Jubileusz Reformacji to szansa na walkę z ignorancją i niewiedzą
Obcość wyzwala lęk i niepewność, więc najłatwiej całkowicie zdystansować się wobec odmienności - mówi Adrian Korczago, biskup diecezji cieszyńskiej Kościoła ewangelicko-augsburskiego. - Chcemy dzisiaj przypomnieć, kim jesteśmy.
500 lat Reformacji, piękny jubileusz. To dla ewangelików szansa, żeby opowiedzieć o sobie?
W pierwszym rzędzie jubileusz Reformacji traktujemy jako sposobność przyjrzenia się samym sobie. Musimy spojrzeć na swoją niezwykle bogatą historię, ale też uświadomić sobie, jaka jest dzisiaj nasza kondycja.
A jaka jest?
Myślę, że jest dobra, choć musimy sobie zdać sprawę z tego, że pewne wyobrażenia o nas są już przeszłością, inne przyjęły zupełnie nową formę. Takie intensywne spojrzenie na to, kim jesteśmy, pozwoli na nowo odkryć wiele elementów, które wydają się być składową naszej ewangelickiej duchowości, ale które są dla nas na tyle oczywiste, że być może ich już nie dostrzegamy. O to chodzi w tym jubileuszu, żebyśmy odkryli to bogactwo, które jest naszym kapitałem. Chodzi m.in. o ewangelicki etos pracy, przywiązanie do pieśni. Chcemy też zapytać samych siebie, jak dziś wygląda nasze podejście do lektury Słowa Bożego, czy ciągle się nim posiłkujemy, a jeśli nie, to dlaczego? Czy przypadkiem czegoś nie zaprzepaściliśmy?
Czyli jest też trochę krytycznego spojrzenia na samych siebie?
To wręcz niezbędne, bo jeśli człowiek popada w samozachwyt, traci dystans do samego siebie, przestaje zauważać, że niektóre rzeczy nie mają już dla niego znaczenia. Ważne, żebyśmy po tym roku otrzymali w miarę realny obraz naszej wspólnoty i zastanowili się, co wobec takiego obrazu możemy zrobić, jak w tym świecie podkreślać swoją obecność.
Popadanie w samozachwyt chyba nie jest proste. Obserwując ostatnią dyskusję w Senacie, w której padło dużo absurdalnych słów, można sobie pomyśleć, że jest dużo osób, które Kościoła ewangelickiego w Polsce nie rozumieją.
Nie ulega wątpliwości, że bardzo często go po prostu nie znają. To problem, który dotyczy każdego zderzenia się z kimś, kto prezentuje odmienne postawy życiowe czy religijne. Obcość w sposób naturalny wyzwala lęk i niepewność, więc najłatwiej całkowicie zdystansować się wobec tej odmienności. Rok jubileuszu traktujemy też jako szansę, żeby o sobie opowiadać, żeby przekazywać, kim jesteśmy, jeśli tylko gdzieś pojawi się chęć poznania. To, że w pewnych kręgach pewne jednostki autorytarnie wypowiadają się na temat naszego Kościoła, zupełnie zresztą chybiając, bo wykazują się ignorancją i niewiedzą, gdyż próbują formułować sądy, które nijak przystają do tego, kim jesteśmy, pokazuje tylko, że czeka nas dużo pracy.
Senator PiS mówi tak: Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że protestantyzm ma już niewiele wspólnego z chrześcijaństwem. Jest to rodzaj nowej religii, która podważyła wszystkie dogmaty Kościoła katolickiego.
Tutaj można tylko spuścić zasłonę milczenia, nie da się czegoś takiego skomentować. Problem jest jednak szerszy niż pojedyncze wypowiedzi polityków. Dzisiaj często przeżywamy sytuacje, w których w mediach słyszymy, że katolicy obchodzą Boże Narodzenie. To przykre, wykluczające. Były czasy, kiedy u władzy był premier Buzek, kiedy media mówiły o świętach chrześcijańskich, a nie katolickich. To niuanse, które jednak rodzą pewien ból niezrozumienia, zwłaszcza kiedy mówimy o Wielkim Piątku. To dla ewangelików największe święto, wielu rezygnuje wtedy z pracy, ten dzień przeżywa u stóp krzyża. Kiedy w dyskursie publicznym jest się wyautowanym z tych, #którzy świętują, to faktycznie jest to przykre. Ale jest to też wyraz złej edukacji, w tym dziennikarzy.
Kiedy zaczynałem pracę w szkole, spotkałem się z bardzo niemiłym efektem tych braków edukacyjnych. Spotkałem wtedy duchownego katolickiego, który zapytał, czy my też obchodzimy Boże Narodzenie. To zdanie zapamiętam do końca życia. Jeśli to robi kolega po fachu, w dodatku ze Śląska Cieszyńskiego, gdzie ewangelików jest dużo, to trudno wyjść z konsternacji. Faktycznie, mamy do czynienia z niezrozumieniem, a ze słowami kilku senatorów, które padły podczas dyskusji w Senacie, trudno przejść do porządku dziennego.
Sejm nie przyjął projektu uchwały, która mówiła o ustanowieniu roku 2017 Rokiem Reformacji. Czy te starania były z góry skazane na niepowodzenie?
Nie sądzę, że musiały być. Faktycznie wystąpiliśmy do parlamentu z takim projektem i jesteśmy rozgoryczeni, bo nie został on nawet odczytany. Gdyby się okazało, że po odczytaniu wszystkich projektów wybór padłby na jakiś inny, pewnie mielibyśmy poczucie goryczy, ale nie tak silne, jak w momencie, kiedy dokument został w ogóle pominięty. To na pewno budzi emocje, ale wcale nie uważam, że taki projekt musi być skazany na niepowodzenie, bo sądzę, że ta zdecydowana większość mogłaby dowartościować to, co dzieje się w skali Europy, a więc jubileusz 500 lat reformacji. Jesteśmy natomiast dumni, że Sejmik Śląski był pionierem w ustanowieniu Roku Reformacji, po nim zrobiły to jeszcze sejmiki Warmińsko-Mazurski i Dolnośląski.
Śląsk jest wyjątkowy na mapie polskiej reformacji?
Tak się dziejowo złożyło, że większość ewangelików zamieszkuje właśnie teren diecezji cieszyńskiej i katowickiej. Nie wiem, czy dlatego Sejmik Śląski wykazał zrozumienie dla idei obchodów jubileuszu, ale jestem pod wrażeniem, że jednogłośnie, niezależnie od opcji politycznej, zostało to uchwalone. Gdzie tylko możemy, w kraju i za granicą ten fakt podkreślamy. Na pewno Śląsk był zawsze swoistym tyglem kulturowym, człowiek musiał się tutaj uczyć bycia ze sobą w różnych kontekstach. Mieszkający tu ludzie tworzyli niepowtarzalne dzieje. Kiedy człowiek jest zdany na siebie, to musi się uczyć przyjmowania pewnych postaw i myślę, że to nam wyszło na dobre, charakteryzujemy się większą otwartością na innego człowieka.
Śląsk Cieszyński to wzór ekumenizmu w Polsce? Wszystko na tym obrazku wygląda dobrze - katolicy i ewangelicy żyją obok siebie, odbywają się nabożeństwa ekumeniczne.
Ja jestem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o mówienie o wzorcach. Może do głosu dochodzi w tym przypadku ten ewangelicki chrystocentryzm, świadomość tego, że ludzie są niedoskonali, więc próba ustanawiania wzorców jest ryzykowna. Ekumenizm na terenie Śląska Cieszyńskiego ma dla mnie specyficzny wymiar, bo ma pragmatyczne przełożenie. Ci ludzie nie spotykają się tylko podczas okazjonalnych nabożeństw, oni żyją ze sobą na co dzień i ten ekumenizm jest dla mnie najcenniejszy. Ta różnorodność jest ubogacająca dla każdej ze stron, a ja wierzę, że ta forma ekumenizmu jest znacznie cenniejsza niż ta formalna, hierarchiczna.
Mówi się, że problemy zaczynają się przy katolicko-ewangelickich ślubach.
My czekamy na dokument, który został wypracowany pomiędzy Polską Radą Ekumeniczną a Episkopatem Polski. To jest dokument, który wyciszy wiele rodzących się napięć i umożliwi bardziej duszpasterskie podejście do tego problemu. Niestety, na chwilę obecną dokument utknął gdzieś w Watykanie.
Co zakłada ten dokument?
Daje on większą swobodę małżonkom wyboru Kościoła, w którym odbędzie się małżeństwo. Także w przypadku chrztu dziecka z takiego małżeństwa występują łagodniejsze formy niż dotychczas. Takie dokumenty we Włoszech i Hiszpanii są już podpisane i tam tych napięć już nie ma.
Oczywiście ciągle wiele zależeć będzie od księży, od poziomu ich edukacji i tolerancji.
Tak, to są elementy, o które trzeba walczyć i mam wrażenie, że tutaj jest coraz lepiej. Popatrzmy na przykład na wieloletnią pracę biskupa opolskiego Alfonsa Nossola, który jest znakomitym znawcą Lutra. Od niego wyszło całe pokolenie bardzo otwartych duchownych, którzy byli przystosowane do dialogu ekumenicznego.
My, jako społeczność ewangelików, staramy się - szczególnie w tym roku - pokazywać się z jak najlepszej strony, pokazywać chociażby wybitnych przedstawicieli naszego wyznania. Być może to sprawi, że zostaniemy lepiej dostrzeżeni, a więc i rozumiani.
Adrian Korczago
Jest biskupem diecezji cieszyńskiej - największej diecezji Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, która liczy 22 parafie. Siedzibą władz diecezjalnych jest Bielsko-Biała.