Jest smutek i złość, ale to nie czas na rozliczenia
Jedni kibice Stali do dziś zastanawiają się, jak można było przegrać wygrany mecz. Drudzy od wczoraj czekają na spotkanie z Falubazem
Nie tylko fani „Staleczki”, ale również jeśli nie wszyscy, to większość dziennikarzy po XI biegu rewanżowego półfinału PGE Ekstraligi ze Spartą Wrocław była przekonana, że nikt i nic nie jest w stanie odebrać stalowcom finału play offów.
Przed XII wyścigiem gorzowianie prowadzili w niedzielnym spotkaniu 39:27, w dwumeczu 82:74, a nie dowieźli tego do końca i zamiast wielkiej radości, był równie duży smutek, a niekiedy i złość u sympatyków gorzowskiego klubu. W końcu jazda o drużynowe mistrzostwo kraju było jak najbardziej w naszym zasięgu.
Jaka była tego przyczyna? - Gratuluję wrocławianom, którzy pokazali charakter tak jak przystało na spartan.
Czy Twoim zdaniem brak awansu do finału można uznać za wielką porażkę Stali Gorzów?
Jak dobrze szło, to niewiele zmienialiśmy. Roztrwoniliśmy tę przewagę w pięciu ostatnich biegach. Po kosmetyce toru zrobił się on inny, zawodnicy trochę go źle odczytali. Nawierzchnia była równa dla wszystkich. Chcieliśmy zrobić taką, która byłaby naszym atutem, byłaby widowiskowa. To drugie udało się, bo atut toru to jedynie do pewnego stopnia - mówił o powodach szkoleniowiec gospodarzy Stanisław Chomski.
To właśnie do niego niektórzy z kibiców mieli pretensje po XIV wyścigu. W pierwszym z biegów nominowanych trener miejscowych zdecydował się na Przemysława Pawlickiego, a nie na choćby Linusa Sundstroema. Szwed zdobył pięć punktów (ale trzy w pierwszym ściganiu), za to Polak uzyskał ledwie trzy „oczka”. Do tego Pawlicki miał na koncie ostrzeżenie. Ostatecznie w XIV drugi raz utrudnił start i został wykluczony z biegu.
Chomski bronił tej decyzji. - Na pewno zabrakło punktów Przemka. Można odbić piłeczkę i stwierdzić, że gościom zabrakło zaś punktów Maćka Janowskiego. Pawlicki pojechał w biegu nominowanym, mimo że miał mniej punktów od Linusa, aczkolwiek według nas w końcówce wyglądał wyraźniej niż on. Kluczowy był dwunasty wyścig. Po nim być może wdarła się nerwowość w szeregi [przyjezdni, tj. Tai Woffinden, Damian Dróżdż pokonali Krzysztofa Kasprzaka i Huberta Czerniawskiego - dop. red.]. Kto popełnia mniej błędów, wygrywa. My tych błędów popełniliśmy na tyle dużo, że po dwumeczu to nie my jedziemy w finale - mówił opiekun obrońców tytułu.
Zawiedziony był nasz lider Bartosz Zmarzlik. - Na pewno wszyscy bardzo się staraliśmy, robiliśmy, co w naszej mocy. Pierwsze biegi całkiem dobrze nam wychodziły, aczkolwiek potem się pogubiliśmy. Sam zmieniałem wszystko, jednak już od tygodnia motory nie reagują na nic. Jest ciężko, ale co możemy poradzić? Gratulujemy Sparcie i jedziemy po brąz - powiedział gorzowianin.
Rozczarowany spotkaniem z Betardem Spartą był też Rafał Karczmarz. - Zabrakło nam prędkości i trochę się pogubiliśmy, bo przekombinowaliśmy z przełożeniami. Była komunikacja, mówiliśmy sobie co i jak dalej robić, ale nic nie mogliśmy zrobić, żeby móc awansować do finału - mówił junior Stali.
Prezes gorzowskiego klubu Ireneusz Maciej Zmora po remisie 45:45, napisał: „Gratulacje dla Sparty. Byli lepsi i zasłużenie awansowali do finału. PS.1 Boli. PS.2 Za tydzień derby”. Potem dodał na Facebooku: „Po takim meczu, jaki był wczoraj można usiąść i ... narzekać, marudzić, smęcić itd. itd. Ale nic dobrego z tego nie wyjdzie. Jeszcze przyjdzie czas na podsumowania i oceny. A teraz stajemy przed bardzo ważnym meczem. Drugie w tym roku derby lubuskie. Jeszcze nie ma rozstrzygnięcia, kto jest lepszy, my czy Falubaz?! Ten kto nie wierzy w Stal, niech zostanie w domu, a kto chce pomóc, niech szykuje gardło na niedzielę! Do zobaczenia na