Janusz Golinowski: - Można przyjąć, że wybuchną podobne afery
Rozmowa prof. Januszem Golinowskim, politologiem UKW o skutkach i finale afery taśmowej z politykami PO w rolach głównych.
Biznesmen ze Śląska, gracz giełdowy Marek Falenta został skazany przez Sąd Okręgowy w Warszawie na dwa i pół roku więzienia. Jego dwaj pomocnicy, kelnerzy z warszawskich restauracji dostali po 10 miesięcy pozbawienia wolności. Co ten wyrok oznacza?
Zapadł werdykt i rzeczywiście należałoby się zastanowić, czy panowie zostali skazani za nielegalne podsłuchiwanie. Bo, skądinąd to nie jest podstawą do tego, by skazywać ludzi takimi surowymi wyrokami.
Sędzia w uzasadnieniu podkreślał, że chodziło o plany „dogrywania dealów”, zamiar szantażowania osób nagrywanych.
Myślę, że skazani będą się od tego wyroku - o ile nie jest prawomocny - odwoływać. Ten werdykt ma przede wszystkim taki wymiar nieco symboliczny. Bo, przecież niewątpliwie ujawnienie tych podsłuchanych rozmów, te „taśmy” zaważyły później w jakiś sposób na takiej tendencji zjazdowej obozu, który był u władzy. Słupki poparcia zaczęły spadać. Dlaczego? Ponieważ afera podsłuchowa pokazała takie bardzo brzydkie oblicze polityków, władzy w ogóle. Dlatego możemy odczytywać symbolicznie wyrok, który zapadł - jeśli rzeczywiście byłyby materiały, z których by wynikało, że tam mieliśmy do czynienia z rzeczywistym szantażem.
Prof. Golinowski: - W świetle zapowiedzi obecnych rządzących można przyjąć, że wybuchną podobne afery.
W czerwcu 2014 roku ta historia zatrzęsła przecież sceną polityczną w Polsce. Zachwiał się w posadach koalicyjny rząd PO-PSL. Tymczasem skazani zostali tylko ci, co polityków podsłuchiwali. A przecież najwięcej się mówiło o tym, o czym rozmawiali nagrywani politycy. By przypomnieć słynne ośmiorniczki...
Trudno jest odnosić się do treści wyroku. Wydał go sąd i pozostaje go przyjąć. Na tę sprawę można jednak spojrzeć z drugiej strony. Przede wszystkim mówiąc o pojęciu pewnego dobra wspólnego i funkcjonowaniu władzy jako takiej w ogóle, to nie sposób nie zauważyć, że przecież wielu dziennikarzy śledczych uczestniczy w tego rodzaju sytuacjach. Dziennikarze wchodzą w role osób podstawianych, i tak dalej; dokonują tak zwanych prowokacji. A wobec nich nie wyciąga się przecież żadnych konsekwencji. W tym rozumieniu można postrzegać ten wyrok jako swoistego rodzaju precedens, ale tylko pod warunkiem, że nie dochodziło tam do szantażu. Dziennikarzy się za podsłuchiwanie nie karze, ponieważ media robią to dla celów, nazwijmy to tak, pro publico bono, dla dobra społecznego. I działając w tym poczuciu walki o pewne dobro publiczne właśnie, formalnie rzecz biorąc nie uzyskują z tego tytułu żadnych materialnych profitów.
Z dużej chmury mały deszcz? A jaki oddźwięk społeczny ma ten wyrok? Czy pluskwy w AmberRoom i i Sowy i Przyjaciół otwiera jakiś nowy rozdział w wykorzystywaniu podobnych afer przez polityków?
Jeśli patrzeć na przyszłość, takie rzeczy - w świetle zapowiedzi obecnych rządzących, które odnoszą się do funkcjonowania sądów i instytucji prokuratorii, czy prokuratorów i innych środowisk - myślę, że takie afery jeszcze będą wychodziły na zewnątrz.
Odpowiadając na pytanie, jaki tak afera może mieć oddźwięk społeczny, można się zastanowić nad kilkoma rzeczami. Na pewno miała wpływ na takie postrzeganie władzy przez społeczeństwo. Ma wpływ na populistyczne kreowanie; na poczucie budowania jakiegoś rodzaju sprawiedliwości dziejowej, nazwijmy to w cudzysłowie, bo do takich haseł się politycy odwołują. Podkreślę jednak jeszcze raz, że trudno jest komentować wyroki sądów, z nimi pozostaje się zgadzać.