Jurek Owsiak: Ci, którzy zawodowo hejtują, nie tylko nas biorą za cel.
Krytyka jest rzeczą normalną, do której nawet nie tyle się przyzwyczajamy, co musimy się do niej odnieść. Najgorsze jest jednak hejterstwo. Taka nienawiść z zasady. Kiedy spojrzeć na to, co się dzieje w tym roku, można odnieść wrażenie, że jest to stały repertuar. To same środowisko, te same gazety, ci sami ludzie - mówi Jurek Owsiak, dyrygent Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Kolejny, 23. już Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy odbędzie się w najbliższą niedzielę, 11 stycznia. W całej Polsce kwestować będzie 120 tysięcy wolontariuszy. Przed godziną "zero" rozmawialiśmy z twórcą WOŚP, Jurkiem Owsiakiem.
Nerwówka czy radosny czas oczekiwania? Jakie emocje towarzyszą na ostatniej prostej do kolejnego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
Najwięcej jest takiej pozytywnej energii, oczekiwania na to, co się wydarzy 11 stycznia. Jest spokój powodowany tym, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik, nie mamy żadnych sytuacji, które by nas niepokoiły. W Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jest ciągle dużo ludzi, by zabrać gadżety, odebrać swoje identyfikatory... Szykujemy się do koncertów, biegów "Policz się z cukrzycą". Wszystko się super zapina. Widać, że to jest machina, której my dajemy sygnał do startu, ale ludzie doskonale wiedzą jak to dalej zorganizować. A nerwówka wynika z różnych przyziemnych rzeczy, wynikających po prostu ze zdrowego myślenia: czy pogoda będzie fajna i nie będzie nam przeszkadzała, czy nie wydarzy się jakaś sytuacja, która kazałaby trochę inaczej podchodzić do Finału? Czy będzie spokojnie na tyle, byśmy mogli świętować i bawić się.
Jest inaczej niż było wiele lat temu, wtedy była wielka nerwówa, która towarzyszyła nam niemal do samego końca, a związana z załatwianiem wielu spraw. Teraz tylko jest odliczanie i sprawdzanie, czy wszystkie gadżety doszły na czas, bo zdarzało się, że gadżety się spóźniały, a ktoś odpalił już machinę (śmiech). Ostatnie dni upływają na rozmowach z mediami, dopinaniu scenariusza Finału, ponieważ zapowiada się ogromny tłok w studiu telewizyjnym. Mnóstwo osób zapowiedziało się, że chcą być z nami, wielu gości myśmy zaprosili. W internecie śmigają już aukcje, na których zebrało się już kilkaset tysięcy złotych. Jesteśmy już w blokach startowych.
Po raz kolejny Finał WOŚP będzie podzielony, pod względem celu, na jaki będziemy zbierać pieniądze. Narodowa kwesta znów będzie prowadzona zarówno na dzieci jak i osoby starsze. Ten model się sprawdził. Będzie też kontynuowany w kolejnych latach?
To się sprawdza. Myślę, że efekty naszych dwóch finałów są tak dobre, tak dużo pozytywnego się zdarzyło i wiele mogliśmy zmienić, że to będzie kontynuowane. Zdecydowaliśmy, że będziemy się tymi tematami dalej zajmować. Dużo zrobiliśmy, ale jest sporo też do zrobienia. Spotkaliśmy się z akceptacją, ludzi, którzy wrzucają pieniądze na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, aby w taki sposób dzielić fundusze. Sądzę, że taki podział będzie nam jeszcze przez kilka lat towarzyszył. Cieszymy się, że ludzie zauważyli problemy geriatrii i ludzi w podeszłym wieku. Jeszcze rząd powinien się pochylić, żeby te zmiany były jeszcze bardziej widoczne. Przez te 25 lat tak naprawdę nikt o tym nie myślał, nie zajmował się tym. W związku z tym także podczas nadchodzącego Finału będziemy mówić m.in. o szpitalach geriatrycznych, które świetnie działają, jak chociażby ten w Katowicach. Czy w Warszawie, gdzie dzięki naszym działaniom powstały pierwsze oddziały ze specjalistycznymi łóżkami. To oczywiście kropla w morzu potrzeb, ale tych 20 łóżek jest!
Ale chcecie więcej
Chcemy podtrzymać te wysokie standardy. Bo Orkiestra je współtworzyła. Jeśli doprowadziliśmy też do tego, że przychodnie, oddziały chociażby do ratowania noworodka, są dobrze wyposażone i dają te standardy, które pozwalają ratować ludzkie życie w najbardziej ekstremalnych sytuacjach, to nadal będziemy się nad tym pochylać. Kiedy psuje się płucoserce w Prokocimiu, a zepsuło się w momencie, kiedy ratowany był mały Adaś, to pan profesor Janusz Skalski mówił publicznie, że będą szukali sponsorów na to, aby ten sprzęt kupić. To jest standard, że jeżeli nie kupi tego Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, to trudno jest takie urządzenie zdobyć. Żeby nie czekać i nie bić piany, po prostu robimy to, co uważamy za najważniejsze, czyli kupujemy potrzebny sprzęt. Taki, który ma być najwyższej jakości.
Często pojawiają się takie opinie, że szpitale nie kupują nowego sprzętu nie tylko z tego względu, że nie mają na to funduszy, ale dlatego, że większość się przyzwyczaiła do obecności Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która za nich to załatwi. Co o tym sądzisz?
Niekoniecznie. Czasami szpitale wcale nas nie proszą o sprzęt, bo uważają, że część już dostały i nie myślą o kolejnej prośbie. Standardem jest ogólny kłopot z regularną wymianą sprzętu. Myślę, że nie jest zasadą stwierdzenie, że "i tak to kupi Orkiestra". Bo my możemy nie kupić i szpital dalej tego nie będzie miał. Nie jest tak, że ktoś powie: "jak Orkiestra nie kupi, to my to zrobimy". Bo po prostu wtedy nie jest kupowany. Ja wszystkim wyjaśniam, że Narodowy Fundusz Zdrowia czy czasem Ministerstwo Zdrowia kupuje sprzęt dla oddziałów szpitalnych akademickich, których nie jest tak dużo. A ten codzienny sprzęt spoczywa w rękach władz lokalnych, samorządów, marszałka. Tam są głównie szukane pieniądze na zakup. I często ten sprzęt najnowocześniejszy nie jest kupowany. Nie do końca jest tak, że szpitale czekają, co zrobi Fundacja, bo budżety są dużo wcześniej określane niż moment, kiedy my mówimy, na co pójdą pieniądze z Finału. My to określamy pod koniec roku, gdy budżety są ustalone, na co pójdą środki w kolejnym roku.
Zdążyłeś się już uodpornić na falę krytyki, hejtu na WOŚP, która z roku na rok coraz wcześniej zaczyna się pojawiać? W tym roku znowu jest gorąco.
Ludzie, którzy oceniają piłkarzy, oglądają ich tylko w telewizji, jedząc popcorn i popijając piwem. Zazwyczaj takich różnych "oceniaczy" w Polsce jest mnóstwo. Takich, którym nic się nie podobało. Do tego się przyzwyczailiśmy. Ostatnio przeczytałem, że Warszawa jest w dziesiątce najpiękniejszych miast na świecie, jeśli chodzi o oświetlenie i dekoracje. Ranking nie nasz, światowy. I tak sobie przypomniałem, ile w Warszawie wysłuchałem krytyki na temat wydawania pieniędzy na oświetlenie, czy jest to potrzebne itp. Ci, którym to się nie podobało, uważali ten pomysł za marnotrawstwo. Uważam, że takie działanie miasta ściąga masę ludzi, masę turystów. Większości się to podoba, bo tłum spaceruje, obserwuje. To samo jest z Orkiestrą. My też obserwujemy i jesteśmy na to bardzo czuli. Krytyka jest rzeczą normalną, do której nawet nie tyle się przyzwyczajamy, co musimy się do niej odnieść. Najgorsze jest jednak hejterstwo. Taka nienawiść z zasady. Mówienie rzeczy zniechęcających lub dyskredytujących dla samego wylania żółci z siebie. I powiedzenia "nie podoba mi się". Ale z drugiej strony rok temu było to nawet chyba bardziej gwałtowne. Kiedy patrzymy na to, co się dzieje w tym roku, to można odnieść wrażenie, że jest to stały repertuar. Te same środowisko, te same gazety, ci sami ludzie. Na szczęście najważniejszy jest Finał. Ankiet dla wolontariuszy zabrakło już trzy tygodnie temu. Jeżeli większość ludzi będzie tolerowała to co robimy - to Orkiestra będzie grała. My musimy mieć tu grubą skórę jak nosorożec i być uodpornieni na wszelkiego rodzaju bluzgi. Ja się z tym nie zgadzam, ale tak jest.
Na przekór krytyce w tym roku znowu wyjdzie na ulice wielka armia wolontariuszy z Orkiestrowymi puszkami.
Myślę, że jeżeli tylu ludzi chce grać, jest z nami, założyło sztaby, z czego 40 na całym świecie, to warto działać dalej. To mówi samo za siebie. Gdybyśmy nabroili tak bardzo, tego sprzętu nie byłoby w szpitalach, nasze programy by nie funkcjonowały, nie było widać tej pracy, to ci negatywnie nastawieni ludzie mogliby powiedzieć: "czarusie. Opowiadają rzeczy, które nie do końca zgadzają się z rzeczywistością". Ale najlepszą obroną są ludzie, którzy są z nami. Nasi wolontariusze. Jesteśmy w takim podziwie, że jeśli ktoś atakuje nas, to wolontariusze i sztaby dzwonią do nas i mówią: "Spoko. My wiemy co mamy robić. Robimy swoje". Oni znają swój kawałek ziemi. Jest bliski sercom tych, którzy ten Finał tam organizują. To oni wiedzą, ile urządzeń pracuje w ich szpitalu, oni potrafią znaleźć konkretnych ludzi, którym Orkiestra pomogła. To oni są naszymi ambasadorami. My zawsze mówimy tym, którym WOŚP się nie podoba, żeby nam po prostu nie przeszkadzali. Zauważyłem jeszcze, że ci, którzy zawodowo hejtują, nie tylko nas biorą na cel. Nie tylko my jesteśmy w zasięgu ich działań. Budują autostrady - to nie podobają im się stacje benzynowe, oświetlasz miasto - niepotrzebnie wydane pieniądze. I wypuszczają narodowego focha zamiast wyszukiwać pozytywnych rzeczy, które cieszą, tworzą coś nowego. Czyli na koniec: my robimy swoje, śledzimy to co się dzieje, nie jest nam to obce, oczywiście, że nas to boli. Ale jak to się mówi: psy szczekają, karawana jedzie dalej.
Na Śląsku po raz kolejny gospodarzem najważniejszej wojewódzkiej imprezy WOŚP będzie Chorzów. Gościłeś tutaj, otwierając jeden z Finałów. Śląsk ma gorące serca dla Orkiestry?
Nie chciałbym puszczać oka tylko w jedno miejsce (śmiech). Ale istotnie Śląsk jest zawsze nam bliski. Tu był pierwszy szpital geriatryczny w Katowicach, gdzie zobaczyliśmy, że świetnie daje sobie radę. Potem byliśmy m.in. na SOR-ze w jednym z chorzowskich szpitali. Zobaczyliśmy bardzo dobrze wyposażone placówki, które świetnie sobie radzą i są takim przykładem, że Śląsk, próbuje złamać schematy. Przestawić je na kolorowy Śląsk. Miejsce o dużym potencjale młodości. Szuka tego nowego myślenia, w jaki sposób się reklamować. Mamy tam superludzi, którzy są bardzo zaangażowani w WOŚP, z którymi spotykamy się na Przystanku Woodstock. Cała gwardia przyjaciół Orkiestry, to są właśnie ludzie ze Śląska. Ludzie, którzy są z nami bardzo blisko, kibicują, próbują to jak najlepiej, jak tylko mogą. Pamiętam jak w Chorzowie rozpoczynaliśmy jeden z finałów. To są takie miejsca trwałe dla nas. Wydaje się, że gdyby na Śląsku nie zagrała Orkiestra, to chyba musielibyśmy tam pojechać, osobiście zobaczyć i popytać co się stało (śmiech). Myślę, że nam to nie grozi. Nigdy nie mieliśmy poważnych problemów, zawsze to była dobra dżentelmeńska gra. Duch ludzi jest tutaj namacalny. Bardzo dużo muzy ciężkiej, metalowej, bluesowej jest właśnie ze Śląska. Za pół roku jest już Przystanek Woodstock, który znowu będzie pełen ludzi ze Śląska. Ludzi, którzy podkreślają, skąd są. Mam nadzieję, że także podczas nadchodzącego 23. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy będziemy się pozdrawiać nawzajem. A później to wróci do was: w postaci sprzętu medycznego.
Na koniec przypomniał mi się program "Z tyłu sklepu" Kabaretu Tey, gdzie padało takie słynne stwierdzenie: "Pani Pelagio, czy pani jeszcze może?". A ty? To już 23. Finał, nadal ci się chce go organizować?
Tak! Chce się (śmiech). Tu nie ma wątpliwości! Jest to z taką dużą przygodą robione. Niby standardowo poruszamy się w pewnych pomysłach, a potem okazuje się, że co roku jest coś nowego, inaczej. Orkiestra cieszy. Samemu może byłoby trudno. Może przychodziłyby takie kryzysowe momenty, kiedy człowiek czułby się zmęczony. Ale pracując w zespole, gdzie wszyscy są całkowicie w to zaangażowani, bardzo pomocni, wspierający nawzajem czuje się, że w tym wszystkim jest wielki sens. Tak dużo rzeczy się dewaluuje wokół nas. Tak wiele rzeczy ma fajny początek i słaby koniec. Niektóre z trudem się realizuje, bo dopada szara rzeczywistość, która bywa brutalna. Jesteśmy krajem w Unii Europejskiej, w którym przychodzą nowe prawa i obowiązki. Szalenie się zmienia. I na dobre i na złe. Dlatego trzeba w tym wszystkim znaleźć sensowne zajęcie, które da satysfakcje i poczucie, że twoje życie idzie w dobrym kierunku, spełniasz się. Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy daje mi to w stu procentach. Te dwa duże działania: Finał WOŚP i Przystanek Woodstock powodują, że czujesz się potrzebny i czujesz, że to wszystko ma sens. Nawet jeśli dostrzegają cię hejterzy to dlatego, że coś robisz. Bo gdybym nic nie robił, to nie zawracaliby sobie głowy.