Justyna Święty-Ersetic: Świętować będziemy dopiero w Polsce. Jest jeszcze jeden medal do zdobycia [WYWIAD]
- Tata powiedział mi, że jestem spełniona i mogę wracać do kraju. Ale jako zachłanna baba ze Śląska chcę zdobyć drugi medal - żartuje mistrzyni olimpijska w sztafecie mieszanej 4x400 m Justyna Święty-Ersetic.
Jak czuje się świeżo upieczona mistrzyni olimpijska?
To mój największy sukces w karierze. Zawsze mówiłam, że jeśli zdobędę medal igrzysk olimpijskich, zajmie on szczególne miejsce w moim domu. Po przebojach, jakie miałam w tym roku, myślałam że nie dam rady. Było bardzo ciężko. Mało brakowało do tego, bym się poddała. Dzięki wsparciu najbliższych udało się przez to przejść. Przypominali, że w 2017 r. też zmagałam się z kontuzją, a skończyło się na brązowym medalu mistrzostw świata w Londynie. Teraz wyszło jeszcze lepiej. Wszystko dzięki wierze bliskich i trenera Aleksandra Matusińskiego. On jeszcze przed biegiem powtarzał mi, że nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, że jestem dobrze przygotowana.
W pani przypadku im gorzej podczas przygotowań, tym lepiej na zawodach?
Może to klucz do sukcesu? Jeszcze niedawno nie było mi do śmiechu. Dwa razy zaczynałam dochodzić do formy, najpierw po kontuzji, później po koronawirusie. Noga już się "kręciła", przewidywałam świetne igrzyska i liczyłam na rekord życiowy w biegu indywidualnym. Na jednym z treningów niestety nie wytrzymał mięsień czworogłowy. Znów zostałam sprowadzona do parteru. Kontuzje zawsze mnie omijały, a w tym roku cały czas coś się działo. Długo pracowałam na sukces indywidualny i drużyny, a na ostatniej prostej ciągle miałam pod górkę. Widocznie tak musiało być. Tym bardziej cieszy ten medal.
[polecane] 21868509, 21864755;1; ZOBACZ TEŻ:[/polecane]
Jeśli ktoś spodziewał się miejsca na podium polskiej sztafety w Tokio, to żeńskiej, a nie mieszanej.
Ja też wierzyłam i wciąż wierzę, że zdobędziemy z dziewczynami medal. Igrzyska tak naprawdę dopiero się dla nas zaczęły, a mamy już złoto. Coś niesamowitego. Miejmy nadzieję, że rozwiązaliśmy worek z medalami dla Polski. (śmiech)
Zwłaszcza po anulowaniu dyskwalifikacji sztafety USA nadzieje na zwycięstwo mocno przygasły. Jak ocenia pani tę decyzję sędziów?
Nie była sprawiedliwa. Trzeba to powiedzieć jasno, są pewne zasady, które Amerykanie złamali. Ich zawodniczka stała wyraźnie poza strefą zmian. Trenerzy zawsze nas uczulają, żeby nie popełnić takiego błędu. Powinien się on zakończyć dyskwalifikacją. Nie rozumiem, dlaczego sędziowie odwołali później tę decyzję. Przed startem powiedziałam wszystkim, że chcę utrzeć nosa USA. Dzięki temu, że pokonaliśmy ich w bezpośredniej walce, sukces smakował jeszcze lepiej. Jeszcze kilka lat temu wyprzedzenie drużyny USA wydawało się nierealne.
Trzeba pogodzić się z tym, że w lekkoatletyce są równi i równiejsi, czy da się coś z tym zrobić?
Przed finałem musieliśmy pogodzić się z taką decyzją. Chyba nawet jeszcze w trakcie biegu trwały dyskusje o dyskwalifikacji drużyny ze Stanów. My nie mieliśmy na to żadnego wpływu. Trzeba było skupić się na starcie i pokonaniu USA na bieżni.
Do zwycięstwa poprowadził was Kajetan Duszyński na ostatniej zmianie. To odkrycie tych igrzysk?
Kajtek jest strzałem w dziesiątkę. Zdobył swój pierwszy medal, i to od razu złoto igrzysk olimpijskich. Nie chciałabym powiedzieć, że cieszył się najbardziej z nas wszystkich, ale jego radość po biegu i w trakcie naszych rozmów była niesamowita. Podczas wywiadów z dziennikarzami też co chwila wzbudzał uśmiech na mojej twarzy. Wydaje mi się, że to osoba, do której najbardziej nie dociera jeszcze, co zrobił dla naszego zespołu i całego kraju.
[polecane] 21864727, 21859963;1; ZOBACZ TEŻ:[/polecane]
Prywatnie Duszyński to też ciekawa postać. Rozmawiacie czasem o biotechnologii i krystalografii białek?
(śmiech) Nie. Tak naprawdę po raz pierwszy wyszło to podczas wywiadów po biegu. Nie jeździmy na zgrupowania z chłopakami, dopiero tu mogłam zobaczyć, jak Kajtek radzi sobie ze stresem i jak potrafi się cieszyć. To coś pięknego.
Na gorąco po finałowym biegu cieszyliście się w czwórkę, później z dziennikarzami i z trenerami. Z kim w Polsce najpierw podzieliła się pani radością?
Pierwszy telefon wykonałam do rodziny. W domu byli też znajomi. Oglądali bieg wspólnie, widziałam nagranie reakcji moich najbliższych. Wszyscy się popłakali. Kiedy zobaczyłam rodziców i męża zalanych łzami, bardzo mnie to poruszyło. Do tej pory emocje są ogromne. Cieszę się, że mam w nich takie wsparcie.
A świętowanie w wiosce olimpijskiej? Wróciliście do niej tak późno, że był czas i siły na celebrowanie z medalu?
Prawdziwe świętowanie będzie dopiero po powrocie do kraju, gdy emocje już opadną. Przed nami jeszcze biegi sztafetowe, Natalia Kaczmarek wystartuje też indywidualnie. To nie czas i miejsce na fetowanie. Ale przyjdzie taki moment, gdy spotkamy się z najbliższymi i będziemy mogli cieszyć się z medali.
ZOBACZ ZDJĘCIA ZŁOTEJ SZTAFETY 4X400 Z FINAŁU I CEREMONII MEDALOWEJ:
Noc po zdobyciu olimpijskiego złota była dla pani bezsenna?
Kiedy wróciłam do pokoju, czekała na mnie Małgosia Hołub-Kowalik. Przywitała mnie, zaczęłyśmy rozmawiać i płakać ze szczęścia. Spałyśmy może ze dwie godziny. Rano spojrzałyśmy na siebie, przytuliłyśmy się i znów rozpłakałyśmy. To fajnie oddaje naszą radość z tego medalu. Wciąż nie dowierzamy w to, co się stało. Zapytałam Gosi, czy gdyby kilka lat temu ktoś jej powiedział, że zostaniemy złotymi medalistkami igrzysk, uwierzyłaby w to. Powiedziała, że nigdy w życiu. I znów zaczęłyśmy płakać.
Szczęście przyniosło pani nacieranie się medalem wioślarskiej czwórki podwójnej. Z własnego też zrobi pani użytek dla innych?
Oczywiście. Udostępnimy medale wszystkim, który będą się chcieli natrzeć. (śmiech)
Złoty medal pobudził apetyt na więcej?
Fajnie by było dorzucić jeszcze jeden do kolekcji. Tata powiedział mi, że zrobiłam już swoje i mogę wracać do domu. Ale jestem zachłanną babą ze Śląska. (śmiech) Powalczę z dziewczynami o kolejny cenny krążek.
[polecane] 21868119, 21867865;1; ZOBACZ TEŻ:[/polecane]
Ze startu indywidualnego się jednak pani wycofała.
Tak. Szkoda, jest mi przykro, bo miało to wyglądać trochę inaczej. Ale przede mną występ w sztafecie. Nie chcę, żeby skończyło się to jak w Toruniu [w marcu na halowych mistrzostwach Europy po starcie indywidualnym Święty-Ersetic musiała wycofać się z finału sztafety kobiet z powodu kontuzji - red.]. Trudno narzekać, bo wywalczyłam wtedy medal indywidualnie. Nie chcę jednak nadwyrężać nogi. Na dziś nie jest idealnie, ale czuję się w miarę OK. Kolejne dni poświęcę na regenerację i ostatnie szlify. Dmucham na zimne, nie wybaczyłabym sobie, gdyby w biegu indywidualnym stało się coś, co uniemożliwiłoby mi start w sztafecie.
Długo zastanawiała się pani nad tym, czy odpuścić bieg indywidualny?
Z tyłu głowy miałam świadomość, że to jedyna słuszna decyzja. Druga półkula mówiła jednak coś innego. Bieg w finale olimpijskim zawsze był moim marzeniem. Ale nie ma co się oszukiwać, indywidualnie żadna z nas nie ma szans na podium. W sztafecie natomiast możemy zrobić coś równie wyjątkowego jak w sobotnim starcie z chłopakami.
Rozmawiał i notował w Tokio Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
[sonda]14197[/sonda]
[polecane] 21626909, 21828349, 20738255, 21840099, 21859963, 20545101;1; ZOBACZ TEŻ:[/polecane]
[polecane] 19625319, 20924822, 21168767, 21838321, 21850555, 20156444;1; ZOBACZ TEŻ:[/polecane]