Jednorazówki - tak o tanim sprzęcie mówią fachowcy. Naprawiać czy kupować nowe?
Na cenzurowanym są ekspresy do kawy i drukarki. Kosiarki nie mają lepszej prasy. Do urządzeń, które przyjeżdżają gdzieś z Azji, części zamiennych po prostu nie ma. - Jednorazówki - mówią o nich fachowcy.
Ze znalezieniem fachowców od naprawy pralki, zmywarki czy kosiarki nie ma większego problemu. Na ratunek - poczta pantoflowa. Z garścią namiarów na polecanych mechaników dostaję od razu krótką listę tych, do których nie ma po co iść. Ruszam więc do tych pierwszych. I zaczynają się schody: „Teraz nie porozmawiamy, zarobiony jestem, pani mnie łapie w przerwie między klientami, ale nie wiem, czy będę miał przerwę”, „O 20. zjeżdżam do warsztatu, wcześniej nie da rady”, „Pralkę mam na części rozebraną, a w kolejce czekają jeszcze trzy”.
Kolejki do fachowców
Fachowcy są rozchwytywani; znaczy: wolimy naprawiać domowe sprzęty niż wymieniać na nowe. Na pewno?
- To zależy od ceny - zaznacza pan Adam z jednego z serwisów drukarek. - Najprostsze domowe „plujki” można czasem zreperować za jakieś 100-150 zł. Za to można na przykład wymienić rolki pobierające papier, zębatki... To się jeszcze opłaca. Jak pójdzie płyta główna w drukarce, za którą zapłaciliśmy, powiedzmy, 200 zł, o opłacalności nie ma mowy.
Niektórzy dzwonią, opowiadają ze szczegółami, co się dzieje z pralką, tylko po to, żebym potwierdził ich tezę: że naprawiać się nie opłaca i sprzęt jest do wyrzucenia, żeby mogli z czystym sumieniem pójść do sklepu po następną pralkę.
Zdarza się, że pan Adam wie, z czym jest problem w danym modelu, zanim jeszcze klient powie, z czym przychodzi, bo drukarki psują się seriami. - Ale kto udowodni producentowi, że specjalnie tak zaprojektował urządzenie, by wydrukowało 150 tys. razy i stanęło? - pyta fachowiec. Swoje podejrzenia ma, np. wobec tych producentów, którzy tak zabudowują w urządzeniach głowice drukujące, że ich wymiana jest praktycznie niemożliwa.
Czy to spisek producentów?
- Spisek? Jaki spisek? To tylko niedbalstwo ludzi - oburza się pan Janusz z serwisu kosiarek. - Każdy wie, że co roku trzeba zrobić przegląd auta, a co robimy po sezonie z kosiarkami? Upychamy gdzieś w składziku, garażu, piwnicy... Gdyby każdy pamiętał o takim posezonowym przeglądzie, kosiarka służyłaby dwa razy dłużej. Ale Polak jest Polakiem i takie rzeczy ma gdzieś. Naprawiam sprzęt ogrodniczy pewnej amerykańskiej firmy, która robi go od 1908 roku. Właśnie tak - już 111 lat! Nie ma problemu z dostępnością części, sprzęt służy przez lata. Nie to, co te tanie jednorazówki, które przyjeżdżają do nas kontenerami z azjatyckich krajów. Potrzymają 2, 3, góra 4 lata. I sprzedający, i kupujący o tym wie... Spotkałem nawet takich, którzy wyznają zasadę: kupić tanio, poużywać aż padnie, wyrzucić i dawaj następną. A góra elektrośmieci rośnie. Części wymienne do takich sprzętów czasem są, czasem nie. Ci, którzy do mnie trafiają, są jednak zdecydowani: naprawiać. Wszystkie sprzęty, także ogrodnicze, są coraz bardziej wyżyłowane: naszpikowane gadżetami, to i awarii jest więcej.
- Niektórzy dzwonią, opowiadają ze szczegółami, co się dzieje z pralką, tylko po to, żebym potwierdził ich tezę: że naprawiać się nie opłaca i sprzęt jest do wyrzucenia, żeby mogli z czystym sumieniem pójść do sklepu po następną pralkę, gadżeciarską - mówi pan Dariusz, fachowiec od pralek i zmywarek. - Za sprawdzenie, co się w pralce zepsuło, biorę 50 zł, najtaniej w mieście. Nie naciskam na klientów, żeby koniecznie naprawiali, mimo to ludzi, którzy szukają fachowców, nie brakuje. Może dlatego, że jesteśmy jak kiedyś dinozaury - na wymarciu. Sam znam w mieście kilku, w większości to wolne elektrony, nie żadne duże serwisy, jak przed laty. Zresztą, rozejrzyjmy się: fachowcy od naprawy lodówek, gazownicy, hydraulicy gdzieś poznikali. Starzy na emeryturze, młodych zwyczajnie nie ma, nie chcą się uczyć fachu.
Ma być tanio
Sprzęt, który dziś jest dostępny w sklepach, ma być tani, dlatego jest robiony ze słabszych, mniej wytrzymałych materiałów. Nie popracuje długo. Niektórzy producenci stosują pewne sztuczki: np. zabudowują łożyska w bębnie pralki, żeby nie dało się ich wymienić i trzeba było kupić nową - mówi pan Dariusz. - Raz szukałem uparcie szyby do drzwiczek pralki, bo to był jedyny uszkodzony element w tym sprzęcie. Znalazłem jedynie całe drzwi, za 350 zł. Pralka kosztowała 800, może 900 zł... Ale naprawiam i sprzęt, który służy ludziom przez pół dorosłego życia - po 30 i więcej lat. Rzadko, ale się zdarza. Kiedyś produkowało się inaczej, na lata. Bywa i tak, że użytkownicy sami coś zmajstrują, a potem dziwią się, że nie działa. Ile to się natłumaczę, że zmywarka to nie młynek do mielenia kości z obiadu…
Trzeba zweryfikować, czy naprawa nie będzie za droga w stosunku do ceny nowej pralki.
Pan Łukasz, specjalista od pralek, w reperowanym sprzęcie też znajduje wiele ciekawych rzeczy: monety, śrubki, prezerwatywy. Wśród przyczyn awarii wymienia jednak na pierwszym miejscu jakość wykonania urządzeń. Potwierdza: decyzja o tym, czy naprawiać, czy nie naprawiać to kwestia rocznika, choć wcale nie ma na myśli daty produkcji pralki. - Starsi ludzie z reguły wskrzeszają sprzęty do upadłego. Może nie stać ich na to, by od razu wydać tysiąc czy dwa na nowy sprzęt, a może boją się nowości, te nowoczesne urządzenia są przecież pełne dodatkowych funkcji, świecących ekranów, gadżetów - zastanawia się.
Czy opłaca się naprawiać?
Najważniejsza zasada, jaką powinniśmy zastosować, gdy zepsuje się domowe AGD, brzmi: sprawdzam. - Trzeba zweryfikować, czy naprawa nie będzie za droga w stosunku do ceny nowej pralki - zastrzega pan Łukasz. - Z reguły wychodzi na to, że naprawa jest tańsza, a zreperowany sprzęt może nam jeszcze długo i dobrze służyć. Większość usterek można naprawić za mniej niż połowę ceny zakupu nowego sprzętu, jeśli naprawa ma przekroczyć ten próg, trzeba się dobrze zastanowić, czy warto w to wchodzić. Przy cenie 200-300 zł klienci zwykle decydują się na naprawę, przy 500 raczej się wycofują.
Gdyby każdy robił posezonowy przegląd kosiarki, służyłaby dwa razy dłużej. Ale Polak jest Polakiem i takie rzeczy ma gdzieś...
Sprzęty psują się łatwo. To celowe działanie producentów? - To prawa rynku - odpowiada pan Łukasz. - Komu opłacałoby się produkować sprzęt, który działałby bez zarzutu przez 20 lat? To nie te czasy. Gospodarka ma się kręcić: działają producenci, bo ciągle jest zapotrzebowanie na nowy sprzęt, działają serwisanci, bo urządzenia z kiepskich materiałów szybko się psują, działają też kupujący, bo muszą na to wszystko zarobić... Doskonale pamiętam najstarszą pralkę, jaką naprawiałem. To fenomen: ma 34 lata - dokładnie tyle, co ja. Niesamowity sprzęt. Nie ma żadnego problemu z kupnem odpowiednich części do niej. Byłem niedawno u rodziny, która z niej korzysta, żeby naprawić inny sprzęt - stara, poczciwa pralka chodzi jak złoto. Tymczasem pięć lat pracy pralek produkowanych dziś to marzenie.
Są sprzęty, nie ma części
34 lata dla pralki to już sporo, ale nie dla fachowca. - Niewielu znam rówieśników po fachu, fakt - przyznaje pan Łukasz. - W naprawianie wciągnął mnie teść. Przez lata siedział w chłodnictwie: reperował lodówki, zamrażarki. Bardzo chciał przekazać swoją wiedzę, podzielić się swoim doświadczeniem.
Zostają jeszcze ekspresy, tych podobno naprawiać nie ma co. - Zależy, o których mówimy: ciśnieniowych (zautomatyzowanych), kolbowych (półmanualnych) czy kapsułkowych (jednorazowych) - wymienia pan Mateusz z jednego z serwisów. - Te ostatnie można kupić za bardzo małe pieniądze, często są firmowane przez markę kawy, co buduje zaufanie klienta. Ich producenci nie przewidzieli możliwości naprawy, nie wypuścili na rynek części zamiennych. Chętnych na nie nie brakuje. Taką mamy mentalność: wydaje nam się, że oszczędzamy.