Nie było niespodzianki i Ekantor.pl Falubaz po raz drugi w tym sezonie przegrał w Lesznie. Tym razem Fogo Unia zwyciężyła 50:40. Co po meczu mówili przedstawiciele obu ekip?
Trener zielonogórskiej drużyny nie wyglądał po niedzielnym starciu na przygnębionego, a jedynie ubolewał nad postawą swoich młodzieżowców, którzy nie pokazali w tym meczu praktycznie nic. - Gospodarze pojechali tego dnia dobrze, jednak ta różnica pomiędzy juniorami obu drużyn jest bardzo widoczna. Trzeba powiedzieć, że trochę się pogubiliśmy. Początek był kiepski. Uważam, że piłka jest dalej w grze. My też możemy u siebie osiągnąć podobny rezultat. Żeby wygrać potrzeba 46 punktów. Do tego należy zatem dodać jeszcze cztery. Myślę, że stawimy opór i będziemy walczyć o to, aby pojechać w finale - przekonywał Marek Cieślak.
Podobne plany ma menadżer leszczyńskich „Byków”. - Wierzymy w to samo co Zielona Góra. Czyli, że dostaniemy szansę, żeby dostać się do finału. Czas pokaże - przyznał Piotr Baron.
Według Patryka Dudka, pierwsze biegi jego wykonaniu były takie zapoznawcze z torem. - Jednak później zobaczyłem, że nawierzchnia jest normalnie do jazdy. Walczyliśmy, jednak nie udało się. Taki jest sport - komentował najskuteczniejszy w ekipie Falubazu 25-latek. - Leszno ma dobrą zaliczkę przed kolejnym meczem. Zobaczymy. Mam nadzieję, że w Zielonej Górze to nadrobimy i awansujemy do finał - dodał popularny „Duzers”.
Szkoleniowiec zielonogórzan odniósł się także do postawy pozostałych swoich seniorów. - Doyle nie radził sobie kompletnie ze sprzętem. Zmieniał motocykle i ewidentnie mu tutaj nie pasowało. Na pewno nie zrobił tego, co powinien. Jarek Hampel potracił punkty. Może wyszedł błąd z Thorssellem, bo on nie jechał źle. Prosiło się o zmianę, ale może warto było pokusić się o większą cierpliwość? No, nic. To dziesięć punktów, praktycznie dwa biegi - ocenił Cieślak.
Zdaniem kapitana Falubazu warunki torowe na leszczyńskim torze były trudne. - Można dywagować, dlaczego jak w Zielonej Górze tor jest dobrze przygotowany, to każe się go jeszcze wałować i patrzą na to wszystko komisarze. Natomiast w niedzielę warunki do jazdy były bardzo niebezpieczne, a jednak się ścigaliśmy. Na szczęście nic się nie wydarzyło i nikt nie narzeka na jakieś problemy ze zdrowiem - komentował Piotr Protasiewicz, który sprecyzował swoje zastrzeżenia co do stanu nawierzchni na stadionie im. Alfreda Smoczyka. - Tor się bardzo mocno porozrywał, szczególnie na środku było bardzo dużo kolein. Od początku był niedobrze przybity i związany. Jarek Hampel, który spędził w Lesznie wiele lat żartował nawet, że czuł się jak w 2009 roku, kiedy jeszcze nie było komisarzy toru - tłumaczył popularny „PePe”.
Co na to przedstawiciel Unii? Opiekun gospodarzy przyznał po niedzielnym meczu, że zdecydował się dokonać pewnych korekt, w porównaniu do poprzednich spotkań. - Chcieliśmy pojechać na innym torze, niż do tej pory. Pogoda miała być naszym sprzymierzeńcem, ale tak się stało tylko w piątek. Szykowaliśmy się już od jakiegoś czasu, aby spróbować się na nieco szybszej nawierzchni. Myślę, że w miarę nam się to udało. Na pewno czeka nas jeszcze trochę pracy - powiedział Baron.
- Tor był z początku bardzo ciężki - potwierdził trener Cieślak. - Później zaczęła robić się taka „piaskownica” - zauważył doświadczony szkoleniowiec.
Dziesięć punktów przewagi. Można powiedzieć, że to duża, ale jednocześnie i mała zaliczka w kontekście meczu rewanżowego, który już za kilka dni. Eksperci łapią się za głowy i zastanawiają się czy zielonogórzanie są w tę stratę odrobić. Wydaje się, że są, ale nie wiadomo, czy tak się stanie. Unia przecież dobrze radzi sobie na W69. Mądrzejsi będziemy dopiero w niedzielny wieczór.