Jaruzelski by nawet tego nie wymyślił...
Co się właściwie teraz w Polsce dzieje? W którą stronę zmierza polska demokracja? Co nas czeka w najbliższej przyszłości? Jak odebrał pamiętne słowa Jarosława Kaczyńskiego o „kanaliach”? O tym rozmawialiśmy z senatorem Janem Rulewskim.
Zdaniem Rulewskiego, posunięcia PiS-u w sprawie zmian w sądownictwie są gorsze niż stosowała komuna.
Panie senatorze, co tak naprawdę dzieje się obecnie w naszym parlamencie? Co czeka teraz Polskę?
Zamiast mówić „Twarde prawo, ale prawo”, będziemy teraz mówić „Żadne prawo”. Polska powoli zaczyna się przekształcać w jakiś dziwny zakład karny dla swoich obywateli, którym rządzi ferajna. To się skończy tak, że wyrzucą nas z Unii Europejskiej, wzdłuż naszej zachodniej granicy staną słupki z biało-czerwonym orłem, a na przejściach granicznych z Niemcami znów będziemy słyszeć „Proszę przygotować dokumenty do kontroli”!
To raczej odległa przyszłość. A co nas czeka jutro, pojutrze?
To może wcale nie być tak odległe. Dzieją się przecież rzeczy bardzo złe. Lekką ręką są łamane procedury. Teraz skończyła się gra pozorów, jaką PiS do tej pory starał się uprawiać. Już się nikt nie kryje z tamtej strony z rzeczywistymi intencjami. PiS liczył, że skoro jest czas letni i naród leży na plaży, to przeforsuje swoje zmiany pośpiesznie, by jak najmniej osób się o tym dowiedziało.
Co Pan sądzi o forsowanej ustawie o Sądzie Najwyższym?
Nawet za komuny nikt by się nie odważył na taki krok, żeby wyciąć w pień cały skład Sądu Najwyższego, a ponadto, żeby nowym kandydatom dawać lojalki do podpisania. Przecież już wiadomo, że kandydaci do Sądu Najwyższego będą musieli złożyć wnioski i czekać na rozstrzygnięcia w ciągu miesiąca. To jak to nazwać? To będą przecież deklaracje lojalności. To jest przerażające. Dzwonił do mnie niedawno członek PiS-u, były sędzia Sądu Najwyższego i też dzielił się swoimi obawami przed tym, co teraz nadchodzi. Jestem całą tą sytuacją zszokowany, nawet Jaruzelski nie wycinał sędziów w pień.
Jakie konsekwencje przyniesie nowa ustawa?
To będzie dalszy ciąg, niestety, więdnięcia elit naszego kraju, które coraz bardziej zaczną się bać tego, co może je spotkać. Czarno to widzę, ale nie oczekuję, żeby wszystko działo się wprost. Spodziewam się, że teraz znów - po tylu latach - będą przychodzić do domu nocą z oskarżeniami, że ktoś źle wystawił fakturę, a ktoś inny popchnął tego czy innego posła, albo zabrał mikrofon posłowi Piotrowiczowi. I za to „nowe” sądy będą ludzi osądzać i ich skazywać. Ja po 20 latach bycia posłem i senatorem stwierdzam, że moja wiedza prawna jest niewystarczająca. Tym większy mam szacunek dla doświadczonych prawników. Trzeba ich cenić, a nie szerzyć wśród nich strach.
Jak Pan odebrał osławione słowa Jarosława Kaczyńskiego o „kanaliach”?
To nie była dla mnie niespodzianka. Jarosław Kaczyński po prostu taki ma stosunek do swoich przeciwników politycznych, oparty na pogardzie.
Kiedy ma Pan posiedzenie Senatu?
W piątek o 9 rano. Tak szybko można zorganizować posiedzenie Senatu w odniesieniu do ustawy, która przeszła przez Sejm, tylko w specjalnych okolicznościach. Zapewniam pana, że marszałek Karczewski dołoży wszelkich starań, żeby udokumentować, że właśnie teraz mamy do czynienia z tymi szczególnymi okolicznościami. Posiedzenie komisji senackiej zostało zwołane już na czwartek, na godz. 20. To łamanie procedur, gdyż powinny minąć co najmniej dwa dni od ostatniego posiedzenia Sejmu. Można byłoby zwołać posiedzenie komisji, np. w piątek o 5 rano, to by było zgodne z regulaminem, ale ten ostatni zdaje się już nie mieć większego znaczenia wobec woli parlamentarnej większości.
Jak sobie dacie radę z poprawkami? Sądzi Pan, że w Senacie zastosowany zostanie ten sam „numer” jak w Sejmie?
Tak się, niestety, spodziewam, choć trudno to się mieści w głowie. Przecież rolą Senatu nie jest bierne „przyklepywanie” ustaw sejmowych. Senat nie po to został powołany, zresztą Konstytucja tego nie przewiduje. Potrzebne jest inne, świeże spojrzenie.
Wnioskować zatem można, że do Sejmu wróci „przyklepana” przez Senat ustawa w błyskawicznym tempie.
Tego się obawiam, choć przecież w tym momencie wszystko staje na głowie. Nie wolno aż tak się spieszyć. Zdarza się przecież, że w zapisach legislacyjnych pojawiają się błędy. To jest nierealne, żeby w tak krótkim czasie rzetelnie ocenić projekty od strony prawnej. Dział prawny parlamentu teraz pracuje tak, że przygotowuje do projektu nie swoje stanowisko, ale tylko pośpiesznie napisaną opinię.
Jak Pan sądzi, czy protesty społeczne w kraju, które obserwujemy na ulicach, wzmogą się teraz czy też wygasną?
Obserwowałem ostatnio, kto bierze udział w tych demonstracjach. Pułkownika Mazguły nie widziałem, było tam natomiast wiele osób w średnim wieku, zdeterminowanych w dążeniu do pokojowego rozwiązania. I w tym pokładam moją nadzieję.
Jak pan sądzi, co zrobi prezydent Duda? Czy zawetuje projekt ustawy, czy ją "klepnie"?
Moim zdaniem, z całą pewnością ją zaakceptuje. Tu nie można na nic liczyć. Ruchy prezydenta związane z tą ustawą są pozorne, uniósł się po prostu ambicją. On nie jest w stanie przeskoczyć bramy. Bez swojego zaplecza politycznego nigdy by nie zaistniał, a i teraz, kiedy zapewne myśli o kolejnej kadencji, musi mieć oparcie w swojej formacji.
Co zrobi teraz Unia Europejska?
Nie wierzę, by wykonała jakieś konkretne ruchy związane z sankcjami. Jestem za to pewny, że Europa zapamięta nam to, co robimy. Sami się prosimy o guza. Moim zdaniem powstanie Europa dwóch prędkości a nas do strefy euro nie przyjmą. I takie poniesiemy konsekwencje tej postawy.
Kiedy czasy PiS-u się mogą skończyć?
Myślę, że ten czas już nadchodzi. Bilans się już nie domyka, stąd te nerwowe ruchy w postaci próby wprowadzenia dodatkowej opłaty paliwowej. Zamiast tryskać sukcesami, rząd ma problemy. Przykro to mówić, ale kłopoty gospodarcze rządu to może być szansa na zmianę obecnej sytuacji...