Jestem w stanie wypić szklankę wody, która wypływa z oczyszczalni. To dobra woda - mówi Paweł Chudziński, prezes Aquanetu
O milionach złotych wydanych na ujęcia i stacje uzdatniania wody, oszczędzaniu wody i zabezpieczeniu jej dla przyszłych pokoleń, oczyszczonych ściekach, które można ponownie wykorzystać, zamiast spuszczać je do Warty, wykorzystywaniu deszczówki mówi Paweł Chudziński, prezes spółki Aquanet.
Eksperci ostrzegają, że grozi nam największa od 50 lat susza. Jednak to nie jest problem tego roku. Naukowcy twierdzą, że te procesy będą się nasilać. Jakie działania podejmuje Aquanet, aby sprostać temu wyzwaniu?
Paweł Chudziński: Takim perspektywicznym działaniem był zakup w 2014 roku terenów wodonośnych w Marlewie. Wydaliśmy na ten cel 15 milionów złotych. Za 20-25 lat ten teren będzie użyteczny dla Poznania, ponieważ tyle czasu zajmie jego remediacja czyli usunięcie zanieczyszczeń ziemi, przywrócenie glebie i wodom gruntowym ich wcześniejszej wartości użytkowej.
Czyli wody nam nie zabranie, nie musimy się spieszyć?
Nie ma powodów, aby ten proces przyspieszać. W ostatnich latach zainwestowaliśmy 23 miliony złotych w nowe ujęcie infiltracyjne w Mosinie. Daje nam ono średnią produkcję wody w wysokości dziesięciu i pół tysiąca metrów sześciennych na dobę. Stacja uzdatniania wody w Mosinie kosztowała 225 milionów złotych. Za około 110 milionów planujemy modernizację tej, która znajduje się przy Wiśniowej w Poznaniu. W ciągu ostatnich 10 lat na ujęcia wody wydaliśmy w Mosinie 20 milionów, w Dębinie 17 milionów, a w Gruszczynie, gdzie jest małe ujęcie 2 miliony złotych. Obecnie nasza zdolność produkcyjna wynosi 240 tysięcy metrów sześciennych na dobę, podczas gdy maksymalny rozbiór dobowy, który miał miejsce w 2006 roku, wyniósł 212 tysięcy metrów sześciennych.
Co to jest ten rozbiór?
To ilość wody, którą wtłoczymy do sieci. We wspomnianym 2006 roku dziennie wtłaczaliśmy 212 tysięcy, a nasze moce produkcyjne wynoszą 240 tysięcy metrów sześciennych wody czyli 240 milionów litrów.
Czy to znaczy, że problemu nie ma, bo macie rezerwy produkcyjne?
Kłopoty, które się pojawią, dotyczą zdolności dostarczenia wody w każde miejsce, o każdej porze i w takiej ilości, jaką oczekują mieszkańcy. Latem, od godziny 17 do 21, jak wszyscy zaczynają podlewać ogródki, to w niektórych miejscach wody brakuje. Nie oznacza to jednak, że brakuje jej w systemie.
Jeśli zainwestowaliście tak potężne pieniądze w źródła wody, a wasze moce produkcyjne są większe niż potrzeby rynku, to po co spółka kupiła Marlewo?
A co stanie się, gdy z jakiegoś powodu jedno ze źródeł zostanie zanieczyszczone? Czy wtedy mamy powiedzieć ludziom, aby po wodę poszli do sklepu, by przestali się myć? Marlewo to nasza rezerwa na przyszłość. Inwestujemy w wodę nie tylko po to, aby ją zużyć tu i teraz, ale także dla tych, którzy będą tutaj żyć za kilkadziesiąt lat. Dzięki tym, którzy w latach 20. i 30. ubiegłego stulecia myśleli perspektywicznie, mamy ujęcie wody w Dębinie. Ujęcie w Mosinie zawdzięczamy tym, którzy pracowali w latach 60. i 70. Te dwa ujęcia nie są inwestycjami naszego pokolenia, pomyślano o nich przed laty. Natomiast na nas spoczywa obowiązek zadbania o kolejne generacje.
Zabezpieczenie terenów wodonośnych to jedno, ale musimy też oszczędzać wodę…
I robimy to. W procesie technologicznym zużywa się stosunkowo dużo wody, między innymi trzeba płukać filtry. Zużytą w ten sposób wodę zawracamy do produkcji. W ten sposób „oszczędzamy” średnio około trzech tysięcy metrów sześciennych.
To dużo?
Bylibyśmy w stanie zasilić w wodę miejscowość wielkości Jarocina.
Jakie inne propozycje ma Aquanet, abyśmy mogli mieć pewność, że wody będzie pod dostatkiem?
Od roku pracujemy nad pomysłem mającym charakter aglomeracyjny. Rozważamy możliwość podpiętrzenia wody w Warcie, aby podnieść jej poziom w okolicach ujęcia na Dębinie. Dzięki temu zyskamy pewne zasilanie ujęcia wody w Dębinie i zyskamy większe nasycenie.
Czy to się opłaca?
W jakimś zakresie zabezpiecza wodę dla Poznania na wiele lat. Gdyby ktoś spytał, czy inwestycja w Marlewo jest opłacalna, to odpowiedziałby, że na dzisiaj zdecydowanie nie. Jednak naszą misją nie jest robienie biznesu, ale zapewnienie wody tym, którzy przyjdą po nas. To będzie dużo kosztować i z pewnością znajdą się przeciwnicy takiego rozwiązania. Sami musimy zdecydować co jest dla nas ważniejsze: pieniądze czy bezpieczeństwo miasta w przyszłości.
Czy spiętrzenie wody nie wpłynie negatywnie na sytuację innych miejscowości położonych nad rzeką?
Nie. Kiedyś Warta miała znacznie wyższy poziom niż dzisiaj. Nie chcemy jej spiętrzać w nieskończoność, ale do takiego poziomy, aby zapewnić lepsze nawadnianie ujęcia na Dębinie. W miesiącach, gdy stan wody w rzece byłby bardzo niski, jak obecnie, to podpiętrzylibyśmy go do stanu średniego. Wówczas mamy pewność, że wodę na Dębinie będziemy mieli.
Czytaj też: Poznański Aquanet dostał milion euro. Ma dać drugie życie ściekom
A inne pomysły?
Rozważamy zawracanie wody z oczyszczalni na ujęcie wody. Wydaje się, że jest to interesujące rozwiązanie.
Mamy pić oczyszczone ścieki?
Jestem w stanie wypić szklankę wody, która wypływa z oczyszczalni. Gwarantuję, że nic mi się nie stanie. To dobra woda, którą dzisiaj spuszczamy do rzeki. Płynęłaby ona nie bezpośrednio do wodociągów, ale na ujęcie wody i tam byłaby poddana ponownemu oczyszczeniu i dalej dezynfekcji.
Czyli woda z oczyszczalni miałaby trafić na Dębinę?
Taki mamy pomysł.
Na ile jest on realny?
Tego rodzaju technologie są dostępne. Na przykład w Kopenhadze jest instalacja, która umożliwia kierowanie wody prosto z oczyszczalni, oczywiście po uzdatnieniu, do systemu wodociągowego, o czym my nie myślimy. Są przecież instalacje, które odsalają wodę morską. W wielu przypadkach kwestią rozstrzygającą jest wielkość nakładów, które trzeba ponieść. Jednak w naszym przypadku nie spodziewamy się wysokich kosztów samego procesu uzdatniania wody. Natomiast kosztowna byłaby jej dezynfekcja i budowa jej przesyłu, bo trzeba byłoby zbudować parę kilometrów rur. Idziemy i powinniśmy iść w kierunku samowystarczalności. Biorąc ten aspekt pod uwagę oraz bezpieczeństwo zaopatrzenia w wodę, realizacja tego pomysłu – moim zdaniem – jest zasadna.
Coraz bardziej odczuwalne skutki zmiany klimatu powodują, że w ostatnim czasie furorę robi retencja.
Z miastem jest, jak z gąbką. Jeśli ją nasączysz wszędzie, to woda będzie. Jeśli pomalujesz ją lakierem, to woda spłynie. Retencjonowanie wody w mieście jest istotne. Tam gdzie się to robi, nie ma problemu z zasilaniem w wodę. To nie jest tylko kwestia tego, że będzie ładnie i miło, ale także zdrowotna. Znaczenie retencji jest potwierdzone naukowo. W jednym z brazylijskich miast przeprowadzono badania, z których wynika, że zatrzymanie wody w mieście spowodowało zmniejszenie maksymalnych temperatur, a to się przełożyło na ograniczenie występowania chorób układu krążenia i oddechowego.
Jak spółka widzi tu swoją rolę?
Chcemy zarządzać deszczówką w mieście. Przedstawiliśmy już plany związane z budową systemu zarządzania wodami opadowymi. Większość środków chcemy przeznaczyć na retencję, a nie na budowę kanalizacji deszczowej. Miasta uszczelniliśmy perfekcyjnie. Dyskutując na ten temat, zawsze pytam rozmówcę, czy pamięta kiedy ostatnio zakładał kalosze. Musimy zmienić naszą mentalność. Zrozumieć, że zieleń w mieście nie może być gorzej traktowana, niż jezdnia, a pewne powierzchnie powinny pełnić rolę zbiorników retencyjnych. Ulica Winogrady w Poznaniu jest przykładem, że można pogodzić zieleń z samochodami i tramwajem. Mieszkam przy ulicy, gdzie nie ma systemu odwadniania. Jak mocno popada, to woda stoi na ulicy. Dzień, dwa i w końcu wsiąknie. Nie widzę w tym problemu.
Co możemy zrobić?
Próbujmy łapać wodę, która spada z nieba. Jest mnóstwo prostych rozwiązań. Możemy rozpocząć od retencjonowania wody pod trawnikiem przed domem. Zbierać deszczówkę w pojemnikach, odłączyć rynnę od kanalizacji deszczowej i poprowadzić wodę do beczki zakopanej w ogródku, by przesiąkała do gruntu lub wykorzystać ją do podlewania.
To działania w mikro skali, a co można zrobić na osiedlach mieszkaniowych? Te stare jeszcze mają trochę terenów zielonych, na nowych deweloperzy betonują każdy metr...
Budując parking, najłatwiej wyłożyć go kostką betonową, a przecież można byłoby zastosować powierzchnie przepuszczalne. Jeśli powstaje skwer czy park, to można na takim terenie zaprojektować zagłębienia, w których będzie zbierać się woda. Nic się nie stanie, gdy będzie tam stać, bo albo wsiąknie, albo wyparuje.
Czy to znaczy, że nie należy oburzać się, gdy park Rataje lub Wodziczki są zalewane?
Nie twierdzę, że jest to dobre, czy złe. Sądzę tylko, że pewne powierzchnie mogą służyć za zbiorniczki retencyjne. Na przykład boiska szkolne. Gdy jest ulewa, można tam kierować wodę, a później należy to posprzątać. Jeśli do tego dojdzie raz na dwa lata, to wydatek nie będzie duży. Natomiast wybudowanie dodatkowego zbiornika retencyjnego to już jest koszt. W ubiegłym roku byłem w Hamburgu, gdzie był plac zabaw, który w czasie intensywnych deszczów stawał się zbiornikiem retencyjnym. Znajdowała się tam informacja, że jeśli woda sięga do danego miejsca, to prosi się o niekorzystanie z placu zabaw. Gdy woda schodziła, urządzenia do zabaw czyszczono i dzieci mogły się znów tu bawić.
Czyli retencjonować i jeszcze raz retencjonować?
Zgadza się. Mam wiele krytycznych uwag do ustawy o prawie wodnym, ale zapisy dotyczące retencjonowania są jak najbardziej zasadne. Inwestycje wpływają na stosunki wodne. Lokowanie budowli musi być poprzedzone badaniami geologicznymi i hydrogeologicznymi. O działalności kopalń nie wspomnę, bo jakie są ich skutki widzimy po jeziorach w Wielkopolsce. Mnóstwo szkód powstało w latach 70., kiedy to wiele cieków miejskich zostało zasypanych. Przykładem jest ulica Górecka, którą prawie codziennie jeżdżę. Wzdłuż niej płynął strumyk, czasami wylewał. Ktoś postanowił go przykryć, bo brzydko wyglądał i pachniał, zamiast go oczyścić. Takich przypadków jest więcej, wystarczy spojrzeć na stare mapy. Dziś nikt nie pamięta strumyka płynącego przez plac Wolności czy stawu na placu Wielkopolskim.
Zobacz również: Prezes Aquanetu: Piję kranówkę w pracy i w domu
Mówi się, że za kilkadziesiąt lat województwo łódzkie stanie się pustynią. Czy to grozi też aglomeracji poznańskiej?
To groziło nam kilka lat temu, gdy pojawiła się propozycja wybudowania kopalni odkrywkowej w okolicach Kościana, sięgającej niemal do Mosiny. Gdyby ktoś chciał zrealizować ten pomysł, to zlikwidowałby Poznań.
Wspomniał pan, że Aquanet wykorzystuje ponownie wodę użytą w procesie technologicznym. Czy inne zakłady produkcyjne w podobny sposób oszczędzają?
Dla mnie wzorem są browary, które są światowym liderem pod względem ilości wody zużywanej do wyprodukowania litra piwa. Coraz więcej firm idzie tym śladem, musimy zadbać o wodę.
Tym bardziej, że jest ona coraz droższa…
Na pewno woda nie jest tania. Musimy pamiętać, że każda inwestycja w wodę podnosi jej cenę. Im bardziej będziemy oszczędzać wodę, tym mniej będzie koniecznych inwestycji na odnowę źródeł wody. Z drugiej strony jest tańsza, niż ta butelkowana. Mówimy ludziom: Napij się wody z kranu, to będziesz bogatszy.
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień