Janusz Urbański - mężczyzna z zapałkami [ZDJĘCIA, WIDEO]
Stadion Górnika Zabrze jest gotowy! Zbudował go z... zapałek Janusz Urbański z Rudy Śląskiej. Ma na swoim koncie więcej rzeźb. Wśród nich m.in. szyby kopalniane czy gliwicka radiostacja. Poświęca się tej pasji od prawie 40 lat. Jak sam mówi, wiele się dzięki niej nauczył.
Najtaniej wychodzą w dyskontach. Kupuje je już nie na paczki, a w kartonach. W ilościach hurtowych. Puste pudełka trafiają później do okolicznych przedszkoli, gdzie dzieciaki wykorzystują je na zajęciach plastycznych. Bardziej istotna jest zawartość, czyli zapałki. Całą paczkę podpala jednym ruchem i błyskawicznie gasi żeby pozbyć się siarki. Później łączy kilka zapałek w gotowe segmenty. Swego rodzaju "cegiełki". Z nich powstają rzeźby. Czasem małe, jak figura szachowa, czasem składające się z ponad 100 tysięcy zapałek. Janusz Urbański z Rudy Śląskiej od prawie 40 lat oddaje się takiemu hobby.
Miło zobaczyć stadion Górnika Zabrze w całości
W niewielkim mieszkaniu w rudzkim Czarnym Lesie każdy kawałek wolnej przestrzeni zajęty jest przez zapałczane rzeźby. Wśród nich, na środku kuchni, najnowsze dzieło - stadion im. Ernesta Pohla w Zabrzu. W rzeczywistości obiekt jeszcze nie istnieje, a w całości nie będzie istniał jeszcze długo (I etap zakłada budowę trzech trybun). I może właśnie dlatego pan Janusz zdecydował, że to będzie jego kolejne dzieło.
- Mam kibiców w rodzinie i to oni namówili mnie, żebym wziął się właśnie za stadion. Mimo iż zajmuje się tym od prawie 40 lat, to było to jednak pewne wyzwanie. Wcześniej nie miałem okazji budować tak zamkniętych konstrukcji, gdzie w środku trzeba jeszcze zadbać o szczegóły, a chciałem odwzorować go możliwie jak najwierniej i zbudować około tysiąca małych krzesełek. Osobno zbudowałem więc otwarte trybuny, a osobno koronę stadionu, którą potem nałożyłem - wyjaśnia Janusz Urbański.
- Chciałbym żeby ten stadion obejrzało jak najwięcej ludzi. Nie zrobiłem go tylko dla siebie. Dlatego zaproponowałem Górnikowi, że gdy już wybudują nową arenę i klub będzie miał miejsce na takie eksponaty, to chętnie go oddam. Zgodzili się - dodaje.
Budowa zapałczanej wersji nowego stadionu zajęła 8 miesięcy. Twórca wykorzystał do niej 80 tysięcy zapałek i dwa kilogramy kleju. Całość ma wymiary 90 na 60 na 40 cm. W środku odwzorowane są nie tylko krzesełka, ale również murawa i bramki.
Od wiatraka do chińskiego muru
Te liczby i ogrom włożonej pracy z pewnością robią wrażenie, ale dla pana Janusza to nie pierwszyzna. Swojemu nietypowemu hobby oddaje się od lat, a na koncie ma już bardziej monumentalne dzieła.
- Jako dziecko chodziłem na kółko modelarskie, więc bakcyla już połknąłem. Później, w latach 70-tych kiedy pracował na kopalni, w hotelu robotniczym zobaczyłem chatkę góralską zrobioną właśnie z zapałek. Postanowiłem spróbować coś podobnego zbudować samemu. Pierwszy był mały prosty wiatrak. Z czasem robiłem coraz bardziej skomplikowane i duże rzeczy - opowiada Urbański.
W jego mieszkaniu, które jest jednocześnie warsztatem i wystawą, można znaleźć dziesiątki mniejszych i większych rzeźb. Jest m.in. słynny most Golden Gate z San Francisko, naturalnych rozmiarów gitara, globus, kufle. Łatwo w oczy rzucają się śląskie akcenty, np. wysoka na ponad 2 metry wieża gliwickiej radiostacji lub szyb kopalni Sośnica. Największe wrażenie robi jednak olbrzymi żaglowiec.
- To dla mnie najważniejsza rzeźba. Zadedykowałem ją matce, Stefanii. Robiąc go sugerowałem się zdjęciami trzech innych okrętów. Zbudowałem go ze 100 tysięcy zapałek - mówi Janusz Urbański i dodaje, że wcale nie jest to jego największy eksponat. Kuchnię zdobi fragment chińskiego muru, który pan Janusz miał okazję zobaczyć w oryginale. Do jego zbudowania zużył 150 tysięcy zapałek.
Budując nie korzysta ze szczegółowych planów, a raczej z dostępnych w internecie rysunków czy zdjęć. Zmysł techniczny i doświadczenie w pracy na kopalni procentują jednak i tutaj.
Pasja pochłonęła już miliony. Zapałek oczywiście
Przez blisko 40 lat tworzenia takich rzeźb pan Janusz zużył już, jak sam mówi, 3, może 4 miliony zapałek. Wykonał mnóstwo eksponatów, z których nie wszystkie oczywiście trzyma w swoim mieszkaniu. Rzeźbami obdarowuje bliskich. Czasem ktoś poprosi o przekazanie ich na cele charytatywne, na co oczywiście się zgadza. Pan Janusz zbudował m.in. stajenkę w kościele w Czarnym Lesie.
- Tak jak wędkarz nie łowi ryb tylko dla siebie, tak i ja chętnie dzielę się tymi rzeźbami. To moja pasja, z którą już się zżyłem. Nie wyobrażam sobie, żeby po pracy nie usiąść do niej chociażby na chwilę - mówi.
- Przez lata nie zarobiłem na tym ani grosza. Raz, że nie zabiegam o to specjalnie, a dwa, że gdy już pojawia się jakaś propozycja, to ludzie zupełnie nie doceniają włożonej pracy - dodaje. Warto przy tym zaznaczyć, że same zapałki zużyte do budowy rzeźby wielkości np. stadionu, to koszt ok. 200 zł.
Godziny spędzone z klejem i papierem ściernym w dłoniach, podporządkowanie swojemu hobby mieszkania nie tylko pod względem przestrzeni (np. palacze w mieszkaniu pana Urbańskiego po papierosa nie sięgną). Jeśli nie pieniądze, to co można dostać w zamian? Odpowiedź jest prosta: satysfakcję i bezcenną naukę.
- Kiedyś byłem bardzo niespokojny. Nie potrafiłem się skupić, nie kończyłem tego, co zacząłem. Dzięki tym rzeźbom to się zmieniło. Nic tak nie uczy cierpliwości, wytrwałości. A gdy takich umiejętności nauczymy się realizując swoje hobby, to potem możemy je łatwo wykorzystać w innych aspektach życia - zapewnia Janusz Urbański.