Jerzy Buzek: "To początek końca monopolisty, jakim był Gazprom na rynku europejskim"
O napięciach na linii Gazprom – Unia Europejska, dywersyfikacji źródeł gazu oraz przyszłości energetycznej Polski rozmawiamy z Jerzym Buzkiem, premierem Polski w latach 1997-2001 i przewodniczącym Parlamentu Europejskiego w latach 2009-2012.
Mateusz Borda: -Powoli zbliża się koniec niezbyt korzystnego dla Polski kontraktu na dostawy gazu od rosyjskiego Gazpromu, który ostatnio przegrał w Trybunale Arbitrażowym w Sztokholmie sprawę z PGNiG o nieuczciwe ceny sprzedaży gazu. Dzięki temu, polska spółka może odzyskać nawet 6 miliardów złotych. Jednocześnie, rosyjski statek „Akademik Czerski” dopływa do celu swojej podróży – gazociągu Nord Stream 2 (NS2), którego budowę ma dokończyć, choć wszyscy wiedzą, że jest to w obecnej sytuacji zupełnie nieopłacalne. No i mamy rząd PiS, który przypisuje sobie wyłączne zasługi za nowelizację dyrektywy gazowej, która to dyrektywa obejmuje prawem unijnym wszystkie gazociągi na terytorium Unii Europejskiej, w tym właśnie – NS2. Dużo się dzieje ostatnio na rynku gazu. Wygraną w Trybunale Arbitrażowym możemy uznać za narodowy sukces, tak jak niesie to narracja PiS?
Jerzy Buzek: - To nasz wielki sukces, a jednocześnie wynik odpowiednich regulacji, które obowiązują w Unii. Gazprom sprzedaje ogromne ilości gazu na rynku europejskim i – jak każdy inny dostawca – musi liczyć się z obowiązującym prawem unijnym oraz zasadami dotyczącymi przesyłu i handlu gazem. Widać efekty – wynikają one z naszego wspólnotowego działania.
Mówi Pan o działaniach związanych z regulacją rynku gazowego?
- Dokładnie dziesięć lat temu przewodnicząc Parlamentowi Europejskiemu, wyszedłem w Brukseli z propozycją Europejskiej Wspólnoty Energetycznej, która rozwinęła się w projekt Unii Energetycznej z licznymi rozwiązaniami zapewniającymi nam bezpieczeństwo energetyczne, a przede wszystkim – transparentność na rynku energii UE.
Tego zresztą dotyczy także zeszłoroczna nowelizacja dyrektywy gazowej, w której opracowanie a potem wynegocjowanie dla całej UE włożyłem dwa lata pracy 2018-2019. Zmienia ona zasady handlu i przesyłu gazu na rynku europejskim. Kluczem było objęcie tą dyrektywą wszystkich międzynarodowych gazociągów dostarczających gaz do Unii Europejskiej, np. z Libii do Włoch, z Maroka do Hiszpanii, jak również – co ważne – z Rosji do Polski czy Niemiec. Dzięki temu nasze wspólne działania zaczynają skutecznie oddziaływać także na Gazprom.
Zatem wszystkie te działania mogły mieć wpływ na ostateczny wyrok Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie?
- Zdecydowanie tak. Gazprom naruszał wszystkie możliwe reguły uczciwego i konkurencyjnego rynku gazu. Dzisiaj – po wprowadzeniu dyrektywy, o której mówimy – będzie to znacznie trudniejsze. Dyrektywa ta, to najdalej idące rozwiązanie ograniczające monopolistę, jakim na rynku wschodnioeuropejskim jest, niestety, Gazprom. Dzięki niej zwiększa się dostępność do infrastruktury gazowej dla innych użytkowników, rośnie też przejrzystość kosztów przesyłu i wyrównują się szanse na rynku. Do tej pory cena, jaką płaciliśmy za gaz z Rosji była o wiele wyższa, niż ta, którą płacili Niemcy –pomimo, że gaz do Niemiec musi pokonać dłuższą drogę. To teraz się zmienia.
Trudno było podjąć wspólne zdanie z innymi krajami w trakcie jej opracowywania?
- Jak wspomniałem w latach 2018-2019 byłem szefem zespołu negocjacyjnego Parlamentu Europejskiego, który opracowywał nowelizację tej dyrektywy. W lutym ubiegłego roku, w ostatnim etapie tych działań, po całonocnym maratonie negocjacji i rozmów z reprezentującą państwa członkowskie rumuńską Prezydencją, udało nam się ustalić wspólne stanowisko, z pewnością bardzo korzystne dla Polski. Tym bardziej byłem zdziwiony i rozczarowany, gdy miesiąc później, w trakcie decydującego głosowania na sesji plenarnej PE, żaden z europosłów Prawa i Sprawiedliwości nie poparł tej dyrektywy.
A dziś, według narracji osób z rządu PiS, to właśnie oni byli największymi zwolennikami tego rozwiązania. Jakie bezpośrednie korzyści płyną z tej dyrektywy?
- Kluczową sprawą, którą udało nam się wywalczyć to fakt, że w przypadku negocjacji prowadzonych przez jakikolwiek kraj członkowski z operatorem gazu spoza Unii, ostatnie zdanie należy zawsze do Komisji Europejskiej. To ona ostatecznie akceptuje wynegocjowane warunki lub – jeśli są one niekorzystne dla innych państw unijnych i naruszają zasady konkurencyjnego rynku – Komisja Europejska może przejąć negocjacje. Jest to swego rodzaju instytucja odwoławcza i bezpiecznik gwarantujący przejrzystość rynku. Rozwiązanie to boli przede wszystkim inwestorów Nord Stream 2, którzy złożyli do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej skargę na tę dyrektywę. Rozwiązanie to boli też Niemców, którzy cały czas byli bardzo niechętni jej przyjęciu, co jest kolejnym dowodem na to, że w UE liczy się wspólnota wszystkich państw, a nie, jak sugerują niektórzy – tylko Niemcy. Dodajmy, że niezadowoleni z dyrektywy Niemcy już ja wdrożyli a rząd Polski robi to dopiero teraz – dwa miesiące po terminie.
Ta dyrektywa to solidny cios dla Gazpromu i jednocześnie dla budowanego, a nieskończonego jeszcze gazociągu Nord Stream 2. Rosyjski dostawca jest chyba teraz w bardzo poważnych tarapatach…
- Te wspominiane już lata 2018 – 2019 to był dramatyczny wyścig z czasem: chcieliśmy w pełni uchwalić i wdrożyć nowelizację dyrektywy gazowej jeszcze przed zakończeniem kadencji Parlamentu; przeniesienie pracy na kolejną kadencję, to byłby co najmniej rok poślizgu i Nord Stream 2 mógłby zostać wcześniej dokończony a to wyłączałoby go z działania dyrektywy. Gigantyczny lobbing Gazpromu utrudniający nam pracę był wyczuwalny wszędzie – od Rady, czyli poszczególnych państw członkowskich, aż po samych posłów. Udało nam się jednak zbudować silną ekipę do sprawnych, skutecznych działań, do której należał także prof. Krasnodębski, ale który później, niestety, nie poparł tej dyrektywy. Ostatnie rundy negocjacyjne kończyły się nad ranem a sama dyrektywa weszła w życie w połowie ubiegłego roku. Zdążyliśmy!
- Mimo zarzutów, które słyszałem podczas prac nad dyrektywą widać, że kończy ona samowolę monopolisty, zwłaszcza na rynku Europy Środkowowschodniej. Jak się nie jest monopolistą, wszystko zaczyna się znacznie mniej opłacać. Gazprom jest teraz w wielkim kłopocie; być może olbrzymie złoża gazu, które znajdują się w Rosji pozostaną tam na zawsze niewykorzystane – dlatego chcą już dziś sprzedać jak najwięcej.
Ale gazociąg Nord Stream 2, choć w tym momencie zupełnie nieopłacalny – powstanie. Rosyjski statek „Akademik Czerski” wpłynął już na wody Bałtyku, gdzie ma dokończyć jego budowę.
- Gazprom będzie próbował uparcie dokończyć ten gazociąg. Rosjanie jednak wiedzą, że mniej teraz zarobią na gazie. To olbrzymi problem, ponieważ cała ich gospodarka jest oparta na produkcji i sprzedaży gazu i ropy naftowej. Jak to dosadnie ujął kiedyś amerykański senator McCain: „Rosja to duża stacja benzynowa przebrana za państwo”. W gruncie rzeczy to dramat tego kraju, któremu w najbliższych latach może grozić kryzys ekonomiczno-społeczny.
Pod koniec 2022 roku kończy się także polska umowa na dostawy gazu z Gazpromem. Dzisiejsze negocjacje na pewno będą zupełnie inne od tych, które prowadzone były w 1996 roku. Pytanie też – czy jesteśmy w stanie odciąć się zupełnie od dostaw rosyjskiego gazu?
- Za rok, dwa, gdy nasi rządzący będą musieli zorganizować kolejne kontrakty gazowe nasza pozycja negocjacyjna będzie nieporównywalnie lepsza niż 20 lat temu. Już dziś sprowadzamy gaz przez gazoport w Świnoujściu, przed nami budowa lekkiego terminalu w Zatoce Gdańskiej, a niebawem – gotowy będzie gazociąg Baltic Pipe. PGNiG posiada też własne złoża na terytorium Polski. Mamy połączenia gazowe z Niemcami, Czechami, Słowacją, Ukrainą; co ważne, są to połączenia zwrotne, dzięki czemu gaz możemy zarówno przesyłać jak i brać od tych krajów.
Finansowe wsparcie Unii dla tej infrastruktury było ogromne, nie mówiąc oczywiście o zorganizowaniu uczciwego bezpiecznego rynku gazu w Europie. Dzięki unijnym rozwiązaniom mamy więc bezpieczne dostawy gazu do Polski z wielu źródeł, o czym marzyliśmy właśnie dziesięć lat temu.
Przy takich negocjacjach na pewno trzeba będzie wziąć pod uwagę proces odchodzenia od węgla i zwiększony udział źródeł energii odnawialnej, choć rządzący zapewne niechętnie się do tego przyznają.
- Przez najbliższe 20-30 lat gaz będzie bardzo ważnym nośnikiem energii, zwłaszcza w Polsce, gdzie stopniowo zastępować będzie węgiel, zwłaszcza do ogrzewania domów i mieszkań. Gaz, jako paliwo, jest nieporównywalnie lepszy z punktu widzenia naszego zdrowia - zanieczyszczenie smogiem, wynikające przede wszystkim z palenia węglem w domach, przynosi nam co roku ponad 40 tysięcy zgonów! Niestety, ciągle nie zdajemy sobie sprawy z tego, że smog stanowi większe zagrożenie dla naszego zdrowia i życia niż np. koronawirus, którym oczywiście słusznie się przejmujemy. Ale 40 tysiącami ofiar smogu rocznie przejmujemy się znacznie mniej. Czas więc odchodzić od węgla, pamiętając jednak, że dziesiątków tysięcy ludzi związanych z górnictwem w żadnym przypadku nie wolno pozostawić samych sobie.