Jerzy Buzek: „W czasie pandemii najważniejsze są odpowiedzialność i wspólnota działań”
O nadchodzących Świętach, które wszyscy zapamiętamy na zawsze, rocznicy katastrofy smoleńskiej i czekającej nas przyszłości rozmawiamy z Jerzym Buzkiem, byłym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego i premierem RP w latach 1998-2001.
Zbliżające się Święta Wielkanocne będą wyjątkowe pod każdym względem. Jak pan zamierza spędzić ten czas nadziei i odrodzenia?
Święta Wielkanocne miały dla mnie zawsze ogromne znaczenie, bo Wielki Tydzień skłania do refleksji o życiu. Każdy z nas ma swoją Palmową Niedzielę, chwile sukcesów i radości. Warto wtedy pamiętać, że nadejdzie też czas Wielkiego Piątku, poczucia całkowitej przegranej i osamotnienia. Ale z tego można się podnieść, można odrodzić, i to jest przesłanie Wielkanocnej Niedzieli.
Co do samych Świąt, tak jak przez ostatnie trzy tygodnie – nie będę się nigdzie przemieszczać i pod tym względem te Święta są rzeczywiście wyjątkowe. Będzie to trudne wyzwanie dla nas wszystkich, ale zachęcam: przetrwajmy to - #zostańwdomu.
Dziś obchodzimy nie tylko Wielki Piątek, ale i 10. rocznicę katastrofy smoleńskiej. Trudno uwierzyć, że to już 10 lat. Jak pan pamięta ten tragiczny dzień?
Była sobota rano, czas śniadania, miałem włączony telewizor i z rosnącym zaniepokojeniem obserwowałem prowadzących, którzy z niedowierzaniem odkładali co parę minut odczytanie komunikatu, a gdy z przejęciem zaczęli – głęboko wstrząśnięty i z rosnącym przygnębieniem słuchałem listy nazwisk – większość z nich znałem przecież bardzo dobrze osobiście.
Boleśnie zdałem sobie sprawę, że jestem świadkiem wpisywania daty 10. kwietnia 2010 roku, w 70 lat po tamtej dacie, do listy naszych narodowych tragedii.
Potem telefony do znajomych, których TAM nie było i do bliskich. Następnie przygotowanie oficjalnego komunikatu Parlamentu Europejskiego – którego byłem wtedy Przewodniczącym – o naszej wspólnej EUROPEJSKIEJ tragedii; i jak się wkrótce okazało, dokładnie tak tę katastrofę odebrały moje koleżanki i moi koledzy z PE.
Co się działo wtedy w Parlamencie Europejskim? Widać było jedność, tak potrzebną jak dziś?
Wyłożona Księga kondolencyjna, czarne wstążki wpięte niemal u wszystkich, wizerunki polskich parlamentarzystów, którzy zginęli w katastrofie, ekspozycja dokumentów zbrodni katyńskiej, tej sprzed 70 lat.
W kilka dni potem, w samo południe, zaprosiłem wszystkich na spotkanie w Sali Plenarnej; przerwano posiedzenia komisji parlamentarnych, a w Sali zjawili się rzeczywiście wszyscy i było też 40. ambasadorów, byli Przewodniczący Komisji Europejskiej Barroso i Rady Europejskiej Van Rompuy. Mojego przemówienia – w języku angielskim, aby większość nie musiała sięgać po słuchawki z tłumaczeniem – obecni wysłuchali na stojąco. Następnie odczytanie nazwisk 96. ofiar katastrofy, od prezydenta RP po stewardessy, z krótką informacją o każdym z Nich; czytam pierwsze cztery nazwiska, potem kolejne nazwiska inni członkowie PE, z różnych grup politycznych i narodowości; po każdym nazwisku dzieci miejscowej Polonii składają białą różę do wazonu na środku Sali, a na ekranach pojawiają się wizerunki tych osób. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek na Sali Plenarnej było tak przejmująco cicho. Potem jeszcze Marsz Żałobny Chopina, klarowne, przenikające na wylot tragizmem, grozą, ale i prostotą – dźwięki fortepianu. Ogłaszam na koniec minutę ciszy.
Po spotkaniu dziesiątki osób ustawia się z kondolencjami, atmosfera powagi, współczucia i jedności.
Co się zmieniło w nas po tych 10 latach?
Ówczesne marzenia o narodowym pojednaniu i stabilnej wspólnocie rozwiały się zaledwie po kilku tygodniach. Z niepokojem stwierdzam, że również dzisiaj dramat, który dotyka nas – i ciągle nie widać jego końca – nie wywołuje na szczytach przestrzeni publicznej, w polityce, pozytywnych emocji na rzecz porozumienia; a jak zawsze, ta sfera działań i decyzji zależy przede wszystkim od postawy rządzących.
Za to na poziomie osobistych kontaktów i codziennych trudnych przedsięwzięć, porozumiewania się grup społecznych, działań obywatelskich, zwłaszcza w przestrzeni samorządowej, jak najbardziej tak! Teraz, w czasie pandemii, wróciliśmy do poczucia wspólnej odpowiedzialności i aktywności.
Wszystko odciska na nas piętno. Czy wiemy już, jak zmieni się Polska, UE i cały świat, gdy pandemia minie?
Trzeba będzie na nowo rozpędzić gospodarkę. Będziemy też naznaczeni psychicznie i fizycznie tymi tygodniami, jeżeli nie miesiącami izolacji, braku osobistych kontaktów, ograniczenia uprawnień, czy też – oby nie – opłakiwania bliskich.
Nigdy, nawet teraz, nie powinniśmy jednak zapominać, że na naszej jedynej planecie jaką mamy – Ziemi, cierpimy na długotrwałe schorzenia: obecność arsenału nuklearnego, którym sami możemy się wysadzić, skłonność do przekłamań i manipulacji, które dzisiaj widzimy w sieci, dramatyczne podziały na bogatych i biednych, które narastają. I wreszcie to najbardziej złowrogie – zagrożenie ociepleniem klimatu, którego powstrzymanie zależy od nas samych. I nie chcemy, aby te „choroby” okazały się śmiertelne dla Ziemi, a więc – dla nas, naszych dzieci i wnuków. Teraz, właśnie teraz jest czas, aby o tym bardzo poważnie pomyśleć.
Co jest teraz najważniejsze? Dla nas, kraju i UE?
Przede wszystkim składam wyrazy hołdu i szacunku tym najodważniejszym spośród nas, którzy dzisiaj ratują i leczą. Na każdym poziomie, licząc także od każdego z nas indywidualnie, najważniejsze jest to samo: odpowiedzialność i wspólnota działań.
Najpierw przezwyciężenie zagrożenia zdrowia i życia. Laboratoria, instytuty naukowe, uniwersytety, bez wahania udostępniające sobie nawzajem badania nad lekiem czy szczepionką na koronawirusa pokazują, że można. Lekarze z mniej dotkniętych pandemią krajów, wyjechali ratować Włochów, szpitale niemieckie przewożą włoskich pacjentów do siebie, wzajemnie zaopatrujemy się w maseczki czy respiratory tam, gdzie ich zabraknie – w Europie czy w naszym kraju.
Podziwiam naszych samorządowców. Na szczęście dzięki nim nie martwimy się dzisiaj o wywóz śmieci, o wodę i ciepło w naszych domach, o oświetlenie ulic czy komunikację publiczną, o usuwanie awarii i bieżące naprawy, czy też o szkoły i przedszkola, dzisiaj puste, ale do których przecież powrócą nasze dzieci.
Instytucje europejskie, działają szybko i sprawnie: organizują – w zakresie swoich uprawnień, niestety ograniczonych przez kraje członkowskie – pomoc medyczną i szerokie finansowanie firm i bezpośrednio bezrobotnych.
Właśnie – tysiące osób boi się nie tylko o swoje zdrowie i życie, ale i o pracę. Jakie działania naprawcze planuje się w tym momencie w europarlamencie? Czy Unia poradzi sobie z kryzysem?
Najkrócej jak można: Polska może od zaraz wydać 7,4 mld euro (około 32 mld złotych) pieniędzy unijnych w zależny od nas sposób na zakup sprzętu medycznego i przezwyciężenie pierwszych społeczno-gospodarczych skutków pandemii.
Nasz kraj uzyskał także zgodę na przekazanie firmom 22 mld euro na zachowanie płynności finansowej oraz kredyty dla MŚP.
Polski rząd może, i powinien, natychmiast wystąpić do KE o pomoc dla bezrobotnych, bo to dzisiaj najpilniejsza potrzeba; chodzi o 100 mld € dla państw członkowskich wyjątkowo taniego kredytu gwarantowanego przez UE.
Europejski Bank Inwestycyjny otwiera dodatkową linię kredytową na 200 mld € na odbudowę gospodarki po pandemii.
W ramach polityki spójności Polska ma zapewnione kolejne 14 mld € na te wydatki, które teraz i w ciągu trzech następnych lat okażą się niezbędne dla ochrony zdrowia, uruchomienia gospodarki i projektów społecznych.
To są ogromne pieniądze, gigantyczne wsparcie. Przebąkiwania rządu, że „z UE nie dostaliśmy ani centa” to mijanie się z faktami.
Na koniec – dla otuchy – czego życzy Pan naszym czytelnikom na nadchodzące Święta?
Ratownik medyczny, jeden z bohaterów Tych Dni, mówi: „…żeby to się już skończyło, żeby zapełniły się ulice, żebyśmy znowu słyszeli śmiech dzieci na placach zabaw…”. I to są na teraz najpiękniejsze życzenia.