We wtorek w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego odbyło się ślubowanie pierwszej grupy polskich zawodników, udających się na zimowe igrzyska w koreańskim Pjongczangu. Wśród nich był Jan Szymański (AZS AWF Poznań), jedyny reprezentant wielkopolskiego klubu w reprezentacji olimpijskiej, składającej się z 62 osób.
Wygrał w świątyni panczenów
Cztery lata temu chłopak z Jeżyc wrócił z Soczi w glorii chwały, bo wywalczył wspólnie z kolegami brązowy medal w wyścigi drużynowym. Fetował olimpijskie podium w rodzinnym Poznaniu, choć na igrzyskach reprezentował jeszcze barwy LKS Poroniec.
W kolejnym sezonie zdobywał już jednak medale dla AZS AWF Poznań i robił to z jeszcze lepszym skutkiem niż w Soczi, bo dwukrotnie wygrał zawody Pucharu Świata w Berlinie i w świątyni łyżwiarstwa szybkiego, czyli w Heerenveen w biegu na 1500 m.
– Moje zwycięstwo w Holandii to coś takiego, jak wygrana piłkarzy nad Niemcami. Dla Holendrów łyżwy są środkiem transportu i równie ważnym elementem życia jak rowery. Zimą jeżdżą na łyżwach po zamarzniętych kanałach i się hartują. Dlatego widok dziecka w czapce to bardzo rzadko spotykany obrazek w holenderskim krajobrazie
- przekonywał wówczas Szymański.
Od tego czasu nie stanął już jednak na podium PŚ i nie miał okazji wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego na wielkiej imprezie. Inna sprawa, że z jeszcze większymi problemami borykał się mistrz olimpijski z Soczi, Zbigniew Bródka. Obniżka formy panczenistów doprowadziła do tego,
W dalszej części artykułu przeczytasz, jak rozpoczęła się przygoda Jana Szymańskiego ze sportem, a także m.in. poznasz wady i zalety mistrza.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień