Kaczyński musi przejąć odpowiedzialność [rozmowa]
Rozmowa z Arkadiuszem Brodzińskim, krajowym koordynatorem Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy.
Napisaliście petycję do Jarosława Kaczyńskiego żądając, aby przejął odpowiedzialność za państwo, a nie chował się za plecami prezydenta i premier. Co przechyliło czarę goryczy?
Od samego początku nowych rządów zastanawialiśmy się, kto tym wszystkim steruje? Wszystkie decyzje pochodzą od prezesa Jarosława Kaczyńskiego, są z nim konsultowane i nikt inny, o czym jesteśmy przekonani, nie podejmuje w PiS niezależnych decyzji. Czarę goryczy przelało uświadomienie sobie, że nie ma w państwie osób, które można pociągnąć do odpowiedzialności za to, co stało się z Trybunałem Konstytucyjnym. Kto odpowiada za to, że rząd nie publikuje ostatniego wyroku TK? Naszym zdaniem Kaczyński.
Ale Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że jest niewybieralny na stanowisko premiera. Myśli pan, że wasza petycja sprawi, że coś się w nim nagle przemieni?
Chcemy dać wyraźny sygnał, że nie zgadzamy się na tego typu „zarządzanie” krajem. Nikt nie podważa wyników wyborów parlamentarnych. PiS ma pełną legitymację, aby w Polsce rządzić, ale rządzi źle. I odpowiedzialność za to się rozmywa. W latach 2005-7 Jarosław Kaczyński wymienił premiera Marcinkiewicza, bo się „nie sprawdził” i wziął odpowiedzialność za dalsze rządzenie. Teraz też powinien to zrobić. W biznesie, w samorządzie jest tak, że jeśli ktoś chce podejmować decyzje, to musi brać za nie odpowiedzialność.
Prawa strona sceny politycznej uważa, że takie słowa jak pana, to jest histeria.
Staramy się podchodzić do sytuacji w kraju rozsądnie. Owszem, prawo do demonstrowania na ulicach nie jest łamane. Porównywanie obecnej sytuacji do czasów „Solidarności” jest przesadą. Wiele osób doskonale pamięta lata, gdy łamane było prawo przez poprzednie rządy.
Platforma i PSL też balansowały na krawędzi, ale robiły to w białych rękawiczkach. Komicznie wygląda sytuacja, gdy na marszach KOD demokracji bronią ci, którzy wcześniej tę demokrację psuli.
To przeciwko czemu tak naprawdę protestujecie?
Przeciwko kierunkowi, w jakim zmierza rząd.
W petycji piszecie, że podwładni prezesa Kaczyńskiego kompromitują sprawowane urzędy, ośmieszają kraj na świecie i cofają Polskę do średniowiecza. Najnowsze sondaże wskazują jednak, że 50 proc. Polaków jest przeciwko marszom KOD, a 41 proc. za podobnymi protestami. O czym to świadczy?
To świadczy o coraz większym podziale społeczeństwa. Jest mocne środowisko związane z PiS-em, czyli narodowo-katolickie i mocne proeuropejskie. To pierwsze środowisko celowo tworzy syndrom oblężonej twierdzy. Manipuluje społeczeństwem, a zwłaszcza zwolennikami strasząc zagrożeniami zewnętrznymi. Z jednej strony wrogiem jest Rosja, z drugiej Stany Zjednoczone. Jeśli ktoś rozumie, jak zbudowany jest świat, wie, że to nie Czechy czy Polska decydują o globalnym układzie sił, ale wielkie mocarstwa. Musimy zrozumieć, jakiej wielkości jesteśmy państwem, a nie stosować retorykę ministra Waszczykowskiego, który mówi o końcu „murzyńskości” w kontaktach zagranicznych. To określenie jest rasistowskie i zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych będzie bardzo źle odebrane. Jeśli takiego określenia używa minister spraw zagranicznych, to albo prowokuje Stany, albo jest niespełna rozumu. Oba wnioski źle wróżą polskim kontaktom zagranicznym.
Teraz słyszymy od jednej strony, że narracja PiS-u jest populistyczna, ale od drugiej, że nareszcie sprawiedliwa.
Po każdej ze stron są ludzie mądrzy i niemądrzy. Możemy różnić się poglądami, ale one powinny być logiczne i spójne. Dziś ciężar polityki został przeniesiony na brak logiki. PiS zakłamuje historię i niszczy narodowe symbole. Reakcje Europy i Stanów na mocny, polski przechył w prawo nie są przypadkowe. Nie chcemy, aby sprawy poszły za daleko, dlatego trzeba protestować.