Anna Kędzierska zachęca do praktykowania jogi. Pani Anna mieszka w Jastrzębiu. Na co dzień prowadzi zajęcia jogi w rodzinnym mieście i w Miejskim Ośrodku Kultury w Żorach. Co roku wyjeżdża do Indii (czasem zabierając ze sobą uczniów z Polski), gdzie zdobywa szlify w „swojej branży”.
Z miłości do jogi
- Jestem zdania, że nie ma przypadków, że wszystko dzieje się w naszym życiu po coś. Będąc na studiach kupiłam „podręcznik” do jogi, jeden z tysięcy dostępnych na rynku. Książka długo leżała w domu. Pamiętam, że próbowałam robić coś z niej, ale zdawało się to zbyt „nudne” dla mnie. Kiedy wróciłam po studiach do rodzinnego Jastrzębia znajoma zaproponowała mi zajęcia jogi. Poszłam. Spróbowałam, a na kolejne spotkanie kupiłam sobie matę. I tak się zaczęła przygoda z jogą. Miłość nadeszła z dniem, kiedy poznałam ashtanga yogę - tę odmianę, której uczę – mówi Anna Kędzierska, 35-latka z Jastrzębia, która uczy jogi w żorskim MOK-u w środy od godziny 17 do 19 i w Jastrzębiu w pozostałe dni (szczegóły na stronie www.centrumprana.pl).
Instruktorka ćwiczy jogę 1,5 godziny dziennie w swoim domu. - Zajęć z uczniami nie traktuję, jako własnej praktyki. Jeden dzień jest zawsze wolny od praktyki, aby ciało mogło się zregenerować – mówi pani Anna, która zachęca każdego do ćwiczeń jogi.
- Na zajęcia może przyjść każdy, bez względu na wiek czy płeć. Jeśli ma chęć i przeczeka pierwsze tygodnie, kiedy ciało przyzwyczai się do nowych ruchów, zostaje czasem i pięć lat ze mną – dodaje pani Anna, absolwentka Politechniki Zielonogórskiej na Wydziale Budownictwa i Inżynierii Sanitarnej, uczestniczka wielu kursów jogi (m.in. roczny na AFW w Katowicach), z gałęzi medycyny chińskiej – refleksologii, masażu Gua Sha, dietetyki, ziołolecznictwa, psychosomatyki, a nawet leczenia pijawką lekarską i jogi.
Pani Anna praktykuje ashtanga yogę. To odmiana jogi, która jest najbardziej dynamiczna, wysiłkowa, ale jednocześnie najbardziej zjawiskowa dla osób, które patrzą z zewnątrz. - Polega przede wszystkim na spędzaniu godzin na macie samemu ze sobą, ze swoim oddechem. Tak, jak nie da się nauczyć „ operacji kolana” na podstawie podręczników, czy filmów, tak nie da się nauczyć ashtangi z książek, czy kursów akademickich. Dlatego „miarą” nauczyciela, dobrego nauczyciela jest tzw. „praktyka własna”. Kiedy pierwszy raz byłam na warsztatach ashtanga yogi we Wrocławiu byłam zachwycona, ponieważ doświadczyłam pięknego i płynnego ruchu mojego ciała na macie i choć później tydzień ledwo się ruszałam przez zakwasy, postanowiłam zmienić mój sposób patrzenia na jogę. Rozpoczęłam kursowanie po Polsce i weekendowe warsztaty, z Radkiem Rychlikiem - kiedy Radek jeszcze uczył ashtangi, Basi Lipskiej, Gabriela Azoulay i nieustannie praktykowałam sama. Było to nie lada wyzwaniem, więc rozumiem drogę uczniów, zanim zaczną sami praktykować. Pogłębiałam swoją praktykę, ale nieustannie czułam, że to wciąż jakby za mało, że ashtanga nie polega tylko na powtarzaniu asan, że jest coś więcej i że chcę tego doświadczyć, stąd mój pierwszy wyjazd do Indii, do kraju, w którym joga się narodziła – dodaje pani Anna.
W Indiach nasza instruktorka szkoli swój fach. - Pierwszy raz pojechałam tam praktykować. Pomysł narodził się z miłości do ashtanga yogi. Drugi raz miałam jechać praktykować, ale na miesiąc przed wyjazdem, kiedy bilety już były kupione, nauczycielka napisała, że cyklon przeszedł przez wschodnie wybrzeże i szkoła została zniszczona. Zamiast tego pojechałam do Nepalu i przeszłam przez Himalaje, zwiedziłam północne Indie i poczułam smak prawdziwych Indii. Spotkałam mnóstwo fantastycznych osób, a po czasie zrozumiałam, że w Himalajach coś we mnie pękło, coś bezpowrotnie się zmieniło, kiedy walczyłam z mrozem, śniegiem i własną głową podczas wchodzenia na Poon Hill. Dotarło do mnie, że nie ma w życiu rzeczy niemożliwych i wiem, że jakbym poddała się w połowie drogi, to bym nie weszła. Musiałabym się cofnąć, a tak zmotywowana słowami ludzi, z którymi byłam, weszłam i pokonałam własne ograniczenia, czego od tego czasu uczę uczniów - - mówi pani Anna.
Czasem na warsztaty do Indii nasza bohaterka zabiera też uczennice z Polski. Jak można załapać się na takie wyjazdy? - Wystarczy chcieć i praktykować pod moim okiem albo pod okiem innych nauczycieli, bo w tym roku poza zabraniem swoich uczniów, zabrałam nauczycielkę z Poznania – dodaje pani Anna.
Kto jest guru jogi dla pani Anny? - Kiedyś mój pierwszy nauczyciel w Indiach, Lino Miele - Włoch powiedział, że sami dla siebie jesteśmy najlepszymi nauczycielami. I w kwestii praktykowania ashtanga jogi ma to głęboki sens. Bo tylko my sami czujemy swoje ciało. Moim nauczycielem jest Baly Thevar, Hindus, do którego jeżdżę raz do roku. W swojej szkole Balu jednoczy ludzi z całego świata, w różnym wieku i stopniu zaawansowania. Jest fantastycznym człowiekiem i genialnym nauczycielem. Mam to szczęście, że udało nam się nawiązać przyjaźń poza matą. Kiedy czegoś nie rozumiem, również w życiu, wiem, że mogę pójść z nim porozmawiać. Potrafi spędzić z nami śniadanie, daje się zaprosić na obiad... jest jednym z nas, joginów i w takich momentach zapominamy, że rano wyciskał z nas poty na macie – mówi pani Anna.
Podczas swoich wypraw pani Anna przeżywa niesamowite przygody i poznaje fantastycznych ludzi. - Podróżując, poznaję mnóstwo ludzi w różnym wieku z całego świata. Praktyka jogi to nie sport, zatem nie ma współzawodnictwa. Cieszymy się z postępów innych, łapiemy inspiracje do własnych zmagań na macie. A w dniu wyjazdu, po pięciu wspólnych tygodniach, pojawia się smutek, że to już koniec... Wszystko czego doświadczyłam w Indiach i w Nepalu to najwspanialsze doświadczenia dla mnie. Każda z chwil uchwycona tam jest teraz częścią mojego życia i cieszę się, że mogę się nimi dzielić z ludźmi. Były zabytki Indii, były słonie i małpy na ulicach. Była pomoc, kiedy zepsuł mi się telefon. Były niekończące się podróże autobusami i pociągami. Było zaskoczenie, gdy dostałam miejsce do spania w hinduskim pociągu razem z Hindusem. Były godziny czekania na środek transportu miejskiego, choć kontrolerzy zapewniali, że za pięć minut przyjedzie - hinduskie pięć minut przeradza się czasem w godziny. I najpiękniejsze jest to, że nikogo to nie złości, i że turyści podróżujący samodzielnie po Indiach, również to akceptują. Były oczywiście też rozmowy z Hindusami. Był czas spędzony z nimi na wspólnym gotowaniu. Była praktyka. Za każdym razem kiedy wracam, coś się zmienia we mnie. Staję twarzą w twarz z życiem w Polsce, z gonitwą, agresją za kierownicą samochodów i kompletnie tego nie rozumiem – dodaje pani Anna.
Jak czuje się nasza bohaterka, ćwicząc jogę? Przenosi do innego... świata?
- To zabawne. Szukamy w życiu piękna na zewnątrz, a nie patrzymy sobie głęboko we serce. Będąc ze sobą dwie godziny na macie, praktykuje się w zgodzie ze swoim oddechem. Każda asana jest w zatrzymaniu na pięć oddechów. Asany, które twórca ashtanga yogi, ułożył w sekwencje - tzw. serie, więc muszę je znać na pamięć i doskonalę to samo prawie codziennie, ale z uwagą na ciało. Dzięki temu można odbyć podróż w głąb własnej duszy. To jest podróż najpiękniejsza, to najfajniejsze miejsce dla mnie. Miejsce, w którym panuje cisza i gdzie słychać własne myśli. To podróż, którą każdy indywidualnie odbywa. I każdy wraca z niej z czymś innym, z czymś czego sam potrzebował, bo każdy z nas szuka czegoś odmiennego – mówi pani Anna, która – trzeba to podkreślić- staje się poniekąd „czarodziejką” dla swoich uczniów.
- Cieszę się, gdy dostaję informacje od uczniów, że przestaje ich bolec kolano. Kręgosłup, który kwalifikował się do operacji. Że lekarze zmniejszają leki na reumatyzm, bo stawy wracają do normalności. Że mniej boli żołądek, który był obarczony stresem, a wcześniej dawał się we znaki. Że ludzie odzyskują radość życia i wracają do sprawności po operacjach. To jest dla mnie najpiękniejszym elementem pracy z nimi. Jedna z uczennic miała nawet dosyć poważną skoliozę, a gdy zaczęła praktykę - wbrew temu, co doradzał lekarz – została jednym z nauczycieli jogi. Te fakty, które mówią same za siebie – mówi o uzdrowicielskiej mocy jogi.
Dla kogo jest joga? - Mam jedną wspaniałą dziewczynę, która na praktykę przyszła z kulami, bo jest po operacji wydłużania kończyny dolnej. Ma gwoździa w nodze i praktykuje. To chyba najwłaściwsza odpowiedź na to pytanie. Praktyka jogi jest dla każdego, tylko nie dla tego, kto nie chce :) - dodaje pani Anna.
21 czerwca w niedzielę w Jastrzębiu Zdroju pani Anna zaprasza na Międzynarodowy Dzień Jogi, pod patronatem Ambasady Indii!