Jarosław Siekierko: Samorządowcy walczą, ale o swoje stołki
O politycznej wojnie, sitwach i ograniczeniu kadencji mówi Jarosław Siekierko, burmistrz Wysokiego Mazowieckiego. Zdradza, dlaczego droga do Białegostoku jest trasą polityczną.
Zdziwiły Pana słowa prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego, który publicznie skarżył się, że za rządów PiS prawie co tydzień ma teraz kontrolę CBA. Dlaczego?
Jeżeli prezydent ma kontrolę i jest wszystko w porządku, to nie ma się na co skarżyć. My, samorządowcy często mamy kontrole, ciągle jesteśmy pod jakimś obstrzałem. Ale jak wszystko jest w porządku, to nie ma o czym mówić. Ja też w poprzedniej kadencji ciągle byłem przesłuchiwany przez prokuraturę zambrowską, łomżyńską, olsztyńską. Nie można było się burmistrza Wysokiego Mazowieckiego pozbyć w wyborach, więc próbowano w ten sposób.
To były ataki polityczne? Rządziła wtedy koalicja PO-PSL, pan kojarzony jest z prawicą, z PiS-em.
Mogły to być akcje prowadzone pod naciskiem ówczesnych partii rządzących, a dziś opozycyjnych w stosunku do PiS. Ja wiem, że pan prezydent Truskolaski jest teraz zdenerwowany, ale każdy kto idzie do polityki wie, jak to może wyglądać.
Prezydent Truskolaski mówi wprost, że w tej chwili atakowane jest wszystko, co niepisowskie, że niszczona jest samorządność, samorządy.
Nie zgadzam się z tym, że Prawo i Sprawiedliwość niszczy samorządy. Popatrzmy nawet na to spotkanie samorządowców w Białymstoku (odbyło się w ubiegłym tygodniu na stadionie miejskim - przyp. red.). Wzięły w nim udział osoby kojarzone z partiami opozycyjnymi. Przecież my się wszyscy znamy. I wydaje mi się, że nie chodzi tu o dwukadencyjność. Raczej o to, że cokolwiek zrobiłoby PiS, to i tak będzie atakowane, krytykowane. Przecież nie ma żadnej ustawy, czy decyzji dotyczącej ograniczenia kadencji. Poszło hasło, to poszło. W polityce o wielu rzeczach się mówi.
To dlaczego politycy PiS puszczają takie hasła jak dwukadencyjność, nie pokazując projektów?
Trudno mi odpowiedzieć. Trzeba o to zapytać polityków PiS. Ale proszę przypomnieć sobie kwestię ustawy warszawskiej. Po analizie, po spotkaniach i rozmowach, PiS wycofało się z tego pomysłu i tematu nie ma. A u nas specjalnie podkręca się pewne kwestie. O dwukadencyjności cały czas rozmawiają moi koledzy z innych partii. Robią spotkania, to niech robią, ale ludzie, którzy za mną rozmawiają pytają: to o stołki im chodzi? To tak zaczyna być odbierane, że samorządowcy walczą o swoje stołki. Proszę też zwrócić uwagę, że ponad 60 proc. społeczeństwa jest za dwukadencyjnością. Tak jak blisko 70 proc. ludzi było za sześciolatkami w przedszkolach. Takich kwestii jest bardzo wiele.
To dlaczego Pan nie przyjechał na spotkanie samorządowców w Białymstoku? Mógł Pan o tym wszystkim powiedzieć.
Nie przyjechałem z kilku powodów. Po pierwsze, zaproszenie dostałem dwa dni wcześniej. Po drugie, byłem już raz na spotkaniu, które organizował Związek Miast Polskich. Na to spotkanie przyjechali w większości włodarze partii opozycyjnych. Na mównicę wpuszczono sześciu ludzi, nikomu więcej nie pozwolono zabrać głosu. Jeżeli w Białymstoku zorganizowanoby bardziej obiektywne spotkanie, gdzie możliwa byłaby dyskusja, to nie ma problemu. Niestety, była to typowa polityka.
W Białymstoku bardzo wielu samorządowców narzekało na relacje z partią rządzącą, że odbiera im się kompetencje.
To niech pani powie jakie...
A choćby nadzór nad instytucjami rolniczymi.
Pewnie chodzi o ośrodki doradztwa rolniczego. To powiem tak. Każdy rząd ma swoje pomysły. Każdy ODR, nadzorowany przez marszałka, prowadził swoją politykę rolną. A przecież rolnictwo jest sprawą wspólną. To tak jakby każdy ZUS był podległy marszałkowi. Ale proszę sobie przypomnieć jak były likwidowane sądy, czy ktoś słowo powiedział w ich obronie? Nikt. My walczyliśmy o instytucję i ludzi. A tu zaczyna być walka samorządów o siebie. Trudno jest walczyć o siebie i krzyczeć nie wyrzucajcie mnie, nie ruszajcie, kiedy czegoś takiego nawet nie ma.
Ale dlaczego wyborcom chce się odebrać prawo wybierania gospodarza gminy? Jeżeli ktoś jest świetnym samorządowcem, dlaczego ma być tylko dwie kadencje? Pan sam jest burmistrzem już piątą kadencję.
A ma pani przed sobą jakiś projekt ustawy, że wyborcom odbiera się prawo? Żeby dyskutować na ten temat powinien być jakiś projekt.
My o tym dyskutujemy, bo to politycy PiS, w tym Jarosław Kaczyński zapowiadają zmiany.
Ale hasło zostało rzucone kilka miesięcy temu i nic od tego czasu się nie wydarzyło. Uważam osobiście, że to typowy ruch polityczny. Jeżeli samorządy jadą 6 maja na marsz wolności do Warszawy, to występują przeciwko partii rządzącej. Cokolwiek PiS teraz by zrobił, to opozycja i tak będzie przeciwko. Działa to na zasadzie: dajcie człowieka, a paragraf się znajdzie. Tu nie chodzi o dwukadencyjność. Chodzi o to, że po ośmiu latach PiS wygrało wybory. Opowiem taką jedną sytuację ze swojego życia. Jak walczyłem o drogę Białystok- Wysokie Mazowieckie. Polityk PO powiedział mi tak: jak sobie wygracie wybory, to będziecie sobie rządzić. Te słowa padły w obecności wielu osób. Mówiono, że jesteśmy matecznikiem PiS-u. Teraz jest nadzieja, że inwestycja powstanie, robiona jest dokumentacja.
Droga Białystok-Wysokie Mazowieckie to polityczna droga?
Tak. To polityczna droga. Teraz marszałkiem jest polityk z naszych stron. I nie ukrywam, że dzięki niemu jest ta droga. A jak było wcześniej? Publicznie kazano nam jeździć do Wysokiego przez Zambrów. A przecież droga nie rozróżnia czy jest to PiS, czy PO, czy PSL. Jest albo zła, albo dobra.
To czym Pan podpadł, że przez tyle lat nie chciano tej inwestycji?
Nie wiem czym podpadłem. Jak wielu samorządowców mam swoje zdanie. Jeżeli coś mi się nie podoba, to głośno o tym mówię. Chociaż można zapytać, czym podpadłem, gdy jako pierwszy w województwie składałem wniosek o unijne dofinansowanie na tereny inwestycyjne. I choć nie było innych chętnych, dostałem pieniądze dopiero za trzecim razem. Mówi się, że w spotkaniu w Białymstoku wzięło udział ok. 200 osób. Gdyby naprawdę większość samorządowców była przeciwko zmianom, przyjechałoby ok. 1,5 tys. osób.
To raz jeszcze Pana zapytam. Popiera Pan dwukadencyjność?
Żeby o tym mówić, trzeba mieć konkretne wytyczne. Gdyby była gotowa ustawa, powiedziałbym swoje zdanie. Ale niech pani przyjrzy się tym, którzy najgłośniej krzyczą. Jakie mają budżety, jak funkcjonują w swoich samorządach.
A nie obrażają Pana słowa padające z ust polityków PiS, że w samorządach są sitwy, układy, które trzeba rozbić. U Pana w gminie też są sitwy i układy?
Każdy może powiedzieć, że są sitwy i układy. Tak samo jest w domu rodzinnym, ktoś coś powie, zaraz jest dyskusja. Ale to nie oznacza, że powinny być takie pojazdy, jakie robią niektórzy samorządowcy. Dwukadencyjność to tylko pretekst do dyskusji. Powtórzę jeszcze raz: tu chodzi o to, że po ośmiu latach została utracona władza.
Panu dobrze współpracuje się z PiS? Widzi Pan plusy tego, że ta partia przejęła władzę w kraju?
[/b
W poprzedniej kadencji musiałem walczyć o sądy, bo je zamykano. W takim małym miasteczku jak Wysokie Mazowieckie zlikwidowano Polską Spółkę Gazowniczą, która przez tyle lat u nas funkcjonowała. Na szczęście 8 maja zostanie ponownie otwarta. Proszę sobie wyobrazić, że w naszym powiatowym ZUS-ie pracuje tylko pięć osób. Zlikwidowano część struktur zakładu energetycznego. W sąsiednich gminach pozamykano posterunki policji. I my w małych miejscowościach, oprócz swojej normalnej pracy, musieliśmy w poprzedniej kadencji walczyć o utrzymanie takich struktur. A chodziło o instytucje, które są blisko ludzi. Zawsze mówię, że najwięcej kosztuje święty spokój. I o to miałem największe pretensje do poprzednich rządów. Że ludziom zabierali normalny tok funkcjonowania. Czy ktoś się pytał o wiek emerytalny? Czy ktoś się pytał o sześciolatki?
[b]Czyli w sobotę nie jedzie Pan do Warszawy?
Ja się do Warszawy najeździłem, jak trzeba było walczyć o likwidowane instytucje. Natomiast nie pojadę walczyć o siebie. Bo to jest tak przez ludzi odbierane. Że samorządowcy walczą o siebie.