Jan Borysewicz: Działy się rzeczy dobre i złe, ale niczego, co się wydarzyło, nie żałuję
Rozmawiamy z Janem Borysewiczem, liderem grupy Lady Pank o początkach kariery zespołu i o tym, co dzieje się obecnie przed jego sobotnim koncertem w Poznaniu.
Dlaczego po 35 latach od wydania waszej pierwszej płyty nagraliście ją na nowo?
Jan Borysewicz: Bo uważam, że jest to płyta ponadczasowa i chcieliśmy ją jeszcze bardziej przybliżyć z udziałem gości, których zaprosiłem do nagrań.
Co decydowało o doborze gości?
Przede wszystkim wybierałem takich, których szanuję i uważałem, że ich głosy będą bardzo pasowały do moich kompozycji.
Dlaczego okładka tej płyty bardzo przypomina okładkę albumu „Nigdy nie za wiele rock and rolla”?
To chyba jakiś przypadek. Ja tak tego nie odbieram. Nasz menedżer przygotowywał z kimś ten projekt, a ja go tylko zaakceptowałem. Mnie zawsze bardziej interesuje materiał muzyczny niż okładki.
Na tym krążku są utwory, których nie było na pierwszym wydaniu winylowym jak „Minus 10 w Rio”, „Mała Lady Pank” czy „Tańcz, głupia tańcz”...
To utwory, które zostały nagrane jako pierwsze. Chodziło o to, aby stworzyć pewną klamrę. „Mała Lady Punk” była nagrana jeszcze wtedy, gdy nie było Janusza Panasewicza.
Czy wtedy, gdy ukazał się ten album zakładaliście, że odniesiecie tak ogromny sukces, bo krążek ten rozszedł się w nakładzie ponad 1 miliona egzemplarzy?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień