Jedna decyzja albo przypadek całkiem odmieniły im życie

Czytaj dalej
Fot. archium M. Wróblewskiego
Anna Rimke

Jedna decyzja albo przypadek całkiem odmieniły im życie

Anna Rimke

Praca, dom, praca... Chcesz to zmienić, ale nie masz czasu. A przynajmniej tak myślisz. W takim razie przeczytaj!

Marcin Wróblewski cztery lata temu, kiedy na wadze zobaczył 93 kg, powiedział sobie:dość i zabrał się za siebie. - Na początek zacząłem zwracać uwagę na to, co jem. Bo przez to, że pracowałem często poza domem, jadłem bardzo nieregularnie i często byle co - opowiada. Zaczął też chodzić do siłowni. - A później usłyszałem o Runmageddonie (ekstremalne biegi - dop. red.). Wystartowałem i byłem 68. na 1,5 tys. zawodników - opowiada 36-latek.

Biegi z przeszkodami stały się jego pasją. Prawie cały wolny czas spędza na treningach. Trenuje siedem dni w tygodniu. - Z tego nie da się już wyleczyć. To jest moje pięć minut, które chcę wykorzystać. Cały czas chcę być lepszym, pokonywać swoje słabości. A rywalizacja podczas zawodów daje tyle adrenaliny... - mówi pan Marcin. Dodaje jednak, że nie mógłby się tak realizować, gdyby nie wsparcie żony.

- Nie zawsze jestem taka łaskawa. Bo w ciągu tygodnia mamy dla siebie naprawdę mało czasu. On wraca z pracy albo zmęczony, albo biegnie na trening. Ale to już jest silniejsze od niego - mówi Monika Wróblewska. Jeździ z mężem na wszystkie zawody i przyznaje, że trochę ją też ciągnie do biegania. Synów pan_Marcin swoją pasją już zaraził. 10-letni Kuba i 5-letni Karol idą w ślady taty.

- Tata robi nam takie Runmageddony mini. Ale jak wracamy do domu brudni i mokrzy, to mama chyba nie jest zadowolona - mówi Kuba. Chłopiec trenuje też kajakarstwo. A w niedzielę razem z mamą weźmie udział w biegu na 2 km Tropem Wilczym. - Jako dzieciak i potem młody człowiek też uprawiałem sport. Od kajakarstwa, po sztuki walki. A potem założyłem rodzinę. Zacząłem dużo pracować i na nic innego nie starczało mi czasu - mówi Marcin Wróblewski.

Ale, jak się okazuje, wystarczy chcieć i czas się znajdzie. - Oczywiście potrzeba samodyscypliny, ale się da. Kiedyś zostawałem dłużej w pracy, to już przeradzało się w pracoholizm. Teraz kończę po 17.00, bo wiem, że chwilę muszę spędzić z rodziną, a potem trenować - mówi pan Marcin. Nie on jeden tak odmienił życie...

Małżonkowie Aleksandra Korebka i Waldemar Kępka przyznają, że od zawsze lubili ruch i czynne spędzanie czasu. - Pływałam, dużo spacerowałam, jeździłam na rowerze... - wymienia pani Aleksandra.

Jej mąż w młodości uprawiał wyczynowo judo. - Do czasu, gdy chciałem zacząć zarabiać jako kaskader w filmie. Przy pierwszej nagrywanej scenie skoczyłem tak niefortunnie, że złamałem obojczyk. W gips zapakowano mnie na dłuższy czas. I tak skończyła się moja kariera w judo i w filmie - śmieje się pan Waldemar. Wtedy miał 26 lat. Dziś ma... 62 i w ubiegłym roku zdobył Koronę Maratonów Polskich, czyli przebiegł pięć głównych maratonów w kraju.

Biegał od zawsze. Ale tak dla siebie. Trzy lata temu pobiegł za kolegę maraton w Berlinie.- I poczułem tą niesamowitą atmosferę, która towarzyszy imprezie, że zacząłem startować w kolejnych - opowiada 62-latek.
Wspomina ubiegłoroczny bieg w Warszawie, który kończył się na Stadionie Narodowym. - Jak wpadłem tam, jako 1.800 zawodnik i usłyszałem ten aplauz tysięcy ludzi, to poczułem się jak mistrz świata - śmieje się pan Waldemar.
To właśnie on sześć lat temu namówił żonę na kurs tańca. - Przekonani, że dobrze tańczymy zapisaliśmy się na trzymiesięczny kurs - opowiada.

- Okazało się, że nic nie umiemy. Ale tak nam się spodobała atmosfera, ludzie i oczywiście prowadzący, czyli państwo Deptowie, że chodzimy tam już sześć lat - śmieje się pani Aleksandra.
W turniejach nie startują, bo - jak mówią - do tego potrzeba znacznie więcej zaangażowania. Ale za to jeżdżą na zimowe i letnie obozy taneczne. W sumie byli już na 11. - To i odpoczynek, i ruch, no i spędzenie czasu z przyjaciółmi. Bo zaprzyjaźniliśmy się z ludźmi z kursu tańca - zapewniają i pani Aleksandra, i pan Waldemar jednocześnie. Na maratony też jeżdżą razem, choć pani Aleksandra nie biega (woli zajęcia w klubie fitness). - Ale zawsze jedziemy na trzy dni i przy okazji poznajemy okolicę - mówi małżeństwo.

Robert Surowiec, szef gorzowskiej rady miasta i przedsiębiorca przyznaje, że w podstawówce był wysportowany. Później też niby nie stronił od ruchu. Jako dorosły mężczyzna, ojciec i mąż, grał choćby z kolegami w piłkę w hali. - Ale gdy cztery lata temu wszedłem na wagę i zobaczyłem 103 kg, to stwierdziłem, że to ostatni moment, żeby w miarę bezboleśnie zrobić coś ze sobą - śmieje się 45-letni dziś Surowiec.

Postanowił biegać. - I jakie było moje zdziwienie, że po 300 m nie wiedziałem, jak się oddycha. Szok - wspomina pierwsze treningi. Wreszcie rozbiegał się na tyle, że doszedł do trasy 9 km. A w ubiegłym roku znajomy namówił go do biegania grupowego. Efekt? Surowiec ma na koncie już trzy półmaratony. W kwietniu zamierza przebiec swój pierwszy maraton w Dębnie.

Jak mówi, jest jeden minus biegania: cała garderoba do wymiany. - Na mniejszą oczywiście - śmieje się. Rodzina mu kibicuje, a 11-letnie córki już podzielają jego pasję.

Anna Rimke

Dziennikarz "Gazety Lubuskiej" od 2005 roku, choć z dwiema przerwami. Prywatnie mieszkanka podgorzowskiej Kłodawy. Bliskie są mi szczególnie tematy społeczne, ale nie tylko. Lubię być tam, gdzie coś się dzieje, bo lubię ludzi. Lubię ich słuchać i z nimi rozmawiać. Dzięki temu, każdy dzień mojej pracy jest inny. 


Zajmuję się tematami związanymi z oświatą:



Lubię poznawać ciekawych ludzi:



A kiedy Ci ludzie mają coś wspólnego ze zwierzętami, to muszę ich poznać:



Ale nie tylko przyjemnymi sprawami się zajmuję. Jak trzeba, to jestem też w miejscu tragedii:



Portal Naszemiasto.pl


Na czele moich obowiązków jest też portal Gorzów Wielkopolski Naszemiasto.pl


Tu nie tylko piszę, ale też opiekuję się stroną.


 


Gdyby nie praca w redakcji, to...


Trudno powiedzieć... Od najmłodszych lat uwielbiałam pisać i chyba stąd ten pomysł na życie. Ale myślę, że mogłabym też zwyczajnie sobie zwiedzać świat. I tylko od czasu, do czasu napisać o ludziach, których spotkałam na swojej drodze.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.