu szans. Wpuścił go na minutę wiosennego pojedynku z Piastem, a kolejną szansę otrzymał dopiero od Macieja Skorży, który wystawił go w drugiej połowie pucharowego meczu z Jagiellonią oraz w wyjściowej jedenastce przeciwko Podbeskidziu, kiedy zastępował kontuzjowanego Marcina Kamińskiego. Droga do pierwszego składu się wydłużała, bo dobrze spisywał się Kamiński, nie zawodził Arajuuri, radził też sobie Wilusz.
- Na tej pozycji potrzebne jest doświadczenie, a Jankowi go brakowało. Dlatego trenerzy stawiali na innych - ocenia tata piłkarza.
- Staram się na treningach pokazać z jak najlepszej strony. To jedyna szansa, by trener mi zaufał - mówił często Jan Bednarek. Brak gry w ekstraklasie rekompensował sobie w kadrze U-19, której był kapitanem. Lech nawet raz specjalnie ściągał go ze zgrupowania młodzieżowej reprezentacji, bo miał dwóch kontuzjowanych stoperów i Bednarek był pierwszym rezerwowym. Zanotował jednak „pusty przelot”, bo trener zaufał komuś innemu.
- Janek nie chciał odchodzić z Lecha, ale po długich dyskusjach doszliśmy to wniosku, że wypożyczenie do Górnika Łęczna będzie dla niego dobrym rozwiązaniem. Trener Szatałow zapewniał, że dostanie dużo szans, ale rzeczywistość też okazała się inna - przyznał pan Daniel Bednarek.
Znów ciężko pracował, pokazał charakter i w końcu po zmianie szkoleniowca zaczął regularnie grać. Tyle, że nie na środku obrony, lecz na pozycji defensywnego pomocnika. Łęczna to też była szkoła życia. Grali o utrzymanie, więc finezji w ich grze nie było. Janek miał rozbijać akcje rywali. Często słyszał, że nie ma myśleć o rozgrywaniu, tylko walić jak najdalej od własnej bramy. Wybić w trybuny nikt nie liczył.
- W trudnych momentach wspierał go brat Filip, który gdy wyjechał do Holandii, też nie zapomniał o tym, że ważne jest wykształcenie. Jest licencjonowanym trenerem mentalnym. Rozmowy, które często prowadzili przez Skypa na pewno miały wpływ, na to, kim Janek jest teraz - zdradza Daniel Bednarek.
Bracia mają świetny kontakt ze sobą. - Wierzę, że kiedyś znów zagramy w jednej drużynie - mówi Janek. Teraz to on jest w centrum zainteresowania wszystkich mediów, które wróżą mu wielką karierę. - Janek dobrze wie, że jest w takim wieku, że będzie jeszcze popełniał błędy. To jest nieuniknione. Myślę, że jak pojawią się wtedy słowa krytyki, to przyjmie je po męsku i będzie pracował z takim samym zaangażowaniem jak teraz. Bo on łatwo się nie poddaje - mówi ojciec piłkarza.
Ale nie zawsze musi postawić na swoim. Świadczy o tym wybór numeru na koszulce.
- Przyszedł pan Geniu, opiekun naszego sprzętu i wręczył mi koszulkę z 35. Byłem trochę zaskoczony, bo to był numer Marcina Kamińskiego. Pan Geniu stwierdził jednak, że dobrze do mnie pasuje, więc specjalnie nie protestowałem. W takich sprawach ma on zawsze rację - zdradził nam ostatnio 20-letni obrońca.