Jedna pomyłka na listach: Od Krakowa do Brukseli
Jedna jedyna kandydatura na listach wyborczych do Parlamentu Europejskiego zaskakuje naprawdę. To kandydatura minister edukacji narodowej Anny Zalewskiej.
Nie da się w prosty sposób wytłumaczyć takiego oto ciągu wydarzeń: rząd podejmuje się wielkiej strukturalnej reformy, która w gruncie rzeczy w jakiś sposób obchodzi prawie każdego obywatela. Pomijam fakt, że nie wiadomo ani po co ta reforma w ogóle, ani nawet po co ona rządowi. Następnie kilka lat szykuje tę rewolucję, a gdy jest ona już tuż-tuż godziny „zero”, okazuje się, że pani minister wyjeżdża.
W tym roku do liceum pójdzie dwa razy tyle uczniów co zwykle. Władza mówi: ale przygotowaliśmy miejsca dla dwóch roczników. Gimnazjaliści i ósmoklasiści odpowiadają: „ale tylko w niektórych szkołach”. Rząd: „macie takie same szanse jak poprzednie roczniki”. Kandydaci do liceów: „ale tylko w technikach. To tak jakby ktoś chciał dostać się do korpo, a otrzymał informację, że jest więcej miejsc pracy, tyle, że na budowach”. Tego dialogu z całą generacją młodych władza nie wygra, bo w ich przekonaniu poważnie obniża ich szansę na dobrą szkołę.
Młodzież zapamięta sobie dobrze minister Zalewską, a rodziców nie kupi nawet nowe 500+. Nakłada się na to żal nauczycieli. Pohukiwanie na tę grupę zawodową wśród zwolenników władzy tylko podgrzewa atmosferę. Dzisiaj nic już nie tłumaczy, dlaczego na podwyżki dla tej grupy nie ma pieniędzy.
Złośliwostki typu, żeby sobie „zarobili” na „500+”, czyli postarali się o więcej swoich dzieci, tylko dolewają oliwy do ognia. Pouczenia suto wynagradzanych spikerek telewizyjnych, że nauczyciel to nie praca, a powołanie, podgrzewają atmosferę w szkołach. Teraz nawet jeśli władza zgodzi się na podwyżki, w nauczycielskich sercach pozostanie zadra o kampanię propagandową, która na szczęście nie poszła jeszcze tak daleko jak pamiętna kampania przeciw „młodym lekarzom”.
Szkoła stanie się problemem obozu władzy w wyborach. Pierwszy raz w czasie egzaminacyjnym, przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, drugi raz jesienią w przededniu wyborów parlamentarnych. Niepojęte, że władza zdecydowała się zafundować sobie dziesiątki tysięcy liderów opinii - bo tym są nauczyciele szczególnie w mniejszych środowiskach, którzy będą opowiadać o tym, jaki rząd jest w ich przekonaniu.
A jakie jest ich przekonanie - to już wiadomo. I część tego przekonania wyrażą wyniki kolejnych głosowań.