I znów na wielkich, ponurych wodach. Tym razem lśniący złotymi zębami kapitan Sparrow, czyli niezmiennie Johnny Depp, zaczyna od brawurowej, złodziejskiej akcji.
Kradnie cały bank, nie tylko sejf. Jednak tradycyjnie „fortunna się na niego wypięła”... Ale to nic, w porównaniu z tym, co zgotuje mu na morzu. Pirat, który ma znacznie więcej szczęścia niż rozumu, znajdzie się w opałach, gdy straciwszy magiczny kompas przywróci życie upiornemu kapitanowi Salazarowi (Javier Bardem).
A ten szuka zemsty na Sparrowie i chce też przy okazji unicestwić wszystkich korsarzy. Żeby zatrzymać pasmo niebezpieczeństw, trzeba odnaleźć trójząb Posejdona. W akcji pojawi się, knujący zawsze Barbosa (Geoffrey Rush), wkroczą młodzi - Henry (Brenton Thwaites), pragnący zdjąć klątwę ze swego ojca i Carina (Kaya Scodeloris) uważana za wiedźmę, dziewczyna z życiorysem jak z Dickensa oraz naukowym, astronomicznym talentem.
Nowi reżyserzy, norweski duet Joachim Roenninh i Espen Sandberg, trzymają się mocno konwencji i ekranową moc wkładają w efekty specjalne (podkreślone muzyką, już nie Zimmera, w wagnerowskim duchu). Trudno się oprzeć wrażeniu, że Sparrow, który pozostaje niezatapialny, jest bardziej znakiem firmowym serii, niż postacią główną. W dialogi wpisane zostało trochę humoru, pikanterii ma dodawać użycie słowa seks(tans). Fani serii wychodzili z kina zadowoleni. Tych, którzy wciąż próbują się do niej przekonać, nie urzeka cała lista powtórek. Sięgają korzeni, a więc „Czarnej Perły” (2003). Potem była „Skrzynia umarlaka” i „Na końcu świata” - premiery 2006 i 2007, a oba filmy kręcono równocześnie.
Wszystkie reżyserował Gore Verbinsky („The Ring”). Trzeci, uznany za najsłabszy, zdecydował o zmianie realizatorów. „Na nieznanych wodach” nakręcił Rob Marshall („Chicago”). Piąty film nie ma na świecie wysokich notowań. Opowieści o tym, jak ciężko pracuje się z Deppem, też nie rokują najlepiej, ale nic nie odbierze Studiu Disneya uznania za skuteczną reanimację kina pirackiego. (129 min)