Justyna Steczkowska: Żadna nasza emocja nie umyka światu
Trochę smutne jest to, w jakim hejtersko-memowym świecie przyszło nam wychowywać nowe pokolenie - mówi Justyna Steczkowska w rozmowie z Tomaszem Dereszyńskim.
Znalazłem gdzieś opinię, że „Maria Magdalena” jest „odlotową alternatywną płytą klubową”. Zgadzasz się z taką opinią?
Tak, zgadzam się. Taka właśnie jest. Bezkompromisowa, alternatywna. Połączenie nowoczesnej muzyki klubowej z orkiestrą jest nieoczywiste i rzadko spotykane. Cieszę się, że znalazłam w sobie odwagę i siłę, żeby nagrać „Marię Magdalenę”. To ważna płyta dla mnie.
Jak zapewne wiesz, nie wszyscy fani są zadowoleni. Co byś im powiedziała?
Raczej większość (śmiech) i to wystarczy. To nie jest muzyka skierowana do mas. Mam tego świadomość. Przyjmą ją ludzie, którzy są na podobnym etapie rozwoju, albo też ci, którym muzyka w rozwoju swojej własnej drogi po prostu pomaga. Czy to będzie „masa” czy małe „grono” nie jest tu najważniejsze. Jedno i drugie jest tak samo cenne. Każdy ma prawo odbierać muzykę na swój własny sposób, więc to zupełnie normalne, że nie wszystkim podoba się to co robię. Szacunek do drugiego człowieka polega właśnie na tym, żeby to uszanować.
Do kogo oprócz swoich fanów kierujesz tę płytę?
To zależy od tego, czego szukamy w muzyce. Jeśli szukasz głębszych przeżyć, to „Maria Magdalena” jest dla ciebie. Opowiada o wędrówce duszy i zadaje ważne pytania o to, kim dla człowieka jest dusza, jaką stanowi wartość... Bo nikt, nawet nauka, nie podważa tego, że istnieje, ale na tym najczęściej kończy się nasza wiedza. Ale treść to jedno, a muzyka drugie, choć z treścią nierozerwalnie związana, więc jeśli kochasz muzykę klubową i dobre ostre bity w połączeniu z orkiestrą smyczkową, to „Maria Magdalena” też jest dla ciebie. Jeśli chcesz odlecieć w kosmos sam czy z ukochaną osobą, to wystarczy zamknąć oczy i moja muzyka z tej płyty cię tam zabierze. Jeśli chcesz potańczyć, to „Ave No Control” poruszy twoje ciało (śmiech). Dla mnie samej ta płyta ma większą wartość niż inne, bo dzięki niej i dla niej zrobiłam olbrzymi krok w swoim rozwoju. Uczę się akceptować zmiany, wychodzić poza strefę komfortu i wygodne utarte ścieżki, dojrzewam, poszukuję, tracę i zyskuję. Życie jest piękną podróżą, chociaż ma w sobie wiele trudnych zakrętów, z których trzeba dać sobie szansę wyjścia na prostą. Swoją siłą i wiarą w dobro mieszkające w człowieku, którym przecież każdy z nas tutaj jest.
Po nitce do kłębka dotarliśmy do Los Angeles i do historii ze znanym producentem amerykańskim Danielem Heathem. Jak trafiłaś na niego? Czego się nauczyłaś?
Skontaktował się z nimi mój management. Wysłałam im płytę i cisza… Dopiero po około 8 miesiącach Daniel odpisał, że płyta jest niezwykła i bardzo poruszająca i z chęcią coś jeszcze przy niej zrobi. Tak powstało „Ave No Control”, które opowiada o tym, żeby odpuścić kontrolę i odnaleźć w tym świecie prawdziwego siebie. Postarać się zapanować nad nienażartym ego, które zawsze będzie chciało więcej naszym kosztem. Nie dajmy się zwariować światu, jego niekończącym się wymaganiom i manipulacji. Wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni, wpływamy na siebie w każdej minucie życia, dlatego tak ważne jest to, co wpuszczamy do naszej głowy, ciała, umysłu i serca.
Byłaś w jego studiu w Kalifornii. Na czym polegała wasza wspólna praca? Miałaś okazję zajrzeć tu i ówdzie?
Jak to praca w studiu (śmiech), wiele godzin poszukiwań właściwych brzmień, potem nagrania wokalu, potem wybieranie, poprawianie, chwile zwątpienia, potem, radości, jak się uda i wszystkim się podoba itd., a wieczorami spacer po Los Angeles.
Wracając do muzyki, w utworze „Coming Back” słyszę klimaty muzyki Depeche Mode czy Tangerine Dream, w „Crystal Children” filmowe. Dobrze kombinuję?
Piękne porównania! Kocham oba te zespoły, ale nie wpadłabym na to, że te piosenki są podobne do ich twórczości. No może „Trust” do Depeche Mode, bo jest dość mroczne… Wiesz co... hmm w sumie to słuszne jest stwierdzenie, że „Crystal Children” jest idealnym podkładem do filmu. Dodałabym jeszcze „Female” i „Universe”, bo to duże formy orkiestrowe z wokalizami. Może ktoś będzie miał ochotę to wykorzystać (śmiech).
Przy nagrywaniu płyty poniekąd wróciłaś do grania na skrzypcach. To jakiś specjalny instrument?
Mój ukochany. Grałam na skrzypcach 15 lat i nadal gram na koncertach. Skomponowałam też oprócz piosenek całą orkiestrę na płytę „Maria Magdalena”, ale też na „Anime” czy swoje poprzednie płyty. Wiele razy też grałam z orkiestrą. Na „Marii Magdalenie” słychać moje skrzypce, podobnie jak na płycie „Anima” czy kołysankach dla dzieci.
Czym nas jeszcze zaskoczysz muzycznie?
Zobaczymy. Czas pokaże. Pomysłów mam wiele, ale marzę o musicalu własnego autorstwa i mam na to pomysł!
Solą życia artystów są koncerty. Wystąpiłaś niedawno w przedsięwzięciu „Artyści przeciw nienawiści”. Tam doszło do swego rodzaju pojednania z Dodą.
W moim sercu do pojednania doszło już dawno. Pół roku po skończeniu programu Gwiazdy tańczą na lodzie. Zaczęłam pracować nad sobą, żeby nie nosić w sobie - w moim poczuciu słusznego - żalu za niepotrzebne ataki na mnie w programie i nie obciążać tym siebie i swoich bliskich. All is one, jak śpiewam na „Marii Magdalenie’”. Żadna nasza emocja nie umyka światu. Zatrzymywanie jej w sobie jest naszym wyborem. Pracuje na naszą korzyść, jeśli jest piękna i prawdziwa, lub na niekorzyść, jeśli rani innych, bo na samym końcu i tak rani ciebie. To ty nosisz w sobie gniew, żal, złość, osąd. Co z tego, że do kogoś, przecież to ty generujesz te emocje i to boli przede wszystkim ciebie. Nawet wtedy, kiedy przynosi chwilową satysfakcję chwały, że poczułeś się lepszy czyimś kosztem, to na samym końcu rujnujesz swoje serce, swoje zdrowie i piękno.
Jak reagujesz na wszechobecny w przestrzeni publicznej hejt? Po koncercie jest go mniej, także w show-businessie?
Jak większość ludzi słabo sobie z nim radzę, szczególnie w sytuacjach, które dotyczą mojego życia i ranią moją rodzinę. Ostatnie dwa lata nie były dla mnie łatwe. Prasa brukowa po prostu zabrała mi wiele zdrowia i dobrej energii. Nie było innej możliwości, jak zgłosić wszystkie te bzdury i kłamstwa do sądu, ale procesy sądowe to duże nakłady finansowe. Nie stać mnie było na to, żeby zapłacić wszystko od razu. Robiłam to sukcesywnie. Wygrałam wszystkie sprawy. I chociaż przeprosiny będą się ukazywały w ciągu najbliższych dwóch lat (bo procesy toczyły się w różnym czasie), to moje wielkie zwycięstwo. Tym bardziej że pieniądze z wygranych procesów trafią na konta wyznaczonych przeze mnie fundacji Anny Dymnej i domu „Ufność”, który opiekuje się porzuconymi ciężko chorymi dziećmi i który wspieram już od wielu lat. Dzięki moim sesjom zdjęciowym dla nich kilkoro poważnie chorych dzieci znalazło prawdziwie kochający dom. To bardzo budujące i wzruszające. Pytasz też, czy coś się zmieniło po koncercie „Artyści przeciwko nienawiści”. Uważam, że tak. Niektóre serwisy zrezygnowały z komentarzy pod artykułami lub wprowadziły system przez Facebook, więc komentarze na nich prawie zamilkły, bo jak ktoś ma się podpisać i pokazać swoją twarz pod hejterską wiadomością, to już przestaje być taki odważny... Niektóre serwisy, widząc, co się dzieje, zrobiły to nawet wcześniej. Uważam, że to bardzo dobrze i jestem - tak samo jak wielu innych ludzi - wdzięczna im za taki ruch. To cegiełka do zmiany świata na lepsze. Gdyby wszyscy to zrobili, hejterzy w dużej mierze zniknęliby z przestrzeni publicznej i zajęliby się czymś innym, zamiast tracić swój cenny czas i wzbudzać niepotrzebną agresję, która sama w sobie nie rozwiązuje przecież żadnego problemu, daje tylko upust złym emocjom, które wiszą w przestrzeni publicznej zaśmiecając nam głowę. Niestety, dla niektórych wydawców wciąż priorytetem są tylko pieniądze, a nie dobro nas wszystkich. Trochę smutne jest to, w jakim hejtersko-memowym świecie przyszło nam wychowywać nowe pokolenie. To ważny temat do dyskusji i bardzo trudny.
Poza „Marią Magdaleną” grasz jeszcze jesienią i zimą 2019 r. „Tribute to! Wielkie muzyczne show!” Podobno usłyszymy magiczne wykonanie „Boskiego Buenos”?
Tak, to świetny koncert! Światowy poziom. Piękne wizualizacje, na wielkich ekranach, wielka orkiestra, chór, tancerze, wspaniali wokaliści i ponadczasowe piosenki artystów, których, niestety, nie ma już wśród nas... W tym roku do panteonu światowych gwiazd zasłużenie dołącza Kora i Maanam. Będę miała okazję zaśpiewać „Boskie Buenos”, jakiego jeszcze nie było. Z wielką orkiestrą i chórem! To będzie niesamowite przeżycie.
Koncerty i trasy wyczerpują fizycznie. Jak zatem dbasz o formę?
Ćwiczę. Dwa razy w tygodniu EMS, w wolnym czasie bikram joga. Codziennie spacer na świeżym powietrzu, nawet jak jest zimno. Ale dbanie tylko o ciało nie da nam dobrej formy. Każdego dnia trzeba dbać o swoją duszę i serce. To nasi najlepsi doradcy i przyjaciele. Przynoszą nam szczęście, zdrowie i dobre życie. Warto żyć z nimi w zgodzie i harmonii.