Jaśmina Parkita – kielczanka robi karierę
Projektowała okładki płyt dla Czesława Mozila. Ale to także ilustratorka książek i projektantka mody. Artystka pochodząca z Kielc, Jaśmina Parkita rozpocznie w piątek 21 października Akademię Off Fashion.
Pani zawsze była takim niespokojnym, artystycznym duchem?
Chyba nie... (śmiech). On doszedł go głosu w ostatniej klasie liceum. Początkowo bardzo nieśmiało. Natomiast z czasem zaczął się rozwijać, i teraz mam ogromną ochotę na to, by robić coraz nowsze, większe, dziwniejsze rzeczy.
Ale jednak coś sprawiło, że wybrała Pani szkołę plastyczną.
Te artystyczne skłonności wyniosłam z domu. Tata był artystą, plastykiem. Mama też jest związana z tymi zagadnieniami. W takim klimacie dojrzewałam, wychowywałam się od dzieciństwa, więc wybór takiej, a nie innej szkoły był w moim przypadku oczywisty.
„Plastyk” był tą szkołą, w której Pani się spełniała, realizowała swoje artystyczne pomysły?
Nie od razu. Na początku to było poszukiwanie siebie. Wydaje mi się, że byłam wtedy po prostu za młoda na świadomość artystyczną. Dopiero w ostatniej klasie liceum plastycznego, przed maturą, wspólnie z moim przyjacielem, Norbertem Rybarczykiem zaczęłam robić poemiksy (autorski projekt, połączenie poezji z komiksem – przyp. red.), wtedy pojawiły się wystawy w Bazie Zbożowej w Kielcach. Natomiast, kiedy przygotowywałam dyplom, zaprojektowałam też okładkę do płyty Czesława. I wtedy chyba właśnie Norbert z Czesławem rozbudzili we mnie artystyczne zapędy. Dzięki nim zrozumiałam, że chcę się zajmować sztuką.
Czesław, o którym Pani przed chwilą wspomniała, to Czesław Mozil. Jak doszło do Waszej współpracy?
Poznaliśmy się całkowicie przez przypadek, przez Internet. Czesław zobaczył moje rysunki w sieci i napisał do mnie, że prawdopodobnie wyda swoją płytę w Polsce. Prawdopodobnie, bo jeszcze wtedy nie był tego pewien, i zaproponował mi zrobienie okładki. Początkowo kontaktowaliśmy się tylko internetowo, polubiliśmy się, aż zaczęliśmy się spotykać na żywo. A płyta jednak się ukazała i odniosła sukces, którego na początku chyba nikt się nie spodziewał (śmiech).
Dziś Czesław Mozil to znana postać, doczekał się filmu, którego jest głównym bohaterem, ale wtedy to nazwisko nic nikomu nie mówiło.
Tak, stąd ten sukces sprzedażowy płyty był dużym zaskoczeniem. Pamiętam, że najfajniejszym momentem w tej mojej artystycznej drodze było, kiedy po koncercie Czesława w „Stodole”, w 2008 roku, do którego też zrobiłam scenografię, jechaliśmy z całym zespołem taksówką na afterparty i nagle zobaczyliśmy wielką okładkę płyty na ścianie wieżowca w Warszawie. To był ogromny powód do radości.
Na tej jednej płycie Wasza współpraca się nie zakończyła.
Zrobiłam potem kilka kolejnych, łącznie cztery.
Zajmowała się też Pani oprawą graficzną albumów innych artystów.
To wynikało ze współpracy z wydawnictwem płytowym. Specjalizowało się ono w muzyce metalowej, czyli w czarnej. To nie była moja stylistyka (śmiech). Ale co jakiś czas wydają innych artystów, takich jak Czesław Śpiewa. Zrobiłam też okładki dla pana Artura Andrusa, zespołu happysad, Camero Cat, i dla innej wytwórni, dla zespołu Indios Bravos.
Jak zrobić okładkę, żeby przyciągała uwagę słuchacza, czym Pani się kierowała projektując je?
Kierowałam się głównie muzyką, a przede wszystkim tekstami. To, co robię jest także uzależnione od tego, czy sam muzyk ma jakąś koncepcję. Czesław dawał mi wolna rękę, mogłam tworzyć według własnego uznania. Podobnie pan Artur Andrus. Ale zrobiłam też płytę dla zespołu Camero Cat. Jego muzycy mieli konkretną wizję okładki i książeczki do płyty. W zasadzie pracowałam pod ich okiem, ale mimo to, chcieli żebym ja wykonała projekt, bo podobały się im moje kreski i kolory. A wracając do pytania, jak się robi płytę, która przyciąga uwagę? Nie wiem! Bo ja robię rzeczy niekomercyjne, nie mam sprawdzonego przepisu (śmiech).
Po maturze została Pani wierna artystycznym zainteresowaniom.
Zrobiłam licencjat na wydziale sztuki na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Zajęło mi to aż pięć lat, ponieważ miałam dwie przerwy. Nie mogłam się tam odnaleźć, nie dawano nam za dużo swobody, czego mi brakowało. Zaskoczyłam wszystkich na obronie. Moje prace spodobały się i zachęcano mnie, żebym nawet została na uczelni, ale ja już wtedy zdecydowałam, że pójdę do Łodzi, na Akademię Sztuk Pięknych, na wydział tkaniny i ubioru, ponieważ chciałam działać przestrzennie, robić coś więcej. Grafika, płaskie obrazy zaczynały mnie nudzić. W Łodzi obroniłam „magisterkę”, rozwinęłam się dzięki tej tkaninie, co będzie można zobaczyć podczas mojej wystawy w Galerii Winda w Kielcach. Moje wcześniejsze wystawy były wypełnione ilustracjami, a teraz będzie się działo dużo więcej w przestrzeni.
Wystawa, która zostanie otwarta w piątek, 21 października, o godzinie 19, w Galerii Sztuki Współczesnej „Winda” jest zatytułowana „Space voyage - czyli jak wygląda moje Niebo”. Co się kryje pod tą nazwą?
Kosmiczna przestrzeń pozwoliła mi uwolnić moją wyobraźnię. Ale to także jest moja wizja Nieba, czyli życia po życiu. Ostatnio śmierć pojawiła się w moim życiu dwa razy. To chyba jest mój sposób na poradzenie sobie z tym tematem, są to rozmyślania, które przelewam na obrazy, grafiki, działania manualne. Podróż kosmiczna jest wdzięcznym tematem, w którym wiele można zmieścić, także śmierć. Chcę ją odczernić, żeby nie była taka konwencjonalna, smutna, bo w końcu dotyczy każdego z nas, jest częścią naszego życia.
Na wystawie będzie można zobaczyć dwie wielkoformatowe tkaniny: jedna już była pokazywana w Kielcach, w Biurze Wystaw Artystycznych, brała udział w konkursie „Przedwiośnie”. Natomiast druga jest bardzo świeża – dzisiaj rano kończyłam ją szyć (śmiech). Będzie miała 10 metrów długości i sama jestem ciekawa, jak będzie wyglądała, jak już zawiśnie. Będą też instalacje, maski pokazywane już w Olbęgorku. Będzie również dużo świecących gadżetów, ponieważ ostatnio zaczęłam bawić się światłem.
Wystawa odbędzie się w ramach Akademii Off Fashion. Podczas tej imprezy będziemy też mieli okazję poznać Panią jako projektantkę mody. A pamiętam, jak kilka lat temu mówiła Pani w jednym z wywiadów, że nie identyfikuje się Pani z modą, mówiła: „nie lubię całej tej otoczki związanej ze śledzeniem trendów”. Co się zmieniło?
Rzeczywiście tak mówiłam (śmiech), ale to było dawno temu. Samo podejście się u mnie nie zmieniło. Od kilku lat z moim wspólnikiem prowadzę markę modową „dzieńdobry” i od tej pory staram się oglądać magazyny modowe, żeby choć trochę być wtajemniczona w tę tematykę. Kupuję więc te czasopisma, składuję i zbiera mi się na nich kurz, bo nie mam serca do nich (śmiech). Swoje wizje najczęściej przekładam na tkaniny, na nadruki na nich. Cieszę się, że potem ta moja twórczość funkcjonuje w życiu, że ona nie wisi gdzieś tam na ścianie, ale można ją założyć. Sprawia mi ogromną radość, kiedy na ulicy widzę osobę w koszulce z moim nadrukiem. Kilka z rzeczy zaprojektowanych przeze mnie będzie można zobaczyć na wystawie, ale więcej w niedzielę, 23 października, podczas pokazu w Galerii Echo w Kielcach.
W Pani pracach jest dużo barw, intensywnych kolorów, które skupiają uwagę odbiorcy. Z czego wynika taki wybór środków?
Nie lubię monochromatycznych rzeczy. Kolory i światło bardzo mi się podobają, chyba są też odzwierciedleniem mojego wewnętrznego świata.
Powiedziała Pani, że im dłużej Pani tworzy, to ten głód tworzenia rośnie i ma Pani coraz więcej pomysłów. Jakie więc są te nowe?
Wczorajszy – żeby zrobić całą ścianę ze świecących kasetonów (śmiech). Trzy kasetony będzie można zobaczyć na wystawie w Galerii Winda. Najbardziej przeraża mnie to, że rośnie skala tych moich prac, chciałabym robić większe i większe, a do tego potrzebuję dużej pracowni. Mam też w planach projektowanie ubrań pod swoim szyldem, a nie pod marką „dzieńdobry”. Nawet już zaczęłam. Będą to pojedyncze egzemplarze, mocno kolorowe, zwariowane. Chciałabym, żeby to były nawet bardziej kostiumy dla indywidualistów, niż codzienne ubrania. To plan, który powoli realizuję.
A na razie próbkę Pani talentu będzie można zobaczyć podczas piątkowego wernisażu.
Mam nadzieję, że wystawa będzie się Państwu podobała, ale przyznaję, że jestem trochę zestresowana, bo wydaje mi się, że to będzie niecodzienne przeżycie, ale w końcu o to mi chodziło. Czekam więc na reakcje.