Z Jędrzejem Włodarczykiem ze Stowarzyszenia Lepszy Gdańsk o inicjatywie „Dzieciaki bez biletów” rozmawia Ewelina Oleksy
Rozpoczęliście akcję „Dzieciaki bez biletów”. Po co? Żeby dołożyć miastu wydatków?
Dochody Gdańska w 2017 wyniosą 2,7 mld zł, w tym wydatki na samą komunikację publiczną to przeszło 230 mln zł, z czego Gdańsk pokrywa 46 procent. Nasza propozycja to koszt około 3-4 mln zł, czyli około 1,5 proc. obecnych wydatków. Gdańsk to stosunkowo bogate miasto, dlatego może już czas odejść od tej fatalistycznej tezy, że na nic nas nie stać, a w szczególności na mądrze pomyślaną politykę społeczną. Takie zachęty jak bezpłatna komunikacja dla uczniów to też zysk dla innych - inwestycja w ekologię, edukacja w dziedzinie nawyków transportowych, promocja transportu publicznego, ciekawy eksperyment społeczny. Poza tym pomożemy wielu mieszkańcom, którzy odprowadzają swoje podatki, jak inni. Pamiętajmy, że większość inwestycji infrastrukturalnych służy również wybranym grupom społecznym - wielu mieszkańców w życiu nie odwiedzi stadionu, jeszcze inni nie korzystają ze ścieżek rowerowych. Warto dodać, że projekt „Dzieciaki bez biletów” został już wprowadzony w Warszawie.
Dochody Gdańska w 2017 wyniosą 2,7 mld zł, w tym wydatki na samą komunikację publiczną to przeszło 230 mln zł, z czego Gdańsk pokrywa 46 procent. Nasza propozycja to koszt około 3-4 mln zł, czyli około 1,5 proc. obecnych wydatków.
Jak i kogo będziecie zachęcać do podpisania się pod projektem uchwały obywatelskiej ?
Będziemy zachęcać wszystkich zainteresowanych inwestowaniem w mądrą politykę społeczną i chcących lepszej komunikacji publicznej. Chcemy odnowić dyskusję o obowiązkach miasta. Bezpłatne przejazdy dla uczniów traktujemy pilotażowo. Zobaczymy, jaki to będzie miało wpływ na zachowania komunikacyjne, i pomyślimy, czy się opłaca iść dalej. Chcemy zebrać podpisy przed początkiem wakacji, tak aby nowe prawo weszło w życie od 1 września.
Bezpłatne przejazdy dla uczniów traktujemy pilotażowo.
Dlaczego młodzież ze szkół średnich została w projekcie pominięta? Przecież to też uczniowie...
Młodzież w tym wieku często już zarabia. Poza tym szkoły średnie są szkołami, które zbierają nie tylko uczniów z Gdańska, ale i z okolicznych gmin. Miasto nie może fundować bezpłatnych przejazdów dla „nie swoich” mieszkańców. Działajmy krok po kroku. Zaletą naszego rozwiązania jest objęcie wyłącznie mieszkańców Gdańska i utrzymanie całości w dość oszczędnych ramach. Ten projekt może być przyjęty od ręki, jest odporny na argumenty typu „nie stać nas”. Stać nas jak najbardziej, reszta to kwestia woli politycznej. Wierzę, że ona się znajdzie, przecież inwestowanie w komunikację publiczną czy w pomoc społeczną nie powinno być spychane na dalszy plan. To są sprawy priorytetowe, decydujące o atrakcyjności miasta, w którym mieszkamy.
Szef Klubu PO w RM przyznał, że ten projekt ma wiele korzyści. Zwrócił jednak uwagę, że są też inne sposoby na zachęcenie ludzi do komunikacji miejskiej, na przykład nowe połączenia, większa częstotliwość kursów. Może to by rzeczywiście wystarczyło?
Cieszy nas ta deklaracja i oczywiście zgoda - jest wiele innych sposobów. Ale aby osiągnąć optymalny efekt, a więc zachęcić ludzi do przesiadki z samochodów do tramwajów i autobusów, należy stosować pełną gamę metod. Same nowe busy i więcej linii to za mało, jeżeli nie zadbamy o odpowiednią wygodę i częstotliwość. Z kolei nawet one nie poskutkują, jeżeli komunikacja publiczna będzie zbyt droga. Trzeba działać wielotorowo.
Czy ta inicjatywa jest wstępem do tego, by przekonać władze miasta do darmowej komunikacji miejskiej dla wszystkich? Czy w Gdańsku w ogóle jest to realne?
No cóż, należałoby zdobyć dodatkowe 125 mln zł w skali roku. Nie trzeba być wielkim znawcą budżetu miasta, aby dojść do wniosku, że na tę chwilę byłoby to bardzo trudne i mogłoby się odbić na pozostałych potrzebach. Być może gdyby się okazało, że brak opłat wpływa na radykalną zmianę nawyków komunikacyjnych, ograniczenie spalin, odkorkowanie miasta... słowem, że plusy społeczne pokrywają się z zyskami w innych dziedzinach, a cały projekt obciąża finanse w mniejszym stopniu, niż wynika to z prostych obliczeń, wtedy ta wizja stałaby się realna. Nie dowiemy się bez przeprowadzenia mniejszych projektów, które sprawdzą pewne trendy w praktyce. Być może w przyszłości należałoby przeprowadzić w tej sprawie referendum lokalne.