rozm. Dorota Abramowicz

Jan Widacki: IPN wie, jak fałszowano dokumenty

Jan Widacki Fot. Marcin Obara Jan Widacki
rozm. Dorota Abramowicz

Z mec. Janem Widackim, pełnomocnikiem Lecha Wałęsy, rozmawia Dorota Abramowicz.

Wszczęcie sprawy o fałszywe zeznania było uzasadnione - przekonuje dyrektor Pozorski...
Śledztwo toczyło się w sprawie fałszowania dokumentów przez SB i w tym postępowaniu Lech Wałęsa miał status osoby pokrzywdzonej i świadka zarazem. Wykazało ono, że kilka dokumentów zostało sfałszowanych przez konkretnych funkcjonariuszy, w stosunku do których przedawniło się ściganie. Pozostałe dokumenty, według prokuratury, zostały napisane ręką Lecha Wałęsy, czemu on przeczy. Prokuratura IPN umorzyła to śledztwo 23 czerwca. Otrzymałem postanowienie 30 czerwca i natychmiast zażaliłem się za pośrednictwem prokuratury IPN do sądu. Do dziś zażalenie nie zostało rozpoznane, więc sprawa jest nadal w toku. Sąd ma dwie możliwości - utrzymać postanowienie prokuratury w mocy lub przychylić się do zażalenia, uznając, że prokuratura nie przeprowadziła kilku dowodów.

Lech Wałęsa znów pod obstrzałem. IPN prowadzi postępowanie karne

Mówi pan o ekspertyzie prof. Girdwoynia?
Nie tylko. To m.in. oświadczenie Jacka Taylora, pełnomocnika Wałęsy w latach 70., który zaświadcza, że w tym czasie nie potrafił on sam napisać kilku zdań. W związku z tym niemożliwe jest, by sporządził wyrobionym pismem całostronicowe zobowiązanie. Były tam jeszcze inne wnioski dowodowe. Prokuratura jednak uznała, że opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych przesądza wszystko. Tymczasem w XXI w. już wiemy, że ekspertyza pisma dostarcza - jak to mówią Amerykanie - dowodu tolerowanego, a nie naukowego. Taka opinia musi być bardzo szczegółowo konfrontowana z innymi dowodami i dopiero wtedy można się nią posłużyć.

Andrzej Pozorski: Jeszcze nie stawiamy zarzutów

Czy można tak sfałszować pismo, że ekspert się nie pozna?
Można i IPN o tym wie. W MSW była komórka legalizacyjna, produkująca dokumenty, z paszportami USA włącznie. I nikt się nie zorientował. Ekspertyza grafologiczna nie dostarcza pewnego dowodu. Przekonał się o tym sam minister Zbigniew Ziobro, który jako student złożył doniesienie, że kolega pisze na niego anonimy i prowadząc własne śledztwo - jak czytamy w ostatnim „Przeglądzie” - otrzymał trzy różne opinie grafologiczne. Tymczasem w sprawie fałszowania dokumentów przez SB prokuratura nie przyjęła innych dowodów, w tym opinii prof. Girdwoynia, wskazujących, że z lat 70. zachowała się tylko jednak notatka sporządzona przez Wałęsę i to pismem innej klasy, niż pismo zobowiązania do współpracy. Nie skonfrontowano więc opinii ekspertów. Jeśli dodamy do tego zeznania wielu świadków, niezależnych i bezstronnych, mówiących - znamy Wałęsę z lat 70., on nie mógł tego napisać, bo nie umiał pisać, to nie możemy przejść nad tym do porządku dziennego. Śledztwo w sprawie składania przez Wałęsę fałszywych zeznań nadal trwa i i może skończyć się uznaniem, że dokumenty sfałszowano. Dlatego postępowanie karne jest przedwczesne. Być może z politycznego punktu widzenia, tuż przed rocznicą Porozumień Sierpniowych, ma ono sens. Ale sens szubrawy.

rozm. Dorota Abramowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.