Prokuratura Rejonowa w Krośnie skierowała do sądu akt oskarżenia w sprawie zabójstwa w Podniebylu koło Krosna. 59-latek zginął od uderzenia siekierą w głowę.
Dramat rozegrał się 30 stycznia tego roku w Podniebylu, w gm. Jedlicze.
W domu, położonym pod lasem na uboczu wsi, mieszkali trzej mężczyźni. Najstarszy, 76-latek był osobą niepełnosprawną, schorowaną, nie nawiązującą już kontaktu z otoczeniem. 59-letni Władysław M., kawaler, był właścicielem domu. Nie pracował, zajmował się hodowlą owiec.
Pod jego dachem znalazł w lecie 2016 roku schronienie bezrobotny krewny, 40-letni Adam G., któremu życie rodzinne się nie ułożyło. Obaj mężczyźni nie stronili od alkoholu. Zdarzały się nieporozumienia, ale nie były to sytuacje, które wymagałyby policyjnej interwencji.
To, że w tym domu doszło do zbrodni, odkrył sąsiad. Zaniepokoił go fakt, że w obejściu nikogo nie widuje, a wieczorem nie pali się światło. Następnego dnia w południe postanowił sprawdzić, czy coś się nie stało. Zajrzał przez okno i doznał szoku: martwy Władysław M. leżał w łóżku, z siekierą w głowie.
W domu był 76-latek, ale schorowany mężczyzna nie był w stanie wyjaśnić, co się stało. Trzeci z lokatorów, Adam G. zniknął bez śladu. To jego od początku podejrzewano, że ma coś wspólnego ze śmiercią współmieszkańca. Po kilku dniach poszukiwań za Adamem G. wydany został list gończy. Policjanci zatrzymali go, nietrzeźwego, w okolicach krośnieńskiego dworca.
Mężczyzna, jak się okazało, po zabójstwie ukradł pieniądze należące do 59-latka i pojechał do Krosna. Tam przez kilka dni nocował u znajomych i przypadkowych osób. Pieniądze wydał.
Prokuratura oskarżyła Adama G. o zabójstwo Władysława M. i rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Grozi mu co najmniej 12 lat więzienia.
- Zadał jeden cios siekierą w głowę. Spowodowało to rozległe uszkodzenia mózgu i niewydolność centralnego układu nerwowego i w konsekwencji - śmierć 59-latka
- mówi Beata Piotrowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
Adam G. nie interesował się losem współmieszkańca. Wyszedł z domu, zamknął drzwi na klucz, wyrzucił go i uciekł. Wcześniej zabrał pieniądze należące do ofiary - 4 tysiące złotych. Wiedział, gdzie ten trzyma gotówkę.
- Oskarżony przyznał się do zarzucanego mu czynu, złożył wyjaśnienia, które odpowiadają ustaleniom poczynionym w śledztwie - informuje prokurator Beata Piotrowicz.
Co było przyczyną zdarzenia? Zaczęło się od słownej utarczki, która miała błahy, wydawałoby się, powód. Mężczyźni tego dnia zabili barana, wywiązała się kłótnia na temat sposobu pokrojenia mięsa. Obaj wcześniej pili alkohol.
Władysław M. położył się już do łóżka. Wzburzony sprzeczką Adam G. poszedł do pomieszczenia kuchennego, gdzie stała siekiera. Chwycił ją, wrócił do pokoju i uderzył gospodarza w głowę. Jak twierdził, zrobił to pod wpływem impulsu.
- Biegli stwierdzili, że oskarżony w chwili popełnienia czynu był w pełni poczytalny. Nie był karany, ale miał opinię agresywnego po alkoholu
- mówi prokurator Beata Piotrowicz.