Jesień 1944. Pomoc wysiedlonym warszawiakom
Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Po powstaniu w dystrykcie krakowskim zostało rozlokowanych około 100 tys. wysiedlonych ze stolicy, a przez sam Kraków w ostatnich miesiącach wojny przewinęło się ich od 35 do 40 tys.
Ogromna klęska spadła na naród nasz: zniszczenie zupełne miasta Warszawy, jakiego nawet w najczarniejszych myślach nie przypuszczaliśmy, które tysiącom odebrało życie, uczyniło drugie tyle kalekami, pozbawiło resztę wszystkiego, co posiadali, pogrążając ich w skrajną nędzę.
Kto z Warszawy wyszedł żywy, jest dziś jeńcem, albo wlecze się po kraju, szukając dachu nad głową” - takimi słowami rozpoczął arcybiskup krakowski Adam Sapieha odezwę skierowaną do wiernych diecezji w sprawie pomocy dla mieszkańców stolicy po klęsce powstania warszawskiego.
Exodus warszawiaków
Odezwa datowana na 12 października 1944 r. powstała z potrzeby chwili. W momencie jej wydania do Krakowa i okolicznych miejscowości napływała fala warszawiaków. Pierwsze większe transporty przybyły już pod koniec września, ale najliczniejsze grupy przyjechały w październiku.
Po zaprzestaniu walk powstańczych i kapitulacji podpisanej 2 października, ludność cywilna została zmuszona przez Niemców do opuszczenia miasta. Okupant skierował większość wysiedleńców do obozów przejściowych. Stamtąd osoby uznane za zdolne do pracy wywożono na roboty do Niemiec, do obozów pracy lub koncentracyjnych.
Niewielką część starych i chorych zwolniono. Pozostałe osoby przewożono, w urągających godności ludzkiej warunkach, do różnych miejscowości na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Stan fizyczny i psychiczny wysiedlonych był zazwyczaj zły, a sytuacja materialna katastrofalna. Większość opuszczała miasto w pośpiechu, jedynie z tym, co udało się unieść na plecach. Wśród wysiedlonych wielu było chorych i rannych. Spośród przebywających na terenie Generalnego Gubernatorstwa warszawiaków, których liczbę szacuje się na 650 tys., około 600 tys. musiało korzystać z opieki społecznej.
Przepełniony Kraków
Licznie napływający do Krakowa warszawiacy stanowili kolejną, jak się okazało ostatnią w czasie wojny, dużą grupę przesiedleńców. Wcześniej miasto przyjmowało fale uchodźców z różnych stron przedwojennej Polski. Wielkopolanie i Ślązacy przybyli w pierwszych miesiącach okupacji w związku z masowymi wysiedleniami ludności polskiej z terenów bezpośrednio włączonych do Rzeszy, wzmożona migracja Kresowiaków związana była głównie z terrorem ukraińskim na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w 1943 r. i na początku 1944 r.
Napływ uchodźców oraz konsekwentnie realizowana polityka rasowa mająca zapewnić licznie przybyłej ludności niemieckiej komfortowe warunki bytowania spowodowały, że Kraków doby okupacji był niezwykle zatłoczony.
Adam Ronikier opisując ostatnie tygodnie 1944 r. odnotował: „Kraków tymczasem napełniał się po brzegi napływającymi z Warszawy uciekinierami. Każdy wyobrażał sobie, że tam jedynie znajdzie jakiś przytułek, zatrudnienie lub co najmniej opiekę.
Nie liczono się, a raczej nie zdawano sobie sprawy, że właśnie Kraków stał się już od dłuższego czasu miastem do niemożliwego stopnia przeludnionym, że w nim skoncentrowane były władze wszelkiego autoramentu, że wreszcie przewidywanym był jako punkt oparcia dla wojska […], a także z tymi celami związanego wysiedlenia wszystkich nie mających specjalnego powodu do przebywania w tym mieście. Zameldowanie i otrzymanie prawa zamieszkania chociażby nawet czasowego było związane z tysięcznymi formalnościami i nieraz zupełnie niemożliwe do uzyskania.
Niemniej, a może tym bardziej te mieszkania, które były nie zapełnione po brzegi, wypełniały się szybko, a każdy z nas, który miał dużo znajomych, a przede wszystkim nie miał serca odmówić, gdy jeszcze miał chociażby kawałek podłogi na ułożenie się na noc, chętnie tym służył”.
Formy pomocy
Znalezienie dachu nad głową było jedną z najbardziej palących, a jednocześnie najtrudniejszych kwestii. Organizacją pomocy zajęła się Rada Główna Opiekuńcza (legalnie działająca polska organizacja charytatywna) i jej lokalna agenda Polski Komitet Opiekuńczy Kraków-miasto (PolKO). Uchodźcy umieszczani byli w przejściowym domu noclegowym przy ul. Lubicz oraz w schroniskach m.in. przy ulicach Starowiślnej, Dietla, Krakowskiej i Pędzichów. Schronienie uzyskiwali też w klasztorach oraz domach prywatnych.
PolKO zorganizował punkt dworcowy, gdzie udzielano pierwszych informacji i wydawano gorące posiłki. Udającym się w dalszą drogę wypłacano zasiłki pieniężne na zakup biletów kolejowych, a najbardziej potrzebujących zaopatrywano w paczki żywnościowe. Punkt kierował wysiedleńców do schronisk i szpitali. Dla uchodźców otworzono na terenie miasta 14 kuchni, w których tylko w październiku wydano ponad 122 tys. posiłków.
Wobec ogromu potrzeb PolKO zainicjował prace specjalnych referatów opiekuńczych, które miały za zadanie niesienie pomocy w ramach solidarności zawodowej. Samopomoc została zorganizowana wśród kupców i pracowników handlowych, rzemieślników, pracowników przemysłowych, profesorów, nauczycieli, lekarzy, adwokatów, urzędników sądowych, skarbowych, bankowych i miejskich, artystów dramatycznych, literatów, plastyków, muzyków. Jej celem było zdobycie funduszy „na pomoc dla ewakuowanych kolegów zawodowych […] otoczenie przyjeżdżających bezpośrednią opieką, pomoc przy znalezieniu zatrudnienia”.
Zajęto się także osobami potrzebującymi szczególnej troski - chorymi, rannymi, dziećmi. W ramach PolKO powołano nowy dział Opieka nad Chorymi, który przejął patronat nad pacjentami ewakuowanymi z warszawskich szpitali. Dzieci pozostawione bez opieki umieszczano w funkcjonujących na terenie miasta zakładach, sierocińcach i żłobkach. Dla kilkudziesięciu dzieci znaleziono rodziny zastępcze. W tę akcję była szczególnie zaangażowana Hanna Chrzanowska - ogłoszona niedawno błogosławioną - która dokładała wszelkich starań, by doświadczone przez wojnę dzieci trafiały w dobre ręce.
RGO pośredniczyła w poszukiwaniu zaginionych osób prowadząc specjalną kartotekę i rozsyłając zapytania do swoich placówek. W celu zapewnienia środków pomocy skutecznie zabiegała o wsparcie międzynarodowe, a lokalnie odwoływała się do ofiarności krakowian. Aktywną rolę w niesieniu pomocy odegrali spółdzielcy, roztaczający opiekę nie tylko nad swoimi członkami oraz wpłacający znaczne kwoty na konto RGO. Dynamicznie działał włączony w struktury PolKO, ale zachowujący sporą niezależność krakowski Caritas.
To nie jałmużna
Pomoc udzielana przez PolKO miała charakter doraźny. Trudności z uzyskaniem zgody na pobyt stały uniemożliwiały objęcie warszawiaków regularną opieką. Indywidualne działania miały ograniczony zasięg. Pomimo wezwań polskiego podziemia, Kościoła i zaangażowania znacznej liczby krakowian, skala pomocy z pewnością nie zaspokajała realnych potrzeb, ani nie sprostała skali oczekiwań.
Trwająca od pięciu lat wojna odcisnęła piętno na kondycji materialnej mieszkańców Krakowa, których pokaźna część również funkcjonowała dzięki udzielanej im pomocy charytatywnej. Na trudną sytuację lokalową i zaopatrzeniową nałożyły się wzajemne krakowsko-warszawskie animozje wynikające z różnic mentalności i odmiennych okupacyjnych doświadczeń.
Toteż w swojej odezwie arcybiskup Sapieha wzywając diecezjan do ofiarności zwracał się także do uchodźców:
Zapewne to, co znajdziecie w waszej tułaczce, nie będzie mogło dorównać temu, coście mieli w domu, tego wam ludność nasza dostarczyć nie będzie mogła. Przyjmijcie jednak ich szczere wysiłki z wdzięcznością, starajcie się zachowaniem waszym ułatwić ciężkie zadanie. […] Nie żądajcie rzeczy niemożliwych.
Jednocześnie władze polskiego podziemia przypominały: „pomoc dla Warszawy to nie jałmużna”.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.