Jest źle, a będzie jeszcze drożej, czyli dlaczego ceny rosną i kiedy zaczną spadać?
Z doktorem Dariuszem Piotrowskim, adiunktem w Katedrze Zarządzania Finansami na Wydziale Nauk Ekonomicznych i Zarządzania Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu rozmawiamy o rosnących cenach i szansach na to, że w przyszłości zaczną one spadać.
Polacy coraz mocniej zaczynają odczuwać skutki wzrastających cen towarów i usług. Drożyzna stała się argumentem wykorzystywanym na scenie politycznej. Czy mógłby Pan wyjaśnić, skąd w rzeczywistości biorą się te problemy?
Na początku warto nadmienić, że nie ma jednej przyczyny wzrostu cen obserwowanego w ostatnich kilkunastu miesiącach. Najogólniej można analizować czynniki wpływające na zachowania konsumentów oraz na działania podejmowane przed producentów, czy też dostawców. Przyczyn drożyzny upatrywać można również w czynnikach związanych z rynkiem krajowym oraz tych o charakterze globalnym, oddziałujących w mniejszym, czy większym stopniu na podmioty gospodarcze na całym świecie. Paradoksalnie, jednym z powodów tak zwanej drożyzny jest silne odbicie obserwowane w gospodarce światowej, w tym również polskiej. Ogromny popyt na wybrane dobra i usługi, wynika po części z faktu zaspokajania potrzeb, których realizacja nie była możliwa w pierwszym okresie pandemii, z powodu obowiązujących ograniczeń w przemieszczaniu się oraz zamrożenia działalności niektórych sektorów gospodarki. Obserwowany wyższy popyt wynika również z dobrej kondycji finansowej gospodarstw domowych oraz przedsiębiorstw. Płace rosną, bezrobocie utrzymuje się blisko historycznie najniższych poziomów. Obywatele widząc w bankach stopy procentowe zbliżone do zera rezygnują z oszczędzania pieniędzy na rzecz zwiększonej konsumpcji. Programy socjalne rządu również skutkują wzrostem konsumpcji. Z kolei niskie stopy procentowe zachęcały Polaków do pożyczania pieniędzy i finansowania środkami z kredytów zakupu dóbr konsumpcyjnych i inwestycyjnych (samochód, mieszkanie, dom). W efekcie wspomnianych działań, które, co ważne, miały charakter powszechny, prędzej czy później musiał nastąpić wzrost inflacji.
Wspomniał Pan o pieniądzach, które pojawiły się na rynku w wielkich ilościach.
Na rynku poza gospodarstwami domowymi popyt na dobra i usługi zgłaszają również firmy. Co prawda część z nich upadła w czasie pandemii, jednak nie było to zjawisko poważne w skali całej gospodarki. Z punktu widzenia potencjalnego wpływu na poziom inflacji, ważne jest to, że polskie firmy, na długo przed wybuchem pandemii dysponowały ogromnymi kwotami pieniędzy zgromadzonymi na rachunkach bankowych. W przypadku część firm, wzrost oszczędności wystąpił również w czasie pandemii. Wiązać to należy z dobrymi wynikami finansowymi oraz z faktem, niepełnego wykorzystania środków pochodzących z tarcz finansowych. Zatem, firmy mają pieniądze – z zysków, z tarcz, z tanich kredytów - mogą więc zapłacić więcej i podbijać ceny.
Wzrost cen dóbr i usług, a więc inflację, wiązać można również ze stroną podażową rynku, czyli najogólniej zachowaniami producentów. Co tutaj się zmieniło w ostatnim czasie?
W pierwszej kolejności odniosę się do realiów naszego kraju. W niektórych regionach Polski, zjawiskiem o wiele bardziej niepokojącym aniżeli poziom bezrobocia, jest brak rąk do pracy. Wiązać to należy między innymi ze zjawiskiem demograficznym określanym jako starzenie się społeczeństwa, przywróceniem niższych poziomów wieku uprawniających do przejścia na emeryturę, emigracją Polaków, czy też edukacją niedostosowaną do potrzeb współczesnego rynku pracy. W takiej sytuacji pracodawcy zmuszani są do oferowania wyższych wynagrodzeń osobom posiadającym odpowiednie kwalifikacje i deklarującym gotowość podjęcia się pracy. Wzrost wynagrodzeń wiązać również należy ze wzrostem poziomu płacy minimalnej. Wzrost kosztów funkcjonowania firm wynikający ze wspomnianego wzrostu poziomu wynagrodzeń część firm próbuje sobie rekompensować podnosząc ceny produktów i usług, przyczyniając się tym samym do zjawiska drożyzny.
Obserwowany w ostatnich miesiącach wyraźny wzrost cen wiązałbym jednak w znacznej mierze z sytuacją w gospodarce światowej. Ożywienie gospodarcze jest zjawiskiem pozytywnym, jednak, to z którym mamy obecnie do czynienia, pojawiło się niemal jednocześnie w całej gospodarce światowej. Konkurencja między przedsiębiorstwami, ale również między krajami, o dostęp do surowców i produktów przyczyniła się do wzrostu ich cen. Chiny jako wiodący w skali świata producent zgłosiły zapotrzebowanie na ogromną ilości materiałów oraz energii. Chińczycy mając pewność dużego popytu na ich produkty, gotowi są płacić za nie wysokie ceny. Stąd obserwowane na rynku wysokie notowania miedzi, stali, ropy, gazu i węgla. Podrożał także transport produktów a Chin. Dla przykładu, przed pandemią przetransportowanie drogą morską jednego kontenera wiązało się z wydatkiem rzędu 1500 dolarów, obecnie ceny usługi dochodzą do 15000 dolarów.
Jak się w tej sytuacji zachowują się rządzący?
Są pewne czynniki wzrostu cen, które pozostają w zasadzie poza wpływem rządzących. Mowa tu przede wszystkim o cenie nośników energii. Zapotrzebowanie na ropę, węgiel i gaz w skali świata jest wysokie i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższych miesiącach znacząco zmalało. Należy pamiętać, że przed nami zima, wiele krajów nie zdołało odbudować swoich rezerw strategicznych, a dostawcy tych surowców nie robią wszystkiego aby w pełni zaspokoić zgłaszany popyt. Wzrost cen nośników energii to nie tylko wyższe ceny paliw na stacjach i wyższe koszty transportu, to również wyższe koszty energii elektrycznej, która w Polsce wytwarzana jest głównie w procesie spalania węgla. Powszechnie zaś wiadomo, że wyższe koszty transportu i energii elektrycznej znajdują swoje odzwierciedlenie w wyższych cenach nabywanych dóbr i usług.
Jak wspomniałem, istnieją również działania zależne od rządzących, których podjęcie mogłoby skutkować powstrzymaniem wzrostu cen, czy też redukcją inflacji. Mowa tu przede wszystkim o podatkach oraz o stopach procentowych banku centralnego. Rządzący nie podejmują jednak w tych obszarach poważniejszych działań. Wyjaśnić można to w ten sposób, że po pierwsze, do niedawna poziom inflacji w Polsce nie stanowił zjawiska negatywnie odbieranego przez społeczeństwo. Po drugie, dla rządzących ważny jest wzrost gospodarczy, nawet jeśli jego osiągnięcie wiąże się ze wzrostem zadłużenia państwa i gospodarstw domowych. Wysoka dynamika wzrostu gospodarczego wpływa z kolei na realizację większych wpływów z podatków do budżetu państwa.
Czego, jeśli chodzi o inflację, można się spodziewać w najbliższej przyszłości?
Udzielając odpowiedzi odwołam się do danych dotyczących rynku węgla kamiennego. Przed wybuchem pandemii cena tony węgla z dostawą do portów ARA w Europie Zachodniej kształtowała się na poziomie 60 dolarów, obecnie jest to ponad 200 dolarów za tonę. Czy w związku z tak ogromnym wzrostem cen węgla zauważył Pan wzrost kosztów energii elektrycznej oraz kosztów ogrzewania domów? Raczej nie. Zatem kolejna fala podwyżek przed nami.