Janda w Toskanii
Młoda dziewczyna szybkim, zdecydowanym krokiem przemierza telewizyjne korytarze. Przez ramię przewieszona torba, papieros w ręce, agresja w głosie i nerwowe rozedrganie, które świadczy o skrywanych pokładach wrażliwości. Taką Krystynę Jandę, widzianą okiem Andrzeja Wajdy w „Człowieku z marmuru”, zapamiętamy na zawsze.
Ta nadekspresja przylgnie do aktorki na długie lata, stanie się jej znakiem firmowym. Janda spokojna, wyciszona, mówiąca wolno, z namysłem, choć nie bez pewnej przekory i nie bez zaangażowania - takiej jej nie znałam. Inną twarz aktorki dostrzegłam dopiero teraz w filmie Jacka Borcucha „Słodki koniec dnia”. I nie ukrywam, że jestem pod wrażeniem.
Na ekranie widzimy Marię, laureatkę Nagrody Nobla, polską Żydówkę, która już dawno temu wyjechała z kraju i obecnie mieszka z mężem Włochem w uroczym, toskańskim miasteczku Volterra. Teoretycznie powinna być szczęśliwa, choćby dlatego, że już nic nie musi. Co miała napisać, to już napisała, nikt nie wymaga od niej, by dalej udowadniała mistrzostwo swojego pióra. Tworzenie wierszy może być już tylko przyjemnością, podobnie jak wyprawy na miejscowy targ rybny, rozkoszowanie się słońcem południa, picie z przyjaciółmi wina, rozmowy z córką (Katarzyna Smutniak) i zabawy z wnukami, które ją właśnie odwiedziły.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień