Joanna Kińska: Trudno jest przytulić syna, gdy ma się kajdanki na rękach
Rozpędziłam lokomotywę, nie mogę się zatrzymać w pół drogi. Mój mąż, który siedzi w więzieniu wierzy, że dam radę - mówi krakowianka Joanna Kińska, inicjatorka akcji #PRAWOdoWIDZEŃ, w której rodziny walczą o przywrócenie spotkań z osadzonymi.
Jak syn ma na imię?
Olivier. Tata wybrał mu takie imię.
Ile ma miesięcy?
Trzynaście, to jeszcze maluszek, wymaga stałej opieki. Czasami próbuje pomagać mi córka, ale ona ma dopiero pięć lat. Tak więc radzę sobie sama, ale nie narzekam, jestem twarda.
Twarda kobieta, która jednak czuje się gorsza od innych żon i matek?
Tak, bo muszę walczyć ze stereotypem kobiety, której mąż siedzi w więzieniu. W Polsce takie rodziny czują się jak naznaczone, jakbyśmy chodzili z jakimś znakiem na czole, etykietką: uwaga, margines społeczny. A przecież nie każdy człowiek odsiadujący karę to bezwzględny morderca i pedofil. To prawda: mój mąż popełnił błąd, został skazany za rozbój i ponosi słuszną karę. Jestem ostatnią osobą, która by chciała jego czyn usprawiedliwiać. Ale to nie oznacza, że nie zasługuje na drugą szansę, na resocjalizację i powrót do domu. A to może ułatwić mu rodzina. Każda historia człowieka, który odbywa karę, jest inna, nie ma dwóch podobnych, stąd taka moja niezgoda na generalizacje i uproszczenia. Przestępstwa popełniają i biedni i bogaci, i ci z dobrych i ci z patologicznych rodzin. Nie ma tu reguł. Mój mąż przyznał się od razu do winy, a dziś wstydzi się i żałuje tego, co zrobił. I ja mu wierzę, to chyba wystarczy?
Co to był za rozbój?
Nie chciałabym do tego wracać, bo wszyscy skupią się na tym co było, a nie na tym, o co walczymy. Moja złość już minęła, emocje się uspokoiły, patrzę na swoje dzieci i staram się myśleć o przyszłości. Ważne, że dziś mój mąż próbuje się zmienić, nie dostaje żadnych kar, idzie cały czas programem, który ma ułatwić mu powrót do społeczeństwa. Dostaje nagrody, a ja tylko czekam na tak zwany półotworek, czyli przeniesienie go do półotwartego zakładu karnego. Wtedy będzie mógł częściej dzwonić, rozmawiać na skypie i spotykać się z nami na widzeniach.
Jak dziś ten kontakt wygląda?
Tragicznie. Przez pandemię zostały nam odebrane prawa do bezpośrednich spotkań przy stoliku. Osadzeni stracili też szansę na tak zwane wyjścia „KO” - poza mury więzienia z wychowawcą, na przykład na ryby. Mój mąż tylko raz widział syna, na sali sądowej podczas apelacji. Miał skute z tyłu dłonie, nie mógł go nawet wziąć na ręce. Nigdy go nie przytulił, nie ucałował. A przecież on bardziej niż kiedykolwiek chce czuć, że my czekamy, że kochamy, że jesteśmy z nim, gdy jest za kratami. Że walczymy i że ma do kogo wrócić. Mąż mówi wprost, że gdyby nie rodzina, nie miałby motywacji i pewnie skończyłby źle. My dajemy mu siłę do tego, by nie dać się w więzieniu sprowokować, by nie puszczały my nerwy, o co przecież w zamknięciu łatwo, by skupił się na sobie i na swoich celach. Dlatego te nerwy puściły mnie i powiedziałam: dość. Skrzyknęłam się ze koleżanką, jedną, drugą i poszło. Ile można siedzieć cicho? Założyliśmy stronę, zbieramy podpisy pod petycją o umożliwienie widzeń, do grupy na Messengerze dołączyły setki podobnych kobiet. Skoro otwierają się restauracje, siłownie, dlaczego my wciąż mamy godzić się na takie nieludzkie ograniczenia. Nie minęło kilka dni jak rozdzwoniły się telefony z całej Polski, posypały gratulacje, że to świetny pomysł. Włączył się w naszą akcje skazany niewinnie za zabójstwo Arkadiusz Kraska. Z jego fundacji zostaną wysłane specjalne pisma do dyrektorów Zakładów Karnych, z prośbą o wydrukowanie petycji i umożliwienie podpisania ich przez więźniów. To była jedyna droga by wywrzeć presję na władzy i zwrócić uwagę na tych, o których w czasie pandemii się nie mówi. Nie chcemy, by uciszano nas oferując spotkania przez pleksi, w maseczkach, rękawiczkach, kiedy nie można nawet wziąć bliskiego za rękę. I chcemy przyprowadzać do swoich mężów dzieci, tak by czuli, że są częścią rodziny. To nie jest atak na służbę więzienną, to desperacka próba zwrócenia uwagi na nasze potrzeby. Chcemy, by politycy nas wreszcie usłyszeli.
Wasz głos wzmocnili raperzy.
Tak, nagraliśmy filmik, w którym wystąpili m.in. Książę Kapota, Jongmen, Rest Dixon37, Kaczy Proceder, Kacper HTA, czy Nizioł. Można go można obejrzeć na stronie FB #PRAWOdoWidzeń. Chcemy odzyskać to, co jest zapisane w Kodeksie Karnym, mianowicie, że przysługują nam w miesiącu dwie godziny spotkania. Dlaczego ich nie przywrócą, skoro jest coraz mniej zachorowań a my jesteśmy lub będziemy w najbliższym czasie zaszczepieni. Ja mam drugą dawkę w lipcu. W Wiśniczu, gdzie mój mąż odbywa karę, wszyscy są mi wdzięczni, że odważyłam się zrobić pierwszy krok, nie bałam się powiedzieć głośno: Stop takiemu traktowaniu. Dziękują mi zresztą nie tylko dlatego, że walczę, że wymyśliłam tę akcję, ale że oni, więźniowie odzyskali ludzką twarz. Że mówi się o nich, jak o ojcach i synach, którzy chcą wrócić do swoich rodzinnych domów. Nie sądziłam, że ja zwykła kobieta z Krakowa, rozpędzę taką lokomotywę.
Mówiła pani o fali hejtu, zabolało?
Zawsze trochę boli, gdy traktuje się człowieka jako kogoś gorszej kategorii. Ale nie patrzę na to, nie słucham, idę dalej, bo wiem, że to co robię jest dobre i służy dobremu. Każdy może w życiu zbłądzić, powinie mu się noga, zrobi coś złego. Czy wszyscy jesteśmy bez grzechu? Czy ci, którzy wypisują obrzydliwe komentarze nie mają sobie nic do zarzucenia? Ja nie oceniam innych, nie jestem święta, też mam sporo na sumieniu. Ale uderzam się w pierś, bo zawiniłam i i idę po swoje. Osoby, które plują jadem, będą zawsze. I dopóki nie doświadczą tego na własnej skórze, czego ja z rodziną doświadczam, nie zrozumieją. Ciesze się, że mam wsparcie znajomych, sąsiadów i całkiem obcych osób. Mój mąż jest ze mnie dumny, śmieje się, że chodzi teraz jak paw. Wczoraj, gdy wychodził na spacer, koledzy go zaczepiali; Ty, to twoja żona zrobiła tę akcje na całą Polskę?! Szacun. A tych inicjatyw będzie więcej. Teraz, od poniedziałku zawozimy białe kwiaty pod bramy zakładów karnych i aresztów śledczych, by pokazać, że my nie walczymy ze służbą więzienną, my walczymy o prawo, by zobaczyć naszych mężów, partnerów i ojców.
Trudne jest czekanie na powrót?
To codzienne odliczanie, myślenie, ile jeszcze. Mam dwie aplikacje na telefonie, jedna podaje czas do wolności Roberta w dniach, druga w latach. Zostało nam 2 lata i siedem miesięcy, czyli mniej niż tysiąc dni. Ostatni raz widziałam go pod koniec września, przez pleksi. Zostają mi telefony i kontakt skype - w naszym przypadku to dziesięć minut co pięć dni, nawet człowiek nie zdąży zapytać o samopoczucie, a już trzeba skończyć rozmowę. Od 1 czerwca widzenia wracają, to będzie godzina raz w miesiącu, ale wciąż bez dzieci. To dla mnie tragiczne, bo Olivier, gdy tylko widzi filmik od taty rozkłada ręce i mówi; tatata. Słyszy jego głos i rozpoznaje go, choć jest tak malutki. Wierzę, że ten kontakt jest im obu potrzebny.
AKCJA
Pandemia COVID-19 spowodowała, że osadzeni w zakładach karnych mają utrudniony kontakt ze swoimi najbliższymi. Obostrzenia sprawiły, że osoby odbywające karę pozbawienia wolności często mają możliwość porozmawiać z rodziną/przyjaciółmi jedynie drogą internetową (przykładowo - poprzez Skype) i to przez kilka minut. Mimo luzowania obostrzeń przez Rząd, w ZK praktycznie nic się nie zmienia.
Organizatorzy inicjatywy - „PRAWO DO WIDZEŃ”, postanowili utworzyć internetową petycję „#PRAWOdoWidzeń - Wznowienie widzeń w ZK osadzonych z ich najbliższymi i dziećmi”. Podpisało ją w krótkim czasie blisko 6 500 osób