Jedzą cztery bochenki chleba. Co dnia
Mają do dyspozycji 1600-1900 złotych na 6-7 osób. Koniec z końcem wiążą z trudem, ale nie narzekają, bo przecież od tego im się nie polepszy.
- Gdyby nie pomoc dzieci - nie ujechalibyśmy - mówi pani Bogumiła. Wychowywała dzieci, nie pracowała, nie ma swojej emerytury. Na osobę przypada po 900 zł.
Jak sobie radzą ci, którzy żyją za pieniądze poniżej minimum? Raz lepiej, raz gorzej, starają się nie narzekać, choć łatwo nie jest.
Joanna Rosiek z okolic Szubina ma 1900 zł, ale na 7 osób. A państwo Adamowiczowie z Mąkowarska jeszcze mniej, bo 1600 zł na 7-osobową rodzinę. Ich najstarszy syn już się usamodzielnił. Owszem, głowa rodziny łapie się każdej dorywczej pracy, ale nie jest to dochód stały ani pewny.
Mówią krótko, że trzeba sobie radzić. Od narzekania pieniędzy nie przybędzie.
Z danych GUS wynika, że w 2014 roku przeciętny dochód rozporządzalny na osobę w województwie kujawsko-pomorskim wynosił 1201 zł. To wszystko, czym statystyczna osoba dysponowała z różnych źródeł po potrąceniu zaliczek na podatki i składki.
Nasi bohaterowie chcieliby mieć ten dochód.
Pani Bogumiła z mężem mieszka we Włocławku. Łudziła się, że jeśli na osobę przypada u nich 900 zł, to mąż dostanie do emerytury 400 zł dodatku. A tu nic z tego. Bo to się nie liczy na osobę. - Mielibyśmy choć na jeden miesiąc na leki - żałuje. Tyle właśnie musi odłożyć co miesiąc, by kupić lekarstwa da siebie i dla męża.
Ogrzewają się węglem, na zimę potrzeba około 4 ton. Wydatek na raz nie do udźwignięcia, bo to około 3 tys. zł. Pani Bogumiła gotuje na gazie, ale z butli (ok. 40 zł na miesiąc), bo miejski jest zbyt drogi.
Woda, śmieci, prąd, telefon - i kolejne 400 zł na stałe wydatki. Gdy popsuła się kuchenka gazowa i trzeba było kupić nową - z bólem serca wzięła na kredyt.
- Gdyby nam dzieci nie pomagały, byłoby bardzo ciężko - nie ukrywa pani Bogumiła.
Rodzina Rośków (5 dzieci w wieku 7-19 lat) mieszka w Słupach (gm. Szubin). Aktualnie w świetlicy, bo zawaliła się ściana domu. Jest odbudowywany i niebawem powinni wrócić na swoje.
Żyją bardzo skromnie, bo z renty pana Leszka (nieco ponad 500 zł na rękę) i zasiłków z pomocy społecznej. Dostają rodzinne, na czwórkę młodszych, bo najstarszy ma już 19 lat. Dodatki rodzinne to 800 zł, okresowe zasiłki z pomocy społecznej, dzieci w szkole jedzą obiady. W sumie mają do rozporządzenia około 1900 zł co miesiąc. Ale na rodzinę. Z tego pani Joanna od razu odkłada 420 zł na lekarstwa dla męża i jednego z dzieci, około 300 razem na pozostałe opłaty. Zostaje niecałe 1200 zł na wszystko, czyli 40 złotych dziennie. Mają kawałek ogródka, więc przynajmniej warzywa swoje.
Byłoby lżej, gdyby pracę znalazł najstarszy syn, przyuczony do zawodu kucharza.
Joanna Rosiek, gdy odbierze rodzinne, idzie do rzeźnika. Kupi na tydzień. Później już tak hojna nie jest.
- Jakoś żyjemy, nikt z głodu nie umarł - mówi. - Dzieci na szkolne wycieczki też jadą.
Podsumowuje: - Aby do przodu, aby dzień przeżyć.
Dorota i Janusz Adamowiczowie z Mąkowarska z trudem podnoszą się po tragedii, która ich dotknęła ponad 3 lata temu. W pożarze stracili dach nad głową, ale przede wszystkim najmłodszego syna. Dom pan Janusz odbudował, tragedia dziecka ciągle w nich tkwi.
Z sześciorga dzieci najstarszy się już usamodzielnił, zostali więc z piątką w wieku szkolnym. Pan Janusz bardzo się stara, by rodzina miała za co żyć. Ma niecałe 700 zł renty, dostają niespełna 900 zł zasiłków rodzinnych. Żona zatrudniła się na próbę u gospodarza, ale nie dawała rady w ciężkiej pracy.
Janusz i dwoje dzieci to cukrzycy, potrzebują więc nie tylko specjalnej diety. - Na insulinę wydałam w ubiegłym miesiącu ponad 400 złotych - wyjaśnia pani Dorota. Kupuje co drugi dzień 6 bochenków chleba, do tego pasztetową albo metkę. Mięso jest na obiad w niedziele i czasami - bywa - jeszcze tylko raz w tygodniu. Na szczęście młodsze wolą raczej serki i jogurty niż mięso. Dzieci jedzą obiady w szkołach.
Pani Dorota liczy wydatki i często musi wybierać, co zapłacić. Póki nie są załatwione formalności prawne, dużo płacą za prąd, tzw. budowlany - ponad 400 zł miesięcznie. - To starczyłoby mi na wszystkie opłaty, a nie tylko na prąd - denerwuje się pani Dorota.
- Oby tylko zdrowie było, żebym te kredyty pospłacał, to w końcu wyjdę na swoje - wzdycha pan Janusz.