Jarosław Sroka: Tragicznych utonięć w tym roku będzie więcej
Statystyki dotyczące utonięć powinny przerażać każdego człowieka. Zwłaszcza, że dotyczą one głównie ludzi młodych, w sile wieku. Niestety, tragicznych utonięć będzie więcej - ostrzega Jarosław Sroka, dyrektor biura Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Giżycku.
W trakcie ubiegłego weekendu w Polsce utonęło 21 osób. Przerażają Pana te liczby?
Myślę, że każdego człowieka te statystyki powinny przerażać. Zwłaszcza, że utonięcia dotyczą głównie ludzi młodych, w sile wieku. Nie chcę sprawiać wrażenia człowieka dotkniętego znieczulicą, ale szczerze powiem, że tego można się było spodziewać. A moje wieloletnie doświadczenie podpowiada mi, że to nie koniec, że tych utonięć będzie więcej – 300 a może nawet i 400 w tym roku. A przecież wcale ich nie musi być!
Ale się zdarzyły. 15-latek, który wskoczył do jeziora z pokładu roweru wodnego i już nie wypłynął. 20-latek, który zanurkował w zalewie i nie wypłynął…
Najgorsze, że tego rodzaju wypadki przerabiamy każdego roku. Za chwilę, jak zrobi się cieplej, dojdą nietrzeźwi, którzy po dwóch, czy po czterech piwach ruszą do wody. Będą tragiczne skoki do glinianek, wypadnięcia z łódki. O tego rodzaju zdarzeniach będą donosić media. Oby się nie sprawdziło, ale… Nie jestem pesymistą, proszę mnie tak nie rozumieć. Tylko, że jestem realistą. Widzę i wyciągam wnioski – takie mamy społeczeństwo.
Jakie?
Wychowane na grach komputerowych, w których ma się po kilka żyć. Młodzi ludzie, którzy dziś wchodzą w dorosłe życie, w podstawówkach słyszeli, że do wszystkiego mają prawo, za to niewiele się przejmują obowiązkami. Obawiam się, że takie przeświadczenie zaczyna pokutować, stąd i tragicznych utonięć będzie więcej. Niestety woda to straszliwy żywioł. Trzeba mieć do niej pokorę. Tymczasem ludziom wydaje się, że umieją pływać, czy to wpław, czy łódką, czy motorówką. Uważają, że znają przepisy, zasady, ale ten ostatni weekend pokazał coś innego.
Nagłe skoki do wody – jak zrobił to wspomniany przeze mnie 15-letni chłopak – grożą szokiem termicznym. Czym on w zasadzie jest?
Przy szoku termicznym następuje błyskawiczny skurcz naczyń. Przestaje funkcjonować układ krążenia, serce przestaje pracować, zatrzymuje się. I ciało idzie na dno. To jest szybka śmierć. Sam proces tonięcia jest wtedy, kiedy woda zalewa górne drogi oddechowe. A to jest już straszna śmierć. Szacujemy, że człowiek dusi się wodą od 4 do 5 minut.
Jest jakiś wspólny mianownik, który się kryje za tymi tragediami?
Tak. Mówiąc wprost jest to głupota.
Mogło tych wypadków nie być, gdyby…?
Skupię się na tragedii, która wydarzyła się w ubiegłą sobotę na jeziorze Tałty.
Ma pan na myśli motorówkę, która zatonęła z siedmioma osobami na pokładzie; zginęła 8-letnia dziewczynka?
Nie chcę ferować wyroków, tym zajmuje się policja, prokuratura, będą przesłuchania, zostaną powołani biegli. Ale z tego co wiem, łódka była 6-metrowa – takie łódki rejestrowane są na 5 osób, więc już tu, pod tym względem przepisy zostały złamane. Dalej: sternik, jak się okazało, nie miał uprawnień. Świadkowie mówią o potężnym silniku, 200 koni albo więcej, który dla takiej łódki był zbyt mocny. Czasami czarterownie kuszą potencjalnych klientów, przyklejając na klapę informacje o większej mocy silnika, niż jest w rzeczywistości. Nie wiem, czy tak było w tym przypadku, choć zdaję sobie sprawę, że niektórzy właściciele tak robią, żeby pozyskać klienta. Ludzie, którzy na Mazurach zajmują się turystyką i chcą na tym zarobić, bo z tego żyją, to chcą mieć jak najwięcej turystów. Ale nie wolno zapominać o przepisach! Na łódce może być określona liczba osób, łódka musi być zarejestrowana, po przeglądzie. Niestety, obserwujemy, że tych przepisów nikt nie egzekwuje. Jednym słowem, to martwe przepisy. Podobnie jest z paleniem papierosów w miejscach publicznych – palić nie wolno, ale ludzie palą. Czy widziała pani kiedykolwiek, żeby patrol policji albo straży miejskiej ukarał mandatem kogoś, kto pali papierosa na przystanku?
W tym przypadku chodziło też o kapoki, które co prawda na pokładzie motorówki były, ale pasażerowie nie mieli ich na sobie. Zginęła 8-letnia dziewczynka, którą nurkowie znaleźli w kabinie zatopionej łodzi. Jak to jest z tym przebywaniem pod pokładem w trakcie rejsu?
Zacznę od kamizelek. Kładziemy nacisk, powtarzamy: „wkładajcie kamizelki”. Ale proszę sobie wyobrazić – płynie pani łódką, jest 30 stopni w cieniu, 40 stopni na wodzie, żar leje się z nieba, a sternik każe nałożyć pani kamizelkę. Po godzinie czy dwóch przeklnie pani takiego sternika; zero komfortu płynąć w takiej kamizelce, prawda? Ważny jest zdrowy rozsądek – kiedy taką kamizelkę nałożyć, a kiedy z niej zrezygnować. Są kamizelki ratunkowe i asekuracyjne. Asekuracyjne są dla tych, którzy potrafią pływać, ratunkowe dla tych, którzy pływać nie potrafią. W tym przypadku – gdyby osoby na łódce miały kamizelki, być może wszystko skończyłoby się inaczej. Gdy ciała są rozgrzane, ale woda ma dopiero kilkanaście stopni, nie jest przyjemnie pływać. Na dodatek wypadnięcie z łódki zawsze jest szokiem. Jeśli się jest w kamizelce, to ma się większy komfort, głowa jest nad wodą, można ocenić sytuację. Jeśli kamizelki nie ma – człowiek wpada do wody i nierzadko wpada równocześnie w panikę. Jest mu zimno, łapią go skurcze, a jeśli jeszcze nie umie pływać, jego szanse na wyjście z tego cało się zmniejszają.
Druga sprawa - generalnie, jak się pływa motorówką czy jachtem, całą przyjemność sprawia nam przebywanie na pokładzie, na zewnątrz. Po to przyjeżdżamy na jeziora, żeby obserwować przyrodę, wodę, a nie siedzieć pod pokładem. No, ale kiedy pływa się kilka godzin, to czasem chce się przebrać, nasmarować kremem, zrobić kanapkę, czy skorzystać z toalety, więc na chwilę można pod pokład zejść. Jeśli jest fajna pogoda, silnik pracuje równo, nie ma fali, to nie ma też przeciwwskazań, aby zejść pod pokład, wypić piwo, pograć w karty, zjeść coś. Ale jeśli decydujemy się płynąć szybko, to cała załoga melduje się na pokładzie.
Czy można wypożyczyć łódkę, nie mając uprawnień?
Ludzie, którzy przyjeżdżają wypoczywać na Mazury i chcą żeglować, muszą mieć skończony kurs żeglarza, aby umieć poprowadzić żaglówkę. Ci, którzy wypożyczają motorówkę, powinni mieć patent sternika motorowodnego. Ci, którzy ciągną narciarzy, powinni mieć licencję holowania narciarza. Inne uprawnienia wymagane są od tych, którzy prowadza statki. Na wodzie są znaki, są boje; na wejściu i wyjściu z kanału też są znaki, które coś oznaczają. Na wodzie, podobnie jak na drodze obowiązują przepisy, są zasady i należy ich przestrzegać. Należy wiedzieć, kto ma pierwszeństwo, kto ma komu ustąpić. No, ale jak widać, bywa różnie.
Wiele pan widział i doświadczył na wodzie. Jest coś, co może pana jeszcze zadziwić?
Wciąż się coś takiego trafia. Teraz też bym nie przypuszczał, że może się zdarzyć coś takiego, co wydarzyło się na jeziorze Bełdany, również w ostatnią sobotę.
Motorówka zderzyła się z żaglówką?
Tak jest. Warunki niemal idealne, duże jezioro, pełne słońce, lekki wiaterek, no super, tylko odpoczywać, prawda? I raptem motorówka uderza w bok żaglówki i to z wielką siłą. Jak to się mogło stać? Nie powinno się stać. Ale się stało. Sternik się zagapił? Pomylił manetkę, przód z tyłem? Nie wiadomo.
Czytam, że coraz więcej ludzi wybiera odpoczynek nad jeziorami; przyczyniła się do tego pandemia. Rzeczywiście obserwuje Pan ten wzmożony ruch turystów na Mazurach? A to oznacza, że i interwencji ratowników jest więcej?
Podczas ostatnich dwóch sezonów, czyli w latach 2020 i 2021, kiedy trwała pandemia, nie było wielu wyjazdów za granicę, a jeśli, to były obostrzenia, testy, więc większość wybierała wypoczynek w kraju. Część wybrała urlop na Mazurach. W tym czasie Mazury przeżywały straszne oblężenie. W tym roku wydawało się, że tych turystów będzie mniej, bo ludzie wolą jeździć do Grecji czy Włoch. Ale Boże Ciało i związany z tym świętem długi weekend pokazał, że niekoniecznie. Mazury były pełne. Większość czarterów, pokoje w pensjonatach i hotelach – wszystko już jest posprzedawane na wakacje. Można się więc spodziewać, że i w tym roku będziemy mieli na jeziorach tłumy, a jak pogoda dopisze, to obłożenie będzie pełne. Mazury stały się modne.
Podobno czasem na mazurskich wodach jednocześnie przebywa kilkadziesiąt tysięcy ludzi. To średniej wielkości miasto!
Tak się dzieje. Proszę sobie wyobrazić – od Węgorzewa, poprzez Giżycko, Mikołajki, Ruciane, do Pisza – to spory kawał wody. W szczycie sezonu pływa tam 10 tysięcy jednostek. A na każdej po 6-8 osób. Jeśli to przemnożymy, to faktycznie daje to kilkadziesiąt tysięcy ludzi – jak w mazurskim miasteczku. Tylko, że wszyscy są na wodzie. A w takim miasteczku dzieje się wszystko: przydarzają się zawały, udary, skaleczenia, oparzenia, omdlenia, ugryzienia przez pszczołę, uderzenie bomem w głowę. Również pijaństwo i narkomania. Krótko mówiąc, na wodzie dzieje się wszystko to, co dzieje się w normalnym mieście. W ubiegłym roku od połowy czerwca do września nasze łodzie ratownicze i karetki odnotowały grubo ponad 600 interwencji. Poszkodowanych było 1200 osób.
O czym bezwzględnie należy pamiętać, jadąc nad wodę?
Uśmiecham się, bo przecież doskonale wiemy, o czym należy pamiętać. Ale to jest tak, jak z akcją „Znicz” przed Wszystkimi Świętymi. Policjanci z prewencji przypominają, by nie wsiadać do samochodu pod wpływem alkoholu, żeby nie przekraczać prędkości, mieć zapięte pasy, włączone światła, być wypoczętym. I co mamy 2 czy 3 listopada? Rzecznik policji ogłasza: „Rekord zabitych. Rekord zatrzymanych na podwójnym gazie. Rekord kolizji”. Czy ktoś tego słucha? Czyta o tym i bierze to pod uwagę?Ludzie bardzo nie lubią, kiedy coś się im radzi, coś zakazuje czy nakazuje. No, bo z jakiej racji ktoś miałby komuś mówić, co on powinien robić?
Ale przecież są pewne zasady, których się uczy dzieci od małego i przypomina też dorosłym, jak się zachowywać nad wodą i w wodzie.
Oczywiście i część ludzi się do tych zasad stosuje jak najbardziej. Nie wszyscy są totalnymi ignorantami. Wiemy, że do wody nie wchodzi się po posiłku, że trzeba odczekać, że nigdy nie wchodzi się po alkoholu. Słyszeliśmy, żeby nie wypływać daleko od brzegu na materacu, nie wbiegać do wody rozgrzanym, czy nie skakać w miejscach, których nie znamy. Dobrze jest umieć pływać…
… i wybierać strzeżone kąpieliska.
To są ogólnie znane prawdy, mogę je powtarzać i powtarzać, tylko wciąż z ich przestrzeganiem jest inaczej. Proszę zwrócić uwagę, ludzie, którzy idą w góry i chcą zdobyć dajmy na to, Kasprowy Wierch, nie zdecydują się wypić trzech piw w Kuźnicach, bo wiedzą, że wówczas na ten szczyt zwyczajnie nie wejdą, prawda? Tymczasem na żaglówce puszczają wszelkie hamulce. Przecież pływanie nie wymaga wielkiego wysiłku fizycznego. Niektórym się więc wydaje, że ciągnąc te sznurki, nogą sobie popijać, bo w czym to przeszkadza? Takie wciąż jest myślenie części ludzi.
To jak jest z tym alkoholem na łódce? Może być, czy nie może być?
Może, dlaczego nie? Jak się jedzie samochodem, to też można kupić skrzynkę piwa i wieźć ją w bagażniku. A pasażerowie podczas podróży mogą to piwo pić. Ponieważ to kierowca ma być trzeźwy. Ale na wodzie jest inaczej – jeżeli większość załogi jest w stanie nietrzeźwym, a tylko sternik jest trzeźwy, a coś się wydarzy i trzeba będzie pomóc sternikowi, wyskoczyć na brzeg, złapać cumę, rzucić kotwicę, pomóc bosakiem w porcie – to może pojawić się poważny problem.
Jakie błędy powtarzają ludzie, którzy wypoczywają nad jeziorami i na jeziorach?
Nie dokonam tu odkrycia: na plaży problemem jest wszechobecny alkohol i papierosy. To najbardziej razi w oczy. Jak się idzie po plaży, to wszędzie powtykane są niedopałki, leżą puszki, leżą butelki porozrzucane, bo my Polacy po sobie nie sprzątamy. Pijemy i zostawiamy śmieci. Przecież ktoś po nas posprząta, bierze za to pieniądze – takie jest myślenie. Ale jeśli miałbym o coś apelować, to przede wszystkim o większą rozwagę i pokorę, o nieprzecenianie swoich możliwości, a na wodzie o stosowanie zasady ograniczonego zaufania.
To znaczy, że powinniśmy mieć ograniczone zaufanie do przepływających obok nas łódek czy innych sprzętów pływających?
Dokładnie. Nigdy nie wiemy, co zrobi załoga płynąca obok nas. Jeśli płynę prawym halsem i mam pierwszeństwo, to wcale nie znaczy, że łódka płynąca obok da mi drogę – może sternik chce coś sobie czy załodze udowodnić? Może jest nietrzeźwy i nie odpuści? Będzie szedł, bo mu się wydaje, że się zmieści przede mną? Jeśli widzę, że ktoś idzie na kolizję mimo że mam pierwszeństwo, to odpuszczam. Niech sobie płynie. Na morzu jest zasada, że większy zawsze ma pierwszeństwo. Na jeziorach, jeśli widzimy, że ktoś płynąc obok, zachowuje się nieodpowiedzialnie, nie ma sensu udowadniać, że prawo było po naszej stronie. Co z tego, że prawo będzie po naszej stronie, jeśli będziemy mieli zniszczoną łódkę, pasażerów w szpitalu i zepsute wakacje? Czasem lepiej, kiedy mądrzejszy ustąpi głupszemu.