Jerzy Gorzelik, lider Ruchu Autonomii Śląska, zabiera głos: Pogłoski o naszej śmierci okazały się mocno przesadzone
My - ludzie Ruchu Autonomii Śląska - nie możemy pozwolić sobie na komfort wypoczynku w politycznym grobie. Pora otrząsnąć się i zebranym nad trumną oznajmić słowami Marka Twaina: „Pogłoski o naszej śmierci okazały się mocno przesadzone” - pisze w "Dzienniku Zachodnim" Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska.
Od redakcji:
„Środowisko śląskich regionalistów pozostaje w letargu, doktryna zawisła w próżni, nie wiadomo, co wpisać na sztandary po kompromitacji hasła „Autonomia 2020”... Po moim komentarzu z takimi tezami pojawiły się kolejne opinie. Napisali już dr Tomasz Słupik (tekst dra Słupika tutaj), dr hab. Małgorzata Myśliwiec (opinia prof. Myśliwiec tutaj), działaczka i dziennikarka Olga Kostrzewska-Cichoń (tekst Olgi Kostrzewskiej-Cichoń w tym linku), publicysta Jan Dziadul, regionalista Aleksander Uszok (opinia Aleksandra Uszoka tutaj), posłanka Monika Rosa (polemika Moniki Rosy), śląski europoseł Wiosny (opinia Łukasza Kohuta) i regionalista Wojciech Orliński. Dziś Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska.
Czekamy na kolejne opinie. Najciekawsze opublikujemy.
Marek Twaróg, red. nacz. DZ
Jerzy Gorzelik: Pogłoski o naszej śmierci okazały się mocno przesadzone
Nad trumną ruchu śląskiego trwa nerwowa krzątanina. Jedni ćwiczą przygotowywane od dawna mowy pogrzebowe, inni opracowują zaklęcia, które wybudzić mają denata niczym legendarnych rycerzy św. Jadwigi, pozostali domagają się odczytania testamentu. „Żyjmy tak, by nawet grabarz odczuwał stratę, kiedy umrzemy” - te słowa Marka Twaina można by odnieść do nieboszczyka, gdyby uwierzyć w szczerość żalu po jego zgonie.
Zmarłemu, kiedy jeszcze stąpał po tym łez padole, dokuczała coraz większa samotność. Kolejno opuszczali go, powoływani do wieczności, sprawdzeni towarzysze drogi, których charaktery hartowały się w czasach, gdy śląskość kosztowała sporo: Stanisław Bieniasz, Michał Smolorz, Kazimierz Kutz. Zastępowali ich kibice, którzy zamiast „za mną!”, woleli z bezpiecznego dystansu krzyczeć „naprzód!”. Trudno się dziwić, że nasz wędrowiec - zanim upadł, potykając się o własne nogi - marniał w oczach, wspinając się z mozołem ku celowi „Autonomia 2020”.
Trudno się dziwić, że nasz wędrowiec - zanim upadł, potykając się o własne nogi - marniał w oczach, wspinając się z mozołem ku celowi „Autonomia 2020”.
Niektórzy z przekąsem mówią o kompromitacji tego hasła. Jednak to, że nie zdołaliśmy osiągnąć ambitnego i racjonalnego celu, nie kompromituje samego celu. Świadczy źle o naszych siłach i zdolnościach, nie zaś o wybranej przez nas drodze. Jeśli cokolwiek oceniać w kategoriach kompromitacji, to postawę tych, którzy drogę tę wykpiwali, wyrażając satysfakcję z poziomu polskiej samorządności. Dziś zawstydzeni milczą, wsłuchując się w coraz płytszy oddech przygniecionego finansowymi ciężarami samorządu. Wciąż jednak brak im odwagi, by w obliczu ewidentnego fiaska polskiego pomysłu na decentralizację, przyznać się do błędu.
Ci, którzy przez ostatnie ćwierć wieku tworzyli ruch śląski, nie muszą wstydzić się swego dorobku. Wyprowadzenie śląskości z folklorystycznego zaścianka, nadanie jej wymiaru obywatelskiej aktywności i cywilizacyjnego wyboru - to osiągnięcia, które warte były trudu. To reprezentanci politycznej śląskości określili ramy myślenia o Górnym Śląsku i działania dla Górnego Śląska. W tych ramach poruszają się również ci, którzy od polityki się dystansują. Co zawiodło? Nie udało się przekształcić społecznego ruchu, opartego na entuzjazmie wolontariuszy, w sprofesjonalizowaną polityczną siłę.
Wyprowadzenie śląskości z folklorystycznego zaścianka, nadanie jej wymiaru obywatelskiej aktywności i cywilizacyjnego wyboru - to osiągnięcia, które warte były trudu.
Wchodząc w struktury władzy na szczeblu regionalnym, autonomiści utracili dla młodych swój powab siły antysystemowej. Nie zyskali natomiast korzyści zarezerwowanych w polskim prawie dla partii ogólnopolskich, które funkcjonują w oparciu o etatowych pracowników opłacanych z pieniędzy podatnika. Jeżeli dodam, że przelewy od Angeli Merkel i Władimira Putina, zapowiadane przez publicystów z kręgów polskiej nacjonalistycznej prawicy, nigdy nie nadeszły, nie powinno dziwić, iż po przegranych wyborach samorządowych znacząca część działaczy ruchu śląskiego rozeszła się do swoich zajęć. Nie stanowiło to dla nich problemu, bowiem nigdy nie uzależnili się zawodowo od polityki.
Nie nastąpiła jednak pokoleniowa zmiana warty, choć na scenie pojawili się obiecujący, młodzi politycy, otwarcie deklarujący prośląskie przekonania.
Nie nastąpiła jednak pokoleniowa zmiana warty, choć na scenie pojawili się obiecujący, młodzi politycy, otwarcie deklarujący prośląskie przekonania.
Okazało się, że trudno mobilizować Ślązaków, występując pod szyldem ogólnopolskiej partii, będąc - siłą rzeczy - uwikłanym w budzące emocje światopoglądowe spory, toczone na forum parlamentów europejskiego i polskiego. Wydaje się, że nasi reprezentanci w Brukseli i Warszawie nie są w stanie zagospodarować pustki po zniknięciu ruchu śląskiego z przestrzeni publicznej, a ten ostatni nie poradzi sobie bez ich wsparcia. Potrzebne jest ono choćby po to, by na forum parlamentu godnie - nie tylko uchwałą - uczcić setną rocznicę górnośląskiej autonomii i w ten sposób przypomnieć Polsce o jej zobowiązaniach. Niech nowi orędownicy śląskiej sprawy nie czekają na odczytanie naszego testamentu. Nikt nie wyznaczy ich spadkobiercami, bowiem energia społeczna to nie ogień olimpijski, który przekazać można w sztafecie. My natomiast - ludzie Ruchu Autonomii Śląska - nie możemy pozwolić sobie na komfort wypoczynku w politycznym grobie. Pora otrząsnąć się i zebranym nad trumną oznajmić słowami Marka Twaina: „Pogłoski o naszej śmierci okazały się mocno przesadzone”.