Przyznam, że przez chwilę wzbierała we mnie fala obywatelskiego oburzenia. No bo jakże to tak, by z naszych wspólnych, łódzkich pieniędzy finansować jakiś absurdalnie fanaberyjny pomnik jednorożców. I to w dodatku ni mniej, ni więcej tylko w ramach właśnie obywatelskiego budżetu.
Fala wzbierała, ale szybko opadła. Po pierwsze - pomysł przeszedł przez sito głosowania, a nie godzi się podważać wyboru samych łodzian. Taka uroda demokracji, że większość ma rację, choćby to nie była moja większość i moja racja.
Po drugie - i chyba nawet ważniejsze - sam koncept ustawienia pomnika jednorożców róg Piotrkowskiej i Mickiewicza jest w gruncie rzeczy zabawny, świadczy o poczuciu humoru mieszkańców Łodzi i dowcipnie uzasadnia istnienie w miejskiej przestrzeni tego architektonicznego dziwoląga, jakim jest gigantyczna przystankowa wiata, powszechnie nazywana przecież stajnią jednorożców.
Ma Wrocław 284 krasnale, które same w sobie są turystyczną atrakcją i dorobiły się nawet oficjalnej strony internetowej. Może naszą specjalnością staną się jednorożce. I niech nam się żyje jak w bajce...