![Joanna Racewicz: - Warto walczyć o każdy uśmiech [ROZMOWA]](https://d-pt.ppstatic.pl/kadry/k/r/1/f1/37/58c1d105914d7_o,size,1088x550,opt,w,q,71,h,8fd12f.jpg)
O pracy, pomaganiu i powrotach na świętokrzyską ziemię rozmawiamy z prezenterką Joanną Racewicz
Joanna Racewicz wita widzów w programie śniadaniowym. Poza ekranem także jest ciepłą, pogodną i otwartą osobą. Nam zdradziła, dlaczego angażuje się w pomoc na rzecz innych i o swoich wizytach w naszym województwie.
Spotykałyśmy się podczas IV Świętokrzyskiego Balu Filantropów. To kolejna w ostatnim czasie Pani wizyta w naszym regionie. Jak się Pani wraca do Świętokrzyskiego?
Zawsze wracam z wielką radością, z oczekiwaniem ciekawych zdarzeń, licząc na spotkanie z dobrymi, ciepłymi i mądrymi ludźmi. To, że Świętokrzyskie jest jednak trochę oddalone od tego centrum, jakim jest Warszawa, sprawia, że nie wyczuwa się u was czegoś takiego, co jest naszą codziennością: pogoni za informacją, za sukcesem, niezdrowej rywalizacji. Nawet ten Bal Filantropów jest dowodem na to, że ludzie tu wzajemnie się wspierają. Słyszałam dziś wieczorem od jednego darczyńcy, że we współczesnym świecie młodzi ludzie mają pod górkę, więc rolą tych, którzy osiągnęli jakiś poziom rozwoju zawodowego i społecznego, jest wyciągać do nich rękę i pomagać. Kilkoro stypendystów jest tu dzisiaj z nami i on są najlepszym dowodem na to, że stypendium im przekazane, to są pieniądze bardzo dobrze zainwestowane.
Fundusze na stypendia dla tej utalentowanej młodzieży są zbierane także podczas licytacji, które Pani prowadzi. Jest Pani nieustępliwa, skutecznie podbija cenę.
Nie odpuszczam (śmiech). Największą motywacją jest świadomość, dla kogo są to pieniądze. Bardzo wierzę w młodych ludzi. Sama też kiedyś potrzebowałam pomocy i znalazł się ktoś, od kogo otrzymałam to wsparcie. Warto oddawać to dobro. A jeśli widzę taką dziewczynę, jak stypendystka Monika – studentka medycyny, która mówi, że pracuje na urządzeniami wszczepianymi do serca, która działa jako wolontariusz, stykając się z różnymi pacjentami, bo, jak wyjaśnia, w ten sposób może najlepiej wczuć się w ich sytuację i lepiej ich zrozumieć, to myślę sobie: kto bardziej zasługuje na wsparcie niż ona!
Osoby publiczne często otrzymują prośby o udział w różnych działaniach charytatywnych. Jak Pani przyjmuje takie propozycje, jak oddziela te, w które warto się zaangażować?
To jest strasznie trudne, tym bardziej, że nie da się być wszędzie i udzielić wsparcia każdemu. Staram się pomagać tam, gdzie widzę sens, ale często też tam, gdzie jestem zaprzyjaźniona. Od lat współpracuję z onkologiczną Fundacją Spełnionych Marzeń. To jest też bardzo prywatna relacja, ponieważ Małgosia, której już nie ma w Fundacji, jaki i Tomek (Osuch – prezes Fundacji – przyp.red.) bardo mi pomogli, kiedy ja straciłam sens życia. Wtedy właśnie oni zadzwonili do mnie i powiedzieli: znajdziesz siebie, jak zaczniesz pomagać, jak przestaniesz myśleć o swoich problemach i dasz siebie innym. Rzeczywiście tak jest, bo depresja boi się uśmiechu, aktywności, bycia z innymi. Kiedy człowiek zamyka się w swoich problemach, to już jest na równi pochyłej. Natomiast kiedy wreszcie wyjdziesz z tej swojej skorupy, i zaczynasz pomagać w takiej fundacji, jak na przykład Fundacja Spełnionych Marzeń, zauważasz, że twoje problemy są niczym wobec problemów matki, która jest codziennie na oddziale onkologicznym, której w dłoniach zostają włosy córki lub syna, bo dziecko właśnie jest po kolejnej chemii. Spotkanie z takimi rodzicami czy małymi pacjentami jest potwornie trudnym doświadczeniem, ale jeśli można powalczyć o uśmiech tego dziecka i choćby na moment odciążyć jego matkę lub ojca, sprawić, że i oni się uśmiechną, nawet na ułamek sekundy, to całe zaangażowanie jest tego warte.
Od września ubiegłego roku jest Pani jedną z prowadzących program „Pytanie na śniadanie” w telewizyjnej „Dwójce”. Jak się Pani odnalazła w formacie lifestylowym po programie informacyjnym, jakim była „Panorama”?
Po pierwszych, niełatwych wydaniach, które były dla mnie ogromną zmianą jakościową, myślę, że dobrze. Jest to program robiony przez ludzi z pasją. Chce im się chcieć, mają ochotę wymyślać przeróżne tematy, myślą kategoriami ludzi, których rzeczywiście interesują poruszane przez nas tematy. Można się zżymać, bo jest taka szkoła, która mówi, że to nie jest poważne dziennikarstwo. Ale to nieprawda! W tym programie mówimy o różnych problemach, takich jak na przykład wychowanie dzieci, opieka nad starszymi osobami, a nawet te kwiatki w doniczkach, o które należy zadbać. To są sprawy dotykające każdego, niezależnie od tego, czy jest z tej czy z innej partii, czy mieszka w dużym mieście czy w małej miejscowości, zarabia 10 tysięcy złotych miesięcznie, czy może 1600 złotych. To program szalenie demokratyczny, łączący ludzi, co mi się w nim bardzo podoba.