Jesteśmy rodziną i po prostu się szanujemy - mówią Cugowscy
Z Krzysztofem, Piotrem i Wojciechem Cugowskimi rozmawiamy o rodzinnym muzykowaniu, wspólnej płycie i wzajemnych relacjach.
Kiedy rozmawialiśmy półtora roku temu, mówił Pan, że Wasza rodzinna płyta „Zaklęty krąg” ukaże się do końca ubiegłego roku. Tymczasem pojawiła się dopiero teraz. Skąd ten poślizg?
Rzeczywiście tak miało być, ale okazało się to niemożliwe, bo z nagrywaniem płyty to jest tak, że trzeba by było przerwać koncertowanie na trzy miesiące, nagrać płytę i działać dalej. Ale w tej chwili nie żyjemy ze sprzedaży płyt tylko z koncertów, bo nakłady płyt są w porównaniu z tymi, jakie były kiedyś, komicznie niskie. W związku z tym nagrywaliśmy płytę w przerwach między graniem. A że dużo gramy, trwało to długo. Mieliśmy ją skończoną przed wakacjami, ale wytwórnia stwierdziła, że lepiej będzie wydać ją po wakacjach. Stąd ten poślizg.
Co decydowało o doborze utworów? Czy jest na niej to, co usłyszeliśmy podczas koncertów, jak ten 11 maja ubiegłego roku w poznańskim Teatrze Wielkim?
Płyta jest wypadkową naszych preferencji muzycznych. Oczywiście w granicach muzyki rockowej, bo jesteśmy wszyscy wykonawcami rockowymi. Więc wszystko jest jakby z jednej beczki. Natomiast różne są barwy tej muzyki rockowej i to słychać na płycie. Są i ballady, i kawałki bardzo ostre, i kawałki o charakterze rhythmandbluesowym. Jest taka w ramach tego wszystkiego, co lubimy w rock and rollu. A jeśli chodzi o Poznań, to właśnie tym koncertem w Teatrze Wielkim wiosną zeszłego roku zadebiutowaliśmy z synami, więc miał on dla nas ogromne znaczenie. Ja osobiście lubię jeździć do Wielkopolski. Będąc u was, czuję się tak jakbym wjechał do innego kraju, w którym zawsze chciałbym mieszkać. Wielkopolska przypomina nam, że istnieje cywilizowana Europa. Będę znów w Poznaniu 8 listopada. Wezmę udział w koncercie muzyki filmowej. Wykonam „With a Little Help From My Friends” Joe Cockera, piosenkę z „Jamesa Bonda” śpiewaną przez Adele i piosenkę wykonywaną przez Patricka Swayze z filmu „Dirty Dancing”.
Są też na tej płycie goście specjalni, jak skrzypek Michał Urbaniak?
Chcieliśmy nagrać solówkę skrzypiec. A kto mógłby to zrobić lepiej? Na szczęście z Michałem znamy się bardzo dobrze, więc nie mieliśmy problemów, choć rzecz się trochę odwlekła ze względu na kłopoty zdrowotne Michała. No bo przecież kto miałby grać na skrzypcach elektrycznych? Musiał Michał Urbaniak.
Lubi Pan granie z synami?
Trudno powiedzieć. Niezależnie od tego, w jakiej branży pracuje się z dziećmi. Mam znajomych, którzy z dziećmi prowadzą aptekę. Inni jeszcze coś innego. A jestem muzykiem rockowym i pracuję ze swoimi dziećmi-muzykami. Dla mnie osobiście nie ma nic fajniejszego, bo mogę oglądać publiczność, która przychodzi na koncerty, słuchać, jak ludzie śpiewają teksty z moimi synami. A więc mogę oglądać ich ogromny sukces. Dla rodzica nie ma chyba nic przyjemniejszego.
Jaki miał Pan wpływ na to, że Piotr i Wojciech, Pańscy synowie są muzykami?
Po prostu wysłałem ich do szkoły muzycznej, więc zadbałem o to, by poznali podstawy teorii muzyki i są wykształconymi muzykami. Ale nigdy ich nie namawiałem do tego, co sam robię, bo wiem, co to jest za zajęcie i jakie ma wady i zalety. Jak na moje oko te wady i zalety są zrównoważone. Mało tego, gdy oni zaczęli cokolwiek robić w tej materii, ostrzegałem ich. Mówiłem im, jak funkcjonuje showbiznes.
Jakimi dziećmi byli chłopcy?
Nigdy nie było z nimi żadnych problemów wychowawczych. Byli bardzo fajnymi i zrównoważonymi dziećmi. Oczywiście pojawiały się jakieś kłopoty z nauką w szkole. No, ale sam pan wie, jak to chłopcy - gdzieś nie poszedł, czegoś zapomniał. Jak to młodzi ludzie. Ja zresztą byłem podobny, więc dla mnie to oni są w porządku.
Zauważył Pan u synów jakieś cechy podobne do Pańskich?
Na pewno jakieś mają, ale trudno mi mówić. Ja mam dość krytyczne spojrzenie na siebie, no ale gdybym wskazywał u nich na jakieś cechy negatywne, to tak jakbym mówił o sobie. Więc nie będę o tym mówił. A poza tym ani ja już się nie zmienię, a oni też już są na tyle dorośli, że też się nie zmienią. Więc moich cech negatywnych i niektórych, które przeszły na moich synów nie dotykamy. Co do pozytywów, to też mi trudno mówić, bo to oczywiste, że nie jestem obiektywny wobec swoich dzieci. Człowiek chciałaby, aby wszystko było jak najlepiej, ale uważam, choć może jestem nieobiektywny, że są OK. Jestem dumny i zadowolony z własnych dzieci.
A konkretnie z czego najbardziej?
Oni posiadają kilka cech charakteru, których ja nie mam i jestem pełen szacunku, a nawet pewnego zdziwienia, skąd im się one wzięło. Są np. szalenie obowiązkowi i odpowiedzialni. Patrzę na to z niemym zdumieniem, bo zawsze pod tym względem byłem ich odwrotnością, bo ja chodziłem raczej - byle jak i najlepiej szybko. Zawsze tak działałem i to nie jest dobre. A oni są - jak to kiedyś się mówiło - akuratni. Są zawsze przygotowani. Zawsze wszystko wiedzą. Jestem pod wrażeniem, więc jeśli o to chodzi, to zupełnie w ojca się nie wdali.
No to teraz czas na synów. Panowie, jak wam się pracuje z ojcem?
Piotr: To rzecz niecodzienna i oczywiście jest to wyzwanie, ale i przyjemność, bo to wieloletnie doświadczenie zderza się z naszym, dużo młodszym. Każdy z nas musi iść na jakieś kompromisy, aby wszystko wypadło jak najlepiej i chwała Bogu tak jest.
Wojciech: Znakomicie. Pracujemy półtora roku. Zagraliśmy od tego czasu 70 koncertów, podczas których tata był naszym gościem specjalnym. Dokładnie rok temu zaczęliśmy pracę nad płytą. Cieszę się, że w końcu mamy własną płytę z premierowym materiałem. Mogę tylko mówić pozytywnie na ten temat.
Nie buntowaliście się, że ojciec serwuje wam kształcenie muzyczne? Chcieliście zostać muzykami?
Piotr: Naukę teorii muzyki traktowaliśmy jako rzecz oczywistą. Życie w domu wyglądało normalnie oprócz tego, że tato zajmował się tym, czym się zajmował. Ale na pewno momentem przełomowym dla naszych decyzji był fakt, że ojciec przywoził z zagranicy płyty, które wówczas w Polsce były niedostępne. Pamiętam, jak przyleciał pierwszy raz ze Stanów Zjednoczonych i przywiózł około stu płyt kompaktowych i nagle mieliśmy dostęp do muzyki wszelkiej maści. Myślę, że to miało i ma nadal swoje znaczenie.
Jakie macie cechy ojca?
Piotr: To zbyt łatwe i myślę, że kto inny mógłby się w tej sprawie wypowiedzieć, ale oczywiście jesteśmy jednej krwi i to naturalne, że jesteśmy podobni do ojca. Myślę, że dla mnie wspólna z nim jest impulsywność. Ale tak szybko jak się denerwujemy, tak szybko nam przechodzi złość.
Wojciech: Nie mam pojęcia. Nie mam do tego dystansu. Trudno mi mówić. Łatwiej byłoby mówić komuś z zewnątrz.
Za co cenicie ojca?
Piotr: Jest tego mnóstwo - przede wszystkim za dorobek, co jest bezdyskusyjne, no a przede wszystkim za charakter - za to, że gdy pracujemy nad płytą, to ja kompletnie nie odczuwam różnicy pokoleń. Ma wielką umiejętność adaptacji. A poza tym trzeba podziwiać jego geniusz wokalny. To jest niepodważalne.
Wojciech: Za profesjonalizm, co jest oczywiste. Jesteśmy najbliższą rodziną, więc kochamy tatę i szanujemy. Jest fenomenalnym wokalistą i wciąż jest w znakomitej formie. Myślę, że w nie gorszej niż wtedy, gdy był w naszym wieku lub młodszy. Jest po prostu wspaniałym muzykiem i człowiekiem i co do tego nie ma wątpliwości.
Wróćmy do planów artystycznych, płyta już jest, a co z kolejnymi koncertami, trasami koncertowymi?
Planujemy całą trasę na przyszły rok, bo w tym roku mamy zobowiązania i na przełomie października i listopada wyjeżdżamy zagranicę na miesiąc. A jak wrócimy, to już będzie Boże Narodzenie, więc nie ma już sensu niczego planować. Natomiast w przyszłym roku myślimy o dużej trasie, nawet z sekcją dętą, ale nad tym pracują nasi menedżerowie.