Jarosław Gowin: Jarosław Kaczyński nie pełni funkcji premiera. Podtrzymuję opinię, że nie jest to rozwiązanie optymalne dla naszego obozu
- Najważniejszy człowiek naszego obozu, czyli Jarosław Kaczyński, nie pełni funkcji premiera. Podtrzymuję opinię, że nie jest to rozwiązanie optymalne. Jeśli wygramy wybory w 2019 r., trzeba będzie wrócić do tego tematu - mówi Jarosław Gowin, wicepremier, w rozmowie z Agatonem Kozińskim.
Ma Pan ulubione miejsce, które odwiedza w czasie Niedzieli Palmowej?
W Polsce każdy jest przywiązany do swojej parafii i takie święta zwykle spędza się właśnie w jej otoczeniu.
Piękne palmy co roku można zobaczyć w Kalwarii Zebrzydowskiej blisko Krakowa. Zdarza się Panu tam jeździć?
Nie zamierzam o tym mówić. Od początku działalności politycznej unikałem mówienia o sprawach osobistych. Moja rodzina czy moja wiara to - jak mawiają Anglicy - moja twierdza. Nie zamierzam odstępować od tej zasady.
Wydawało mi się, że to temat neutralny.
W 1995 r. wydałem książkę „Kościół po komunizmie”, w której opisałem relacje Kościoła i demokratycznego państwa. Od tamtej pory jestem bardzo uczulony na wszelkie formy instrumentalnego traktowania Kościoła i wiary przez polityków. Wiara polityków - bądź jej brak - powinna się wyrażać w ich wyborach, głosowaniach w kwestiach dotyczących moralności, na przykład dotyczących aborcji, in vitro czy instytucjonalizacji tzw. małżeństw homoseksualnych. Ale czym innym jest zachowanie w Sejmie, a czym innym opowiadanie w gazetach o prywatnym życiu religijnym.
Teraz mam wrażenie, że krytykuje Pan kolegów z rządu, którzy chętnie klękają publicznie przed ołtarzami.
Też mi się to czasami zdarza, bo to nieuchronne w przypadku polityków, którzy są jednocześnie osobami wierzącymi. W Polsce utarł się - dobry w mojej ocenie - zwyczaj, który zakłada, że ważnym uroczystościom państwowym towarzyszą msze. I tak daleko nam pod tym względem do Stanów Zjednoczonych.
Tam właściwie każde przemówienie kończy się słowami „Boże, chroń Amerykę”.
Więcej - tam agnostyk czy ateista nie mają właściwie szans wygrać wyborów prezydenckich. Dla mnie relacje państwa i Kościoła w polskiej Konstytucji i praktyce życia politycznego mają charakter wręcz wzorcowy.
Poprzednią Wielkanoc Wasz rząd spędzał w świetnych humorach - jednak w te wchodzicie mocno poobijani ostatnimi tygodniami, w dodatku nie widać pomysłu, jak z tego wyjść.
Na pewno nie można się poddawać emocjom, nawet gdy popełniamy błędy. Nie kwestionuję tego, że mamy gorszy okres, pasmo rozmaitych błędów bądź skutecznych kontrataków opozycji. Ale do wyborów jeszcze półtora roku. Jesteśmy w stanie wrócić na tor skutecznego, merytorycznego działania.
Skąd tę błędy się wzięły? Jaka jest Pana diagnoza?
Sam chciałbym wiedzieć. Gdybyśmy to wiedzieli, wyeliminowalibyśmy błędy. Z jednej strony splot okoliczności - w polityce przypadek odgrywa kolosalną rolę. Z drugiej - pojawiła się w nas pewnie jakaś forma arogancji władzy, której sami nie zauważyliśmy.
Marek Mastalerek użył barwnej metafory o obozie władzy, który „narkotyzuje się sondażami”.
Być może gdzieś w podświadomości poluzowaliśmy rygory, które nas do tej pory spajały. Na pewno jedną z przyczyn naszych kłopotów jest to, że jak wszystkie rządy w Polsce po 1989 r. mamy kłopot z resortowością w rządzie. Brakuje wystarczająco dobrej współpracy pomiędzy poszczególnymi ministerstwami. Dużo zrobiliśmy, żeby to poprawić, ale dużo zostało tu jeszcze do zrobienia.
Chodzi Panu o nowelizację ustawy o IPN?
Ta sprawa wyraźnie pokazała, że wymiana informacji w rządzie nie zadziałała tak, jak powinna.
Wcześniej kryzysy wam się zdarzały - ale szybko udawało je przeciąć, często były to decyzje Jarosława Kaczyńskiego. Teraz kryzys wokół tej noweli rozlał się bardzo szeroko. Prezes PiS w tej sprawie nawet nie zabrał głosu.
Dotknął pan kolejnego problemu, z którym boryka się nasz obóz. Jest to problem strukturalny.
Czyli?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień